Przyjęcie weselne rozpoczęło się jak wszystkie inne od uroczystego wejścia na salę państwa młodych, życzeniach i gratulacjach, po rozejście się wszystkich gości na wyznaczone dla nich miejsca. Ja jak i pozostali świadkowie z ich osobami towarzyszącymi siedzieliśmy przy stole razem ze świeżo poślubionymi.
- Czy mogę prosić? - Usłyszałam spokojny głos Deana wraz z jego nagłym pojawieniem się obok mojego miejsca. Nim zdążyłam odpowiedzieć; spojrzałam na Marka siedzącego obok mnie, który skiną tylko delikatnie głową; dając mi do zrozumienia, ze niema nic przeciwko. Nie chciałam, by poczuł się niezręcznie, gdy ja udam sie na parkiet, a jego zostawię przy stoliku. W końcu to ja go zaprosiłam na to wesele, więc nie wypadało mi go zostawić samego.
- Oczywiście. - Odpowiedziałam krótko. Dean wyciągną do mnie rękę, którą ujęłam i poprowadził mnie w stronę parkiety, gdzie dobiegał końca pierwszy taniec nowożeńców. Prawda była taka, że ze względu na fakt, iż oboje pełniliśmy funkcję starszych światków, ciążyły na nas pewnego rodzaju obowiązki. Jednym z nich było towarzyszenie państwu młodym na parkiecie. Z początkiem utworu poczułam jak chłopak, kładzie dłoń na mojej tali i delikatnie mnie do siebie przyciąga. Mimo wysokich szpilek, jakie dziś miałam na sobie i tak górował na de mną wzrostem. Jego zaciśnięte w wąską linię usta i napięte mięśnie, które czułam pod swoją ręką, świadczyły, iż czymś się stresuje. Nie odzywał sie do mnie, jedynie patrzył na mnie. Jakby chciał zapamiętać każdy centymetr mojej twarzy.
- Wszystko w porządku? - Wypaliłam, nawet nie wiem dlaczego. To było silniejsze ode mnie. Widziałam, że cos go gryzie.
- Ogólnie czy w tej chwili? - Odparł, wykonując ze mną nagły obrót na parkiecie. Tańczenie z Deanem było łatwe jak chodzenie. Prowadził lekko, a zarazem pewnie, nawet przez chwilę nie bałam sie, że mogę sie potknąć i upaść lub go udeptać.
- Ogólnie i w tej chwili.
- Ogólnie to już oddawana nic nie jest porządku, choć w tej chwili wszystko jest dobrze nawet bardzo. - Uśmiechną się do mnie nieśmiało. - Myślałem, że poza biurem nie będziesz ze mną rozmawiać. - Dodał po chwili, przyciągając mnie do siebie coraz bardziej.
- Myślę, że oboje jesteśmy, na tyle dorośli, panie Winchester, by umieć rozmawiać ze sobą w cywilizowany sposób nawet poza firmą.
- Przestań już z tym panem Winchesterem. Pan Winchester to mój ojciec, a ty doskonale wiesz jak mam na imię. - Wyszeptał mi do ucha dość ostro, przez co po moim ciele przebiegły dreszcze.
- O ile mnie pamięć nie myli, mówiłam już, iż nie wypada, aby podwładny zwracał się do szefa po imieniu.
- Dobrze wiesz, że dla mnie nie jesteś moją podwładną.
- A kim? - Spytałam ledwie słyszalnym głosem. Nim mężczyzna zdążył zareagować, utwór, do którego tańczyliśmy, dobiegł końca, a ja odwróciłam sie i ruszyłam w stronę mojego stolika. Zrobiłam zaledwie dwa kroki, kiedy Dean zrównał sie ze mną. Położył swoją dłoń na mojej talii, po czym nachylił sie nieznacznie.
- Wszystkim. - Powiedział, a potem jak gdyby nigdy nic odprowadził mnie do stolika. Jego słowa w prawiły mnie w osłupienie. W mojej głowie pojawia się pustka, nie wiedziałam co mam myśleć. To wszystko było dziwne. Usiadłam obok Marka i odrazy sięgnęłam po kieliszek czerwonego wina. Musiałam się napić. Mark tylko na mnie spojrzał i westchną. Nie odzywając się słowem, wstał i ruszył do baru gdzie, serwowane były mocniejsze alkohole, zostawiając mnie przy tym samą, może nie do końca samą, bo poza mną przy stoliku siedział jeszcze Dean ze swoją osobą towarzyszącą. Całe szczęście nie zwracali na mnie uwagi, gdyż brunetka starała sie cały czas go zagadywać, by tylko na niej skupiał całą swoją uwagę. Starałam się nie zawracać na nich uwagi, rozglądałam się po sali obserwując bawiących sie gości jednak co jakiś czas docierały do mnie strzępki ich rozmów. Kontem oka widziałam, jak dziewczyna uśmiecha się do niego kokieteryjnie, co jakiś czas kładąc swoja dłoń to na jego ramieniu to na udzie. Te drobne gesty niby przypadkowe i niezamierzone miały zapewne na celu pokazanie wszystkim dookoła, że dziś ten mężczyzna należy do niej.
