29

2.3K 38 1
                                    

Nie mogłam i nie chciałam wierzyć w to co zobaczyłam. Czy on pociął się przeze mnie? Moją głowę zajęły myśli, ale musiałam skupić się na pracy. Zrobiłam kawy i zaniosłam je do stolika. Rozłożyłam kubki i poszłam z powrotem za ladę. 

- Widziałam na ręce Alana świeże rany po cięciu. - powiedziałam do Maxa, który aktualnie wpatrywał się w ekran swojego telefonu. 

- Wątpię, że się pociął. 

- Czemu? 

- No a jak myślisz? Chciał wzbudzić w tobie poczucie winy. To bardzo w jego stylu. Najpierw zakochuje się w jakiejś lasce, potem odwala jakieś  chore akcje. Kłócą się non stop, a dziewczyna myśli, że dla niej się zmieni. Później się rozstają. Alan chce do niej wrócić, ale to trwa jakiś jeden dzień, a potem znajduje sobie inną. - powiedział śmiesznie gestykulując każde słowo. - Poprawiłem ci humor? 

- Tak. - powiedziałam. 

Po chwili do kasy podszedł mój brat.  Nachylił się. 

- Przyjdziesz dzisiaj na imprezę do Luke'a? - spytał. 

- Kogo? 

- Luke z twojej klasy organizuje imprezę. Nie wiesz o tym? 

- Pisał mi coś, ale nie zdążyłam jeszcze odpisać, ale raczej będę. - powiedziałam. Potem Matt odszedł do stolika. 

 - Idziesz na imprezę? - spytał Max poruszając brwiami dwuznacznie. 

- Nie, bo tam będzie pewnie Alan. 

- No to co? Luke na ciebie leci. Tak samo jak trzy czwarte Miami. - powiedział Max. - włącznie ze mną. 

- A ty nie idziesz? 

- Ja nie mogę. Obiecałem tacie, że zajmę się domem. - odpowiedział. 

- No dobra to ja idę. - odpowiedziałam. Doskonale wiem, że Luke jest we mnie zakochany. Wiedziałam to od początku. Ale zastopował gdy dowiedział się, że jestem z Alanem,  ale odkąd z nim zerwałam znów do mnie zarywa. W sumie czemu tego nie wykorzystać? 

***

Dzień w pracy szybko minął. Max wyszedł dwie godziny temu, więc zostałam sama. Przekazałam klucze do kawiarni Mai i udałam się do wyjścia. Kurwa mać pada deszcz. Świetnie. Założyłam kaptur od bluzy na głowę i ruszyłam przed siebie. Nim się zorientowałam przeszłam połowę trasy, ale byłam strasznie wykończona. Szłam dalej, ale już trochę wolniej. Nagle obok mnie zatrzymało się jakieś auto. Chwila skądś je kojarzę. Białe lamborghini... 

- Podwieźć Cię? - spytał dosyć miłym tonem. 

- Nie nie trzeba. - odpowiedziałam i ruszyłam przed siebie, a auto dalej powoli podążało za mną. 

- Zmokniesz. - warknął  moją stronę. 

- Trudno. - odpowiedziałam mu równie krótko i miło. 

- Nie róbmy scen, wejdź i tyle. Tylko Cię podwiozę nic Ci nie zrobię. - powiedział, ale te słowa mnie nie uspokoiły. Bałam się, że coś mi zrobi, że wpadnie w szał i znowu zrobi mi krzywdę. 

- Nie. - odpowiedziałam stanowczo i ruszyłam szybkim krokiem przed siebie. Auto pojechało parę metrów przede mną i zatrzymało się. Po chwili z auta wyszedł Alan. Zmierzał w moim kierunku dość szybkim krokiem. Podszedł do mnie i przerzucił mnie przez ramię. Walnęłam go parę razy w plecy ale to nic nie dało. Wsadził mnie siłą do samochodu i zamknął drzwi. Parę sekund później chłopak siedział na miejscu kierowcy. 

- Możemy porozmawiać? - spytał lekko drżącym głosem. 

- O czym? 

- O nas... 

- Alan nie ma już nas. - odpowiedziałam. 

- Czyli to znaczy, że jesteśmy wrogami? - ostatnie słowo brzmiało w jego głosie dość dziwnie. Idealnie je wymówił akcentując każdą literę. 

- Nie. - odpowiedziałam krótko. 

- Przepraszam... - powiedział, a jego mina posmutniała. - Wiem jestem cholernym egoistą, chujem i dupkiem i pewnie uważasz, że jestem psychopatą, ale... - zatrzymał się. Chyba zastanawiał się jak to powiedzieć, aby zabrzmiało dobrze. - ja dalej o tobie myślę. Pamiętasz jak mówiłem Ci, że nie mogę bez ciebie żyć? 

- Tak. - syknęłam i wywróciłam oczami. 

- To stuprocentowa prawda. Clarissa proszę wybacz mi. - po jego słowach mimowolnie spojrzałam na jego twarz a potem na nadgarstki. Widziałam spod rękawa wystający bandaż. Po chwili dojechaliśmy do domu. Odpięłam pas, ale nie zamierzałam wyjść. Brakowało mi go, ale jedna strona mojego ciała mówiła uciekaj i nie wybaczaj mu to zwykły psychopata, a druga chciała rzucić się w jego objęcia, wybaczyć mu wszystko i dalej żyć z nim szczęśliwie. Prawda jest taka, że uzależniłam się od niego, a on ode mnie. Po nim było widać to doskonale. Rozczochrane włosy w artystycznym nieładzie, sam fakt, że pociął się przeze mnie, to jak się ubierał znowu za duże bluzy i dresy, podkrążone oczy od nieprzespanej nocy. Ja starałam się to ukryć. Wiedziałam, że nie mogę pokazać mu swojej słabości. 

Siedzieliśmy jeszcze w niezręcznej ciszy, gdy postanowiłam ją przerwać. Wzięłam moją rękę i nie pewnie zaczęłam kierować ją do okaleczonej przez żyletkę ręki chłopaka. Chwyciłam ją  i spojrzałam na Alana, by upewnić się, że nie ma nic przeciwko. Pokiwał tylko głową dając mi dostęp do jego ręki. Powoli podwinęłam rękaw jego czarnej bluzy. Zaczęłam niepewnie odwijać bandaż. Czułam na sobie piorunujący wzrok chłopaka, ale ten nie protestował. Gdy odwinęłam cały bandaż moim oczom ukazało się pełno czerwonych kresek, a do oczu napłynęły mi łzy, przez samą świadomość, że zrobił to głównie z mojej winy. Jedna łza popłynęła mi z oka wypalając piekącą ścieżkę na moim policzku. Chłopak zareagował tak jak zwykle. Wytarł swoją dłonią moje łzy i zataczał kciukiem delikatne kółka na moim policzku. Po niezręczniej chwili brunet zaczął zbliżać swoją twarz do mojej. Wiedziałam co chce zrobić, dlatego jak najszybciej mogłam ulotniłam się z auta. 


Najlepszy przyjaciel mojego brataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz