12

22 3 58
                                    

Kolejny tydzień zapowiadał się dosyć intensywnie i intrygująco, ze względu na dzień moich urodzin, które wypadały w tym roku w niedzielę, ale także ze względu na próbę przed naszym pierwszym koncertem. Jak się jednak okazało, w tym jednym tygodniu zmieściło się więcej niespodziewanych wydarzeń, które znacznie go urozmaiciły. Niekoniecznie w pozytywny sposób.

Najwyraźniej moje życie nie mogło biec względnie spokojnie. Spacerując na wtorkowej długiej przerwie z Grześkiem po szkole, po raz kolejny napatoczyliśmy się na Filipa. Szedł z naprzeciwka, w pewnej chwili potknął się, wpadając na mnie, ale na szczęście nie na tyle gwałtownie, żeby nas oboje wywrócić. Oczywiście przeprosił mnie i na tym mógł skończyć, ale — jak łatwo się domyślić — wcale tak się nie stało. Poczęstował mnie zalotnym uśmiechem (bo inaczej nie da się tego nazwać) i rzucił jakimś marnym tekstem, że tak zapatrzył się na mnie, że kompletnie zapomniał o ostrożności i potknął się o własne nogi. W odpowiedzi pokręciłam głową, przewracając oczami i ruszyłam z Grześkiem dalej w swoją stronę. Nie skomentował tego zdarzenia, ale jedno spojrzenie na niego wystarczyło mi, żeby wiedzieć, że pewna granica jego cierpliwości została przekroczona. Niby nic takiego się nie działo, ale jednak i on, i ja wolelibyśmy, żeby takie sytuacje nie miały miejsca. Obiecałam sobie, że gdyby jeszcze raz doszło do tego typu akcji ze strony Filipa, musiałam z nim pogadać i postawić sprawę jasno. Jeśli nie docierał do niego fakt, że odpychałam jego starania, bo miałam chłopaka, którego kochałam, musiałam mu powiedzieć to prosto w twarz. Z jednej strony w teorii wcale nie musiałam, bo Dominika wcale nie była lepsza, ale bałam się, że któregoś dnia Filip mógł przegiąć i odwalić jakąś akcję, która zniszczyłaby mój związek. A tego za nic w świecie nie chciałam.

Kiedy mama odwoziła mnie w piątkowy wieczór na nocowanie u Oli, nie sądziłam, że sobota okaże się dniem aż tak obfitym we wrażenia. Co prawda miałam na uwadze, że czekała mnie pierwsza próba przed koncertem organizowanym przez Kaczmarską, ale to akurat uważałam za wydarzenie, którego nie mogłam się doczekać. Tymczasem stało się jeszcze coś, czego wolałabym raczej nie doświadczyć.

— Jesteś pewna, że mam po ciebie jutro nie przyjeżdżać? — spytała moja mama, kiedy miałam już wysiadać z samochodu.

— Nie, mamo, przecież to ustalałyśmy — odparłam spokojnie. — Pewnie będziemy z dziewczynami długo spać, więc nie ma sensu, żebyś po mnie przyjeżdżała, zwłaszcza, że chciałam dzisiaj spędzić jeszcze trochę czasu z Grześkiem. On do Oli ma dosłownie piętnaście minut drogi piechotą, więc po mnie przyjdzie i razem pójdziemy do niego do domu. Dzięki temu spędzimy razem trochę czasu, a potem tata Grześka odwiezie nas na próbę przed koncertem. A ty po nas przyjedziesz, jak skończymy i w ten sposób wszystko się wyrówna.

— No dobrze, dobrze. — Uśmiechnęła się. — Niegłupio to wykombinowaliście. Baw się dobrze.

— Dzięki, do jutra!

Wysiadłam z samochodu, otworzyłam sobie furtkę i weszłam na chodnik z kostki brukowej.

— Hej, Kama. — Kiedy tylko zadzwoniłam do drzwi, Ola kilka chwil później mi otworzyła i przytuliła na powitanie. Zdjęłam kurtkę i buty, po czym poszłyśmy obie na piętro, do jej pokoju, gdzie na łóżku siedziała już Wera.

— O, dzisiaj się nawet nie spóźniłaś, chyba powinnyśmy to uczcić — powiedziała.

— Przecież prawie nigdy się nie spóźniam? — Spojrzałam na nią z niezrozumieniem, marszcząc brwi.

— Może i tak, ale kto wie, wystarczyłoby, żeby Grzesiek do ciebie przyjechał i zaraz byś dzwoniła, że w ogóle nie przyjdziesz.

Przewróciłam oczami.

II. 6 decyzji, które zniszczyły mój światOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz