13

19 2 58
                                    

Szłam szkolnym korytarzem, rozglądając się i usiłując znaleźć Olkę. Jak to się stało, że obie z Werką tak nagle zniknęły? I jak to się stało, że w tej szkole nagle zrobiło się tyle ludzi? Nie byłam w stanie wypatrzeć żadnej znajomej twarzy.

Po chwili usłyszałam dobiegający z oddali śpiew. Obejrzałam się za siebie. To z pewnością był głos Grześka i dobiegał jak gdyby... z którejś sali lekcyjnej? Wytężyłam słuch. „Chociaż biegnę przed siebie, serce przestało bić...". Tak, to z całą pewnością był Grzesiek. Nie tylko głos na to wskazywał, ale i wybór piosenki. Znałam tylko jednego śpiewającego chłopaka, który swego czasu określał się jako „Winny".

Śpiew stawał się coraz wyraźniej słyszalny, aż w końcu zaczęłam go słyszeć tuż przy uchu. Dotknęłam go więc odruchowo. Ja naprawdę przez cały ten czas miałam słuchawki w uszach?

Otworzyłam oczy, ale choć sen dobiegł końca, nie przestałam słyszeć śpiewu. Zamrugałam kilkakrotnie, jeszcze zaspana i nie do końca ogarniająca, co się działo wokół. Odwróciłam głowę w prawo, a moim oczom ukazał się szeroki uśmiech i błyszczące oczy Grześka.

— No już myślałem, że jeszcze drugą zwrotkę będę ci musiał zaśpiewać, śpisz jak suseł, Kama — powiedział.

Patrzyłam na niego przez chwilę w milczeniu, ze wszystkich sił próbując zebrać ospałe myśli.

— Co ty tu robisz o tej porze w ogóle?

W odpowiedzi uśmiechnął się jeszcze szerzej, o ile to w ogóle możliwe.

— Wszystkiego najlepszego, kochanie.

Pochylił się nade mną (tkwiącą w pozycji na wpół siedzącej, na wpół leżącej) i pocałował mnie czule w usta. To tylko spotęgowało otępienie mojego umysłu, ale bardzo dobrze rozpoczęło mój dzień.

— Czekaj, dzisiaj piętnasty?

Roześmiał się, ukazując szereg równych, białych zębów. Mógłby z nimi reklamować pasty do zębów, bez kitu.

Ja to naprawdę pomyślałam?

— Słodka jesteś, kiedy tak zapominasz o całym świecie po tym, jak cię całuję.

Po części po to, żeby zamknąć mu usta, a po części przez to, że bardzo tego chciałam, tym razem to ja zbliżyłam się do Grześka. Ujęłam jego twarz w swoje dłonie i pocałowałam go, przedłużając tę chwilę tak długo, dopóki nie zabrakło mi tchu. Odsunęłam się od niego odrobinę, łapiąc oddech, ale ciągle trzymając dłonie na jego policzkach.

— Taki poranek dodaje plus tysiąc do udanego dnia — powiedziałam.

— Zrobię wyjątek i ten jeden raz się przyznam, że się z tobą zgadzam.

Uśmiechnęłam się szeroko.

— Jeśli będziesz taki wylewny przez cały dzień, już go kocham.

— Zapomnij, słońce — odparł Grzesiek, uśmiechając się i kręcąc głową. — To tylko przez to, że mnie przed chwilą omamiłaś.

— Mogę to robić przez cały dzień, żaden problem!

— Moja kochana wariatka... — Roześmiał się, siadając na łóżku i przytulając mnie mocno.

— Czyli zostajesz na cały dzień? — spytałam po chwili, odsuwając się odrobinę, żeby na niego spojrzeć.

— Kama, przecież nie jesteś pępkiem świata... — odparł, patrząc na mnie z politowaniem, ale w odpowiedzi dostał moje spojrzenie spod przymrużonych powiek, więc roześmiał się, dodając: — Okej, dzisiaj jesteś pępkiem świata, a przynajmniej mojego świata, ale moja babcia przyjeżdża dzisiaj do mnie na obiad i chciałbym spędzić trochę czasu z rodzinką. Ale za to jeśli ani ty, ani twoi rodzice nie mają nic przeciwko, zostałbym teraz chwilę i pojechał z wami do kościoła, co ty na to?

II. 6 decyzji, które zniszczyły mój światOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz