5

79 10 257
                                    

Nie potrafił sobie przypomnieć, od kiedy przyjemny dotyk stał się dla niego hipnozą wyobraźni i fikcją zapisaną na kartach pożółkłej, starej księgi. Miał wrażenie, że to zalęgło się w nim wieki temu, a teraz rozwija swoje pnącza, tworząc strach, ból, niezrozumienie i przeraźliwe obrzydzenie.

Leżał na łóżku, odtwarzając w głowie, w kółko jedno i to samo wspomnienie. Powracało do niego za każdy razem, gdy zamykał oczy. Sina twarz, która nie przypominała człowieka. Oczy bez blasku, usta bez śmiechu, szyja owinięta długim, grubym, czarnym kablem, pozbawiona naszyjnika, który zawsze się na niej znajdował. Ciało zwisało bezwładnie, a krzesło leżało pośrodku pokoju, w którym nie było już życia. Patrzyło na niego, obserwowało cicho, jakby chciało przeprosić małego chłopca, że nie udało mu się nic zrobić, aby uratować, jego tatę. Tylko że było martwe i nic nie mogło począć, tak samo, jak ojciec Kuroo, który pozbawił się zdolności mówienia.

Dwunastoletni brunet ściskał w ręce laurkę, obrazującą miłość do ojca. Nie mógł się poruszyć, więc stał sztywno, jakby był rośliną z korzeniami utkwionymi, w mokrej glebie. Patrzył pustym wzrokiem na zwłoki i gniótł papier, na którym czarnymi literami napisał, że chciałby kiedyś z tatą zwiedzić Anglię.

Pierwszy raz zatarła mu się czasoprzestrzeń, wrócił do świata rzeczywistego dopiero wtedy, gdy mama drżącą dłonią, zasłoniła mu oczy. Słyszał szloch, widział łzy, a sam nie potrafił zrobić nic, aby słone krople wypłynęły z jego oczu.

W tamtym momencie stał się pusty, a biała, pognieciona kartka wylądowała w ubikacji. Patrzył, jak czarny tusz rozmazuje się pod wpływem wody, a gdy został zmyty, utopiony, zapomniany, to Kuroo wyrzucił z pamięci, że kiedykolwiek miał ojca.

Przypominając sobie tę chwilę, widział kogoś obcego, kogoś, kogo nie znał i już nigdy nie pozna.

Tetsurō zgubił się po raz pierwszy, a gdy odnalazł drogę, pojawił się na niej kolejny obcy człowiek. To właśnie wtedy nauczył się płakać i to właśnie wtedy przypomniał sobie, że miał ojca. Ta myśl była przerażająco dobijająca, ale nauczył się żyć z faktem, że życie nigdy nie było sprawiedliwe, a każdy zapomni o nieszczęśliwym chłopcu, który czarnym atramentem zapisał swoje marzenia, aby później zimną wodą bezdusznie je zbrukać.

Cichy dźwięk rozprzestrzenił się po pokoju, a telefon leżący na biurku, uświadomił mu, że żyje, istnieje i wokół niego są ludzie, którzy chcą się z nim skontaktować. Zmęczony własnymi myślami, ociężale podniósł się z łóżka, aby móc sięgnąć po irytujące urządzenie. Spojrzał na wyświetlacz, nie zastanawiając się, po prostu odebrał, przystawiając telefon do ucha, westchnął cicho.

— Mój najdroższy przyjacielu, tajemny kochanku mojego ukochanego witam cię, w ten słoneczny dzień. — Usłyszał głos Bokuto, który z samego rana postanowił, zawracać mu głowę swoimi wygłupami.

Jednak mimo że czasami irytował go optymizm chłopaka, to każdego dnia uświadamiał sobie, że właśnie dzięki niemu udało mu się jakoś przetrwać.

— Akaashi cię dręczy, że chcesz z niego zrobić mojego kochanka, czy już masz go po prostu dość? Wiesz, ja narzekać nie będę, bo jest całkiem przystojny, ale wolę blondynów — zadrwił i choć nie widział twarzy Kotarou, to wiedział, że w tym momencie przewrócił oczami — Tak poważnie, czego chcesz?

— Ciebie. — Kuroo cicho westchnął, a po chwili parsknął, obrazując swoje rozbawienie. — Kończąc żarty, to dzwonię, bo potrzebujemy pomocy.

Brunet zmarszczył lekko brwi i odsunął telefon od ucha, aby sprawdzić godzinę. Za niedługo miał spotkać się z Kenmą, więc miał nadzieję, że chłopak nie poprosi go o wielką przysługę.

Zakład o to, że życie motyla może być dłuższe? †Kuroken†Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz