2

368 11 0
                                    

Wracając do domu, zadzwoniłam do Marka. Chciałam gdzieś wyjść odreagować cały ten ciężki tydzień i trochę po świętować mój awans, choć o nim na razie nie mogłam nikomu powiedzieć. Niestety moje plany legły jednak w gruzach, gdyż Mark musiał zostać dziś dłużej w pracy. Nie byłam, co prawda z tego zadowolona, ale i nie zdziwiło mnie to. Wiem, że ma ostatnio ma sporo na głowie, ze względu na jakiegoś ważnego klienta i możliwość sporego zarobku. Marka poznałam dwa lata temu gdy byłam odwiedzić swoją dobrą znajomą w jej nowej pracy. Od słowa do słowa umówiliśmy się na spotkanie, potem następne i tak od tamtej pory jesteśmy razem. Od niespełna roku jesteśmy zaręczeni. To dobry i kochający chłopak, a przynajmniej do niedawna taki był. Ostatnio jednak coś się między nami zaczęło psuć. Nie wiem nawet jak to określić, po prostu wiem, że coś jest nie tak. Wydaje mi się, że to wszystko przez pracę zarówno jego, jak i moją. Mimo że mieszkamy razem, to prawie się nie widujemy. Wracamy późno, wychodzimy wcześnie, a do tego odkąd Mark próbuje rozkręcić swoją firmę finansową, jest jeszcze gorzej. Zależy mi na nim i dlatego cały czas mam nadzieję, że wszystko między nami się ułoży i będzie tak jak wcześniej.

Wchodząc do mieszkania, rzuciłam ubranie i torebkę w korytarzu, udając się od razu do kuchni po lampkę wina. Jednak nim zdążyłam nalać sobie czerwonego płynu do kieliszka, zaczął dzwonić mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i uśmiechnęłam się do siebie, widząc znajome imię.

- Hej Sam! - Krzyknęłam do słuchawki wesoło.

- Hej Eva. Co robisz? - Usłyszałam znajomy głos po drugiej stronie.

- Szczerze to nic. Dopiero wróciłam z pracy. A co u tam u was? Co porabiacie? - Odpowiedziałam, siadając na stołku przy kuchennym barze.

- Jess pojechała do rodziców, a ja zostałem sam i się nudzę. Masz może ochotę na drinka? Spotkalibyśmy się tam gdzie zawsze. - Zaproponował

- Pewnie, że tak. Będę w "siódemce" za jakieś 30 minut. Ok? - Rzuciłam szybko, ciesząc się do telefonu jak dziecko.

- Super, to widzimy się później. - Usłyszałam i rozłączył się, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

Wchodząc do baru, z daleka dostrzegłam swojego przyjaciela, który siedział, przy jednym ze stolików w skupieniu przeglądając coś w swoim telefonie. Jego brązowe włosy delikatnie zsunęły mu się na twarz i przysłaniały otaczające go otoczenie. Nie mogłam się oprzeć, musiałam wykorzystać okazję.

- Buu! - Lekko krzyknęłam, łapiąc go za ramiona. Pod dłońmi poczułam, jak napinają się jego mięśnie, a on sam lekko podskakuje na krześle.

- Eva, cholera nie strasz. Prawie upuściłem telefon. - Rzucił, podnosząc się z miejsca.

- Mi też miło cię widzieć Arturze. - Odparłam, śmiejąc się na widok jego miny.

- Cześć. - Powiedział w końcu, całując mnie w policzek, po czym wskazał ręką na krzesło po przeciwnej stronie, abym usiadła. Sam natomiast udał sie w stronę baru, by po chwili wrócić, niosąc ze sobą dwa piwa. Ja w tym czasie obserwowałam go jak sprawnie i szybko zmniejsza dzielący nas dystans, stawiając durze kroki, swoimi długimi nogami. To naprawdę wysoki i przystojny mężczyzna. Ja przy moim niewielkim wzroście wyglądam obok niego jak mała dziewczynka.

- I z czego się tak śmiejesz? - Przywrócił mnie do rzeczywistości, stawiając przede mną napój.

- Z min tych wszystkich kobiet, które pożerały cię wzrokiem, jak szedłeś po piwo.

- No wiesz wcale im się nie dziwie. Doskonale wiem, że jestem zajebiście przystojny. - stwierdził z zadowoleniem w głosie łapiąc sie za brzegi koszuli i poprawiając ja w sposób mający na celu podkreślenie jego sylwetki. Przejechałam wzrokiem po jego klatce piersiowej, którą opinał jasny podkoszulek, następnie spojrzałam na ramiona, na których spoczywała ciemna koszula. Przechyliłam głowę, obserwując, jak rękoma poprawia włosy, zakładając je za uszy.

- Przeceniasz się chyba. - Zakpiłam, bo przecież nie mogłam przyznać mu racji, chociaż się z nim zgadzała. Jednak dla mnie Sam zawsze był i będzie przyjacielem, takim przyszywanym bratem, którego nigdy nie miałam.

