24

224 8 0
                                    

Zapowiadał się ładny majowy dzień, słońce świeciło już wysoko nad horyzontem. Stałam i podziwiałam ruch uliczny z mojego okna w gabinecie. Samochody pędzące ulicą i ludzi ciągle się gdzieś spieszących. Zatraconych we własnych myślach niezwracających uwagi na otaczający ich świat. Czasami sama się stawałam taką osobą. Zwykła szarą postacią pochłonięto przez prace i mało realny świat kreowany przez mass media, w którym wszyscy musimy być doskonali i najlepsi. Wszyscy tacy sami idealni. W tej pogoni zdarzają mi się jednak takie chwile jak ta, gdy zastanawiam się, po co to wszystko. Czy tego właśnie chcę? Czy to jest życie, o jakim zawsze marzyłam? Myślałam o tym wszystkim, co ostatnio wydarzyło się w moim życiu, o rozstaniu z Markiem, rozmowie z mamą, a nawet o Deanie. Wiem, że powinnam go wysłuchać, dać mu szanse by opowiedziała mi swoją historię. Boje sie jednak tego, nie samej rozmowy z nim tylko tego co mi powie.

- Proszę. - Powiedziałam, słysząc pukanie do drzwi.

- Dzień dobry Eva. Nie przeszkadzam? - W progu mojego gabinetu pojawiła sie elegancka blondynka w średnim wieku.

- Dzień dobry Marry. Oczywiście, że nie. Proszę, wejdź. - Mówiąc to, podeszłam do kobiety i przekwitałam sie z nią całując w policzek, juz od jakiegoś czasu takie powitanie stało się dla nas czymś normalnym. - Napijesz się czegoś kawy, herbaty?

- Nie dziękuję.

- Usiądź, proszę. - Wskazałam ręką na fotel ustawiony obok mojego stolika. - Co u was słychać?

- Wszystko dobrze, dziękuję. Nie wiem, czy Dean ci mówił, ale w przyszłym tygodniu lecimy do Grecji. - Na twarzy kobiety zagościł uśmiech.

- Nie, nic mi nie mówił. To wspaniale. Czyli zaczynacie zwiedzać świat?

- Można tak powiedzieć. A co u ciebie? - Zapytała z troską w głosie.

- Dobrze. - Odparłam po chwili.

- Wiesz, że Sam i Jessica wracają jutro?

- Tak rozmawiałam wczoraj z Jess. - Na wspomnienie o mojej wczorajszej rozmowie z przyjaciółką na mojej twarzy pojawił sie uśmiech.

- Organizuje dla nich przyjęcie powitalne, a raczej obiad w niedzielę. Mówiłam ci już o tym ostatnio. - W głosie Marry słychać było ekscytację.

- Tak, wspominałaś. Miałaś dać mi znać jedynie kiedy i gdzie.

- Ze względu, że będziemy tylko w nie wielkim gonie postanowiłam zorganizować obiad u nas w domu o trzynastej w tą niedzielę. Mam nadzieję, że ci to odpowiada.

- Tak, owszem. Jednak nie wiem w dalszym stopniu czy to najlepszy pomysł, bym zakłócała wam spokój moją osobą. Będziecie spędzać czas w gronie najbliższych...

- Absurd, juz ci mówiłam, że ty też jesteś dla nas jak rodzina. Przyjaźnisz się z Samem i Jess już tyle lat, pracujesz z nami w rodzinnej firmie. Więc nie znajduj wymówek i koniec tematu, poza tym mój syn by mi nie wybaczył gdybym cię nie zaprosiła. - Nie dała mi dokończyć. Przez chwilę miałam ochotę zapytać, którego syna miała na myśli jednak ugryzłam sie w język, zanim zdarzyłam palnąć coś nie na miejscu. Nietrudno się domyśleć, że mówiła o Samie, w końcu z nim się przyjaźnie.

- Oczywiście mam na myśli Deana. - Dodała pośpiesznie, poczułam jak moja twarz, robi się czerwona. Miałam nadzieje, że makijaż to ukryje i Marry nic nie zauważy.

-W takim razie przyjdę, nie mogę przecież zawieść przyjaciół. - Stwierdziłam starając sie zignorować ostatnie zdanie wypowiedziane przez kobietę.

- Świetnie. Więc widzimy się w niedzielę. - Rzuciła podnosząc sie z miejsca i kierując w stronę wyjścia.

- Tak. Widzimy sie w niedzielę. - Potwierdziłam. - Przyjdę sama

Nie mówmy nikomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz