Ren:
Stałem w drzwiach i patrzyłem się na leżącego, przestraszonego Yume. Zaskakująco bardzo podobało mi się ten widok. Jego zabłąkane spojrzenie i telepiące się nozdrza. Czułem strach, który tylko dodawał mi siły. Podobało mi się to co zamierzałem zrobić i w żadnym wypadku tego nie zmienię.- Boisz się? - chłopak ledwo widocznie kiwnął głową - to bój się bardziej!
Postawiłem kilka kroków w jego stronę i stanąłem pomiędzy jego nogami. Pochyliłem się i złapałem go za bluzkę. Szarpnąłem chłopaka do góry i rzuciłem pod ścianę. Uderzając jęknął z bólu. Biedy Yuma. Musiał się bardzo przerazić, ze stresu i szoku nawet nie próbuje się wyrywać. Podszedłem do niego ponownie, złapałem i posadziłem przy ścianie trochę bardziej po lewej. Nad nim wisiały łańcuchy przyczepione do ściany, a na ich końcach znajdowały się kajdanki. Złapałem jego zwiotczałe ręce i zamknąłem w zimnym uścisku metalu. Niestety, ale był zmuszony trzymać ręce w górze. Cofnąłem się parę kroków i spojrzałem w jego zdezorientowaną, całkiem pobladłą twarzyczkę.
- Jesteś taki piękny, a te białe włosy... Och, skarbie one dodają ci niesamowitego uroku - złapałem ostrożnie jego twarz i przycisnąłem swoje czoło do jego - niestety byłeś niegrzeczny a tak być nie może. Ze względu na to, że kocham cię bardziej niż innych potraktuje cię znacznie lepiej niż miałem w planach.
Rozmyślałem już o tym wszystkim co miało się zaraz stać. To cholernie bardzo mnie podniecało.
Yuma:
Rzucił mnie pod ścianę, a następne zakuł w kajdany. Bolało. Tak strasznie bolało. Przez chwilę zbrakło mi tchu. Nie byłem zbyt przytomny, pewnie dla tego, że nie rozumiałem co się dzieje jeszcze wczoraj był do zniesienia ale teraz?
-Co on chce robić! Co jest z nim nie tak? - w głowie krążyły mi pytania, mimo, że czułem się pusty. Tak jakby ktoś zjadł wszystkie cukierki z bombonierki, którą byłem.
Stał przede mną i parzył się na moją twarz. Cały czas towarzyszył mu ten jego psychiczny uśmiech, a z przymkniętych oczu był żar nie do zniesienia.
- Ciekawe o czym myśli... - przestraszyłem się nie na żarty - czy to jest prawda, czy to nie sen? - moje myśli kumulowały się próbując znaleźć dla siebie jakąś deskę ratunku.
Wyszedł z pomieszczenia Zamykając za sobą drzwi na klucz. Nie uciekł bym, przecież jestem zakuty. Postanowiłem jednak nie wnikać zbytnio w jego zachowanie i spróbować się opanować. Zacząłem rozglądać się po pokoju. Ściany były czerwone ale w niektórych miejscach kolor ten był jakby mocniejszy, taki rozchlapany. Uznałem to za coś czego nie wypada analizować. Przede mną stało łóżko z baldachimem i metalową konstrukcją sięgającą aż do sufitu, przyczepioną do niego. Za łóżkiem po prawej była komoda, sądząc po szarym kółku pod uchwytem, też na klucz.
- W tym domu wszystko jest zamykane - podniosłem głos.
Siedziałem tak z bezwładnymi rękami, w górze, z których swoją drogą zacząłem czuć mrowienie. Czekałem na Rena. Czekałem na niego, mimo, że nie chciałem jego powrotu. Czekałem, bo co innego mi zostało. Nawet nie chciało mi się myśleć co chce ze mną zrobić. W końcu może zrobić ce mną co tylko zechce, a ja nie będę mógł nic powiedzieć.
Po chwili drzwi otworzyły się ponownie i do pokoju wszedł Ren, przez chwilę patrzył prosto, jakby zauważył tam coś godnego uwagi lub przyszła mu do głowy kolejna chora myśl. Po sekundzie gwałtownym ruchem obrócił głowę w moim kierunku. Popatrzył się i zmrużył oczy, jak to miał w zwyczaju, a na jego twarzy pojawił się szaleńczy uśmiech.
CZYTASZ
Wykorzystany (w trakcie poprawek)
Teen FictionProwadziłem normalne, nudne życie, jednak zadowalające. Niestety przerwał je pewien chłopak. Sprawił, że zawirowało. Stało się pewne obaw, niemożliwych pragnień, udawania i bólu.