Było sobotnie popołudnie, naprawdę się wyspałem. Wolne to coś wspaniałego. Nie jadłem jeszcze śniadania, bo niedawno się obudziłem, ale nie ma już sensu go jeść. Teraz jest idealna pora na obiad. Niestety podobnie jak ostatnio, w lodówce nie ma zbyt dużego wyboru.
- Hmm, ten bigos jest tak dobry, na szczęście mam jeszcze kilka słoików - ironię w moim głosie było słychać, chyba nawet na piętrze wyżej.
Zrezygnowany chwyciłem za słoik i wyciągnąłem patelnię. Zapach kapusty rozniósł się po całym domu. Otworzyłem okno, ale na dworze nie było wiatru. Nie było mowy o wywietrzeniu mieszkania. Westchnąłem i starałem się po prostu nie zwracać na to uwagi. Po zjedzeniu obiadu dopadła mnie nuda. Nie wiedziałem za co się zabrać. W domu nie miałem zbytnio co robić. Mogłem obejrzeć telewizje, ale ani trochę nie miałem na to ochoty. Mieszkanie samemu po jakimś czasie naprawdę męczy. Mógłbym to znieść gdybym chociaż miał z kim pogadać. Kogoś kto przychodziłby na kawę bodź herbatę i spędzalibyśmy razem czas. Niestety nie mam kogoś takiego. Po chwili zadumy stwierdziłem, że wyjdę się przewietrzyć. Może pójdę do parku lub pokręcę się po okolicy.
Ubrałem mój ulubiony podkoszulek zamiast przepoconej bluzki i wyszedłem.
Dzień był naprawdę cudowny, ani jednej chmurki na niebie. Słońce grzało jak szalone, chodź nie mogło się równać ze swoją siłą z połowy lipca. Przez chwilę spacerowałem niedaleko bloku, ale szybko się znudziłem. Ruszyłem w stronę parku i oglądałem piękne drzewa oraz kwiaty. Porównywałem ich wygląd oraz oceniałem je pod względem piękności. Tak się tym zająłem, że nie zauważyłem kamienia, który chyba miał stanowić ozdobę. Wpadłem na niego i próbując się ratować podbiegłem do przodu machając rękami, ale nawet to nic nie dało. Przewróciłem się, jak ostatnia ciamajda, w dodatku mocno zdarłem kolano. W ranę powbijały mi się kamyki i piach. Bolało. Nagle podszedł do mnie jakiś chłopak i podał rękę. Przez chwilę nie wiedziałem gdzie go już widziałem. To był ten sam chłopak który pomógł mi w sklepie. Najwyraźniej widząc moje kalectwo, postanowił pomóc.
Oprócz dużego zadrapania na kolanie nic mi się nie stało, więc nie było potrzeby robić zamieszania. Nie chcąc nawiązywać kontaktu podziękowałem za pomoc i wstałem o własnych siłach. Dopiero teraz odczułem jak bardzo boli mnie kolano. Już prawie leciałem na twarz, na szczęście chłopak złapał mnie, chroniąc mnie w ten sposób przed moją własną głupotą. Podparłem się o niego, ponieważ ciężko było mi iść. Teraz musiałem już mu podziękować.- Dzięki za pomoc.
- Nie ma za co - odpowiedział brunet.
- Jak ci na imię ? - zapytałem chłopaka po dłuższej ciszy.
- Ren, a ty? - jego głos był spokojny i niezwykle melodyjny.
- Yuma.
Gdzieś w międzyczasie zorientowaliśmy się, że mamy bardzo dużo wspólnych tematów do rozmów. Cały czas gadaliśmy i szliśmy. Moja głowa była gdzieś w chmurach, ponieważ dopiero po dłuższym czasie zorientowałem się że Ren wyprowadził mnie z parku i nie wiedziałem już gdzie idziemy. Zdecydowanie zbyt mocno wkręciłem się w ta nową znajomość, jeśli poznanie kogoś parę minut temu można nazwać znajomością. Odnosiłem wrażenie, że jest to bardzo miły i zabawny chłopak, dlatego nie przejmowałem się za bardzo. Gdy oddaliliśmy się już dość mocno stwierdziłem, że jest to odpowiednia chwila aby zapytać się gdzie idziemy. On jednak nie odpowiedział popatrzył się tylko na mnie, uśmiechnął, jakby szykował dla mnie niespodziankę, którą szykował dobre dwa miesiące i kontynuował rozmowę. Lekko zaniepokojony dalej kuśtykałem oparty o jego ramię. Po chwili skręciliśmy w wąską uliczkę pomiędzy coraz to ładniejszymi blokami. Chyba wkroczyliśmy w bogatszą część miasta. Pamiętam, że poczułem zapach jego perfum, a potem już nic. Otoczyła mnie czerń i nicość. Zero obrazów, zero myśli, żadnych wspomnień, wyobrażeń, zmartwień czy jakichkolwiek uczuć. Nic.
CZYTASZ
Wykorzystany (w trakcie poprawek)
Teen FictionProwadziłem normalne, nudne życie, jednak zadowalające. Niestety przerwał je pewien chłopak. Sprawił, że zawirowało. Stało się pewne obaw, niemożliwych pragnień, udawania i bólu.