- Przeprasza, ma może pani ochotę zatańczyć? - Zapytał nieznany mi mężczyzna.
Spojrzałam przez chwilę na niego lekko zdezorientowana, nie będą do końca pewną czego, po czym dostrzegłam jego wyciągniętą rękę w moim kierunku. Dopiero wtedy zrozumiałam, po co przyszedł.
- Niestety muszę tym razem odmówić, może innym razem. - Odpowiedziałam uprzejmie.
- W takim razie do zobaczenia później. - Odparł nie pocieszony, następnie uśmiechną sie do mnie udając sie w miejsce, z którego przyszedł.
- Kto to był? - Zaczął dopytywać Mark, siadając na swoje miejsce, trzymając w ręku szklankę ze złocistym płynem, którym pewnie była whisky.
- Lepiej jej pilnuj, nim ktoś będzie chciał zająć twoje miejsce. - Rzucił Dean z ironicznym uśmiechem, w stronę mojego towarzysza nim zdążyłam odpowiedzieć na jego pytanie.
- Nawet wiem, kto chciałby je zająć. - Odparł stanowczo.
- Czy ty coś insynuujesz? - Blondyn wyprostował się na krześle, skupiając wzrok na swoim rozmówcy.
- Oczywiście, że nie. Ja jedynie stwierdzam fakty, poza tym nikt nie zajmie mojego miejsca. Nie mam w zwyczaju oddawać nikomu tego co należy do mnie. - Odezwał sie Mark nie przerywając kontaktu wzrokowego. Słyszałam, jak ton jego głosu się zmienia, jak słowa przez niego wypowiadane przybierają formę jakiegoś wyzwania rzucanego rozmówcy.
- Tak się składa, że też nikomu nie oddaje tego co jest moje. Oczywiście postępuje tak jedynie wtedy gdy jestem pewien, że to o czym mowa należy w stu procentach do mnie. Zastanawia mnie jednak, czy ty jesteś pewien swojej racji. Czy to, a raczej bądź my bardziej precyzyjni? Czy ta osoba, o której myślisz, naprawdę należy do ciebie? - Chociaż Dean mówił lekceważącym tonem, nie wykonał żadnego ruchu.
Miałam już tego dość. Atmosfera przy naszym stoliku zaczynała stawać się napięta, a sposób, w jaki obaj mężczyźni wpatrywali się w siebie, nie wróżył niczego dobrego. Musiałam coś zrobić, by przerwać tą ich dziwną rozmowę.
- Kochanie. Zatańczymy? - Wzięłam narzeczonego za rękę. Spojrzał na mnie, jak by dopiero sobie uświadomił, że cały czas byłam obok. W odpowiedzi kiwną jedynie głową i oboje ruszyliśmy w stronę bawiącego sie tłumu.
- Co to do cholery było? - Nie wytrzymałam i poirytowana rzuciłam w stronę Marka.
- O co ci chodzi? - Spytał, marszcząc brwi.
- Co to było to między tobą i Deanem tam przy stoliku.
- Nic tylko rozmawialiśmy. - Wyjaśnił cierpkim tonem.
- Chyba nie do końca była to zwykła rozmowa. Patrzyliście na siebie, jakbyście chcieli się pozabijać wzrokiem. - Odburknęłam, spoglądając na niego.
- Nie moja wina, że ten dupek nie rozumie co sie do niego mówi. Wydaje mi się, że będę musiał z nim porozmawiać, jeszcze raz tym bardziej dokładnie tłumacząc mu, co mam na myśli.
- A co masz na myśli jeśli mogę spytać?
- Nic takiego. Chcę jedynie, aby trzymała swoje łapska z daleka od ciebie.
- Mark uspokój się, nie chcę tu żadnych scen, poza tym Dean to mój szef i tyle. - Zatrzymałam się nagle. Ujęłam twarz chłopaka w dłonie i pocałowałam go. Jego reakcja była automatyczna. Odwzajemnił pocałunek, obejmując mnie jeszcze mocniej i jeszcze bardziej przyciskając do swojego ciała. Chociaż byłam zła na niego, za jego zachowanie musiałam coś zrobić, aby odwrócić jego uwagę.
- I tak ma zostać. Jesteś moja i tylko moja. Jasne? - Powiedział, przerywając pocałunek i zwiększając dystans między nami jedynie o kilka centymetrów. Na jego słowa uśmiechnęłam się jedynie i kiwnęłam lekko głową. Nie było to miejsce ani czas na zagłębianie sie w takie tematy. Odnosiłam także wrażenie, że ktoś nas obserwuje. Dziś dość często czułam na sobie czyjś wzrok, a może po prostu popadałam w jakąś paranoję. Być może powodem tego był fakt, że nie jestem osobą lubiącą spędzać czas na hucznych imprezach i w dużych tłumach ludzi.
CZYTASZ
Nie mówmy nikomu
FanfictionEva wiedzie spokojne i poukładane życie u boku ukochanego Marka. Nie wie jednak, że okrutny los po raz kolejny postawi na jej drodze Deana. Przystojnego prezesa, który tak jak ona skrywa tajemnice.