Mówiąc Grześkowi, że Julka nie będzie chciała rozmawiać z kimkolwiek, nie miałam pojęcia, jak bardzo prawdziwe były moje słowa. Kuzynka rzeczywiście zamknęła się nawet na mnie i na Karolinę. Właściwie rzecz ujmując, rozmawiała z nami, nawet się uśmiechała i wydawać by się mogło, że wszystko było w porządku, ale poruszała jedynie tematy „bezpieczne" — szkoła, egzaminy, oceny, dopytywała mnie o „Staff". W pewnym momencie zaczęłam czuć się dziwnie, bo zachowywaliśmy się tak, jakby zupełnie nic się nie stało, a to przecież nie była prawda. Nie wytrzymałam i spróbowałam w delikatny sposób zasugerować Julce, że byłam gotowa z nią porozmawiać, gdyby tego potrzebowała. Ku mojemu zdziwieniu uśmiechnęła się lekko i odparła, że póki co, chciała niektóre rzeczy przepracować sama ze sobą, ale że była wdzięczna za pomoc. Prawie zdębiałam! To była już zupełnie inna Julka niż ta, która trzy dni wcześniej do mnie zadzwoniła, a ja zastanawiałam się tylko, co pod tym się kryło. Czy to było przebranie, które w środku ukrywało coś o wiele gorszego, coś, co miało uśpić naszą czujność? A może po prostu poradziła sobie z tym wszystkim o niebo lepiej, niż ja byłabym w stanie to zrobić?
Okazało się jednak, że to nie był koniec ery rodzinnych tajemnic. Kiedy w piątek wróciłam ze szkoły, w skrzynce na listy znalazłam kolejną kopertę od Katarzyny Głowackiej. Mój mózg niemalże od razu zaczął schizować, ale postanowiłam odrzucić pytania choć na chwilę i pogrążyć się najpierw w lekturze. W liście nie było niczego konkretnego, niczego, co by mnie zdziwiło, właściwie był on napisany tylko w jednym celu. Głowacka informowała mnie, że zamierzała zawiesić wysyłanie kolejnych wiadomości, bo zbliżał się dla mnie intensywny czas kończenia gimnazjum: egzaminy gimnazjalne, rekrutacja do szkoły średniej i tak dalej. Nie chciała mnie rozpraszać swoimi wiadomościami, więc abym nie zastanawiała się, dlaczego zniknęła, dała znać, że to nie był koniec wiadomości od niej, a jedynie przerwa.
Być może gdyby nie wydarzyła się ta cała afera z Julką, przeszłabym obok tego listu bardziej na luzie, jednak w zaistniałej sytuacji nie potrafiłam. Nie umiałam oprzeć się obawie, że może to też była moja biologiczna matka, że może rodzice mnie również oszukiwali. Może tak to sobie wymyślili? Sprawić, żebym zaufała tej kobiecie, przez co przyjęcie prawdy o adopcji byłoby dla mnie łatwiejsze? Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej składało mi się to w jedną całość, a głowa była bliska eksplozji. Postanowiłam nie czekać już ani chwili dłużej. Zbiegłam schodami w dół i wpadłam do kuchni, gdzie na szczęście była moja mama.
— Mamo, czy Katarzyna Głowacka to moja biologiczna matka?
Zmarszczyła brwi i popatrzyła na mnie z prawdziwym szokiem w oczach.
— Co proszę?
— Ta kobieta, która pisze do mnie listy. Podobno wiecie, kim jest i zgadzacie się na to, żeby miała ze mną kontakt. Czy to dlatego, że jestem adoptowana?
Popatrzyła na mnie przez chwilę w milczeniu, po czym pokręciła głową z niedowierzaniem.
— Kamila, jesteśmy twoimi biologicznymi rodzicami, nikt niczego przed tobą nie ukrywa. Spokojnie.
— Jak to nikt niczego nie ukrywa? To czemu robicie z tej kobiety taką tajemnicę, że ani ona nic o sobie nie mówi, ani wy nie możecie tego powiedzieć?
Nie zastanawiałam się nad swoimi słowami, wypowiadałam na głos swoje myśli i lęki. Być może nie powinnam, ale z jakiegoś powodu wierzyłam mamie i jej słowa powoli zaczynały mnie uspokajać.
— Kama, możesz być pewna, że to jest tajemnica, która będzie dla ciebie bardzo pozytywna, jeśli wszystko się uda. O to właśnie chodzi, że nic ci teraz nie mówimy, żeby nie narobić ci nadziei, a później jej brutalnie nie odebrać. Daj nam jeszcze trochę czasu, a wszystko ci wyjaśnimy. Wszystko jest w porządku, jesteśmy prawdziwą rodziną, a to, czego ci nie mówimy, potraktuj jak niespodziankę z odroczonym terminem otworzenia, dobrze?
CZYTASZ
II. 6 decyzji, które zniszczyły mój świat
TeenfikceDopuściliśmy do tego, żeby liczba prawd, którymi się karmimy, była tak ogromna, jak liczba gwiazd w galaktyce. Nic więc dziwnego, że w całym tym chaosie, ochrona bliskiej osoby staje się niekiedy tożsama z wystrzałem. Bo prawda, na którą patrzy się...