- Jak możesz. A tak na poważnie to chciałem ci pogratulować awansu. - Spojrzał na mnie śmiejąc sie chytrze.

- Dziękuje, czyli wiedziałeś o wszystkim i nie raczyłeś mi nic powiedzieć. Chociaż napomnieć, żebym się jakoś przygotowała.

- Wtedy nie byłoby niespodzianki i oczywiście, że wiedziałem. Zaraz na początku roku rodzice rozmawiali z nami na ten temat. Stwierdzili, że chcą użyć trochę życia, zwiedzić trochę świata, a ja z Deanem damy sobie radę przejmując firmę.

- Czyli będziemy pracować razem? Odchodzisz z kancelarii. - Uśmiechnęłam się.

- Tak i nie. Owszem odchodzę z kancelarii, ale nie po to, by przejąć rodzinny biznes, tylko dlatego, że otwieram swoją. - Oznajmił mi przyjaciel.

- Oo. Czyli oznacza to, że D... Dean przejmuje Winchester Company? - Spojrzałam na niego, nakładając maskę obojętności na twarz. Tak naprawdę nie wiem, po co zdałam to pytanie, przecież sama doskonale znałam na nie odpowiedź. Skoro mój przyjaciel nie będzie nowym prezesem, to zostanie nim jego starszy brat. Mimo to gdzieś z tyłu mojej głowy przemknęła myśl, że może jednak się mylę.

- Tak Dean będzie nowym prezesem Winchester Company. Oczywiście wiesz, że to na razie jest nieoficjalne i wiesz o tym tylko ty, ja, James i rodzice. Przed finalizacją tego przejęcia, nad którym teraz pracujecie, nikt ma się nie dowiedzieć. Ojciec twierdzi, że takie zmiany w tym momencie mogłyby świadczyć o zmniejszeniu stabilności firmy w oczach innych kontrahentów. Zresztą sama wiesz, jak to wszystko działa. - Przytaknęłam jedynie na jego wypowiedź, a po mojej głowie ciągle krążyła myśl, że będę musiała pracować z Deanem. Cholera.

- To, co z tą kancelarią, którą otwierasz, co na to Jessica i John? - Spytałam, przerywając ciszę jaka zapadła między nami po jego wcześniejszej wypowiedzi.

W czasie kiedy mówił mi, że tak naprawdę to Jessica podsunęła mu tan pomysł, a John zaakceptował go w pełni, twierdząc nawet, że jeżeli będzie potrzebował jakiejś pomocy to może sie do niego zgłosić. Ja dokończyłam piwo i zamówiłam kolejną kolejkę. Reszta wieczoru minęła nam na rozmowie na temat Marka, Jessic i ich ślubu, który ma odbyć się na początku wakacji. Nim się zorientowałam była już prawie północ, a wypity przeze mnie alkohol dawał o sobie znać.

Wchodząc do domu, lekko chwiejnym krokiem zastałam Marka siedzącego na kanapie ze szklanką złotego płynu w ręce. W salonie paliła sie jedynie jedna lampka, oświetlając go w niewielkim stopniu.

- Cześć kochanie. - Powiedziałam, podchodząc do mojego narzeczonego.

- Gdzie ty do cholery byłaś? - Zerwał się na równe nogi, odwracając się w moją stronę.

- W "siódemce" z Samem. - Odpowiedziałam zdziwiona jego nagłym wybuchem.

- Z Samem, tak? I Będąc z nim, nie raczyłaś nawet odebrać telefonu! Chociaż patrząc na ciebie to sie nie dziwie! Widzę, że zajebiście sie bawiłaś!- Zaczął krzyczeć i robić mi wyrzuty.

- O co ci chodzi? Przepraszam, że nie odebrałam, ale telefon mi się rozładowała. Poza tym nie wiedziałam, że nie wolno mi wyjść z przyjacielem na piwo? Nie chciałam kolejnego wieczoru spędzać sama w domu. Ciebie ciągle nie ma. Zresztą czemu ja ci sie tłumacze.

Gdy skończyłam mówić, usłyszałam jedynie dźwięk szkła rozbijanego się o przeciwną ścianę. Spojrzałam na Marka, dostrzegając w jego oczach złość i coś jeszcze czego nie umiałam w tamtej chwili opisać. Chciałam coś powiedzieć, jednak on odwrócił się na pięcie i chwilę później wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami. Stałam przez chwilę na środku salonu patrząc na rozbitą szklankę leżącą na podłodze zastanawiając sie co tak właściwie sie stało. Jednak mój stan otępienia alkoholowego wcale nie pomagał w zinterpretowaniu zaistniałej sytuacji, dlatego też postanowiłam się tym nie przejmować i po prostu pójść spać.

Nie mówmy nikomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz