Prolog

91 10 2
                                    


Severus Snape wracał z wezwania w niezwykle dobrym humorze. Nie, żeby obyło się bez cruciatusów za nieumiejętnie przeprowadzoną akcję, ale przynajmniej ocalił kilkoro mugoli, którzy mieli zginąć tej nocy. Należało teraz przekazać wspomnienia drugiemu Panu, pod którego rządami był, potem mógł już swobodnie opaść na swój półtwardy materac i oddać się w objęcia morfeusza. Spacerował od Hogwarckiej bramy w stronę boiska do Quiditcha i delektował się chłodnym powietrzem, pozwalając emocjom opaść.

- Ronaldzie Weasley! Nie masz prawa odzywać się do mnie w ten sposób!

Piskliwy, gryfoński głos wyrwał go z zamyślenia. Uśmiechnął się złośliwie. Właśnie tego było mu teraz trzeba – ukarania nieznośnych gryfonów, zwłaszcza tych, którzy należeli do przyjaciół Wybrańca. Podszedł bliżej trybun, na których siedzieli i już miał odchrząknąć, kiedy głos wydał gryfon numer dwa.

- Hermiono, przecież mówię prawdę. Sama mówiłaś, że szczerość to podstawa związku. Powinnaś popracować nad swoim wyglądem i mówię ci to z czystej życzliwości. Może gdybyś wpadała czasem na trening, twój tyłek byłby zgrabniejszy. – wzruszył ramionami rudzielec, najwyraźniej nie przejmując się płaczem swojej dziewczyny.

Dla Severusa tego było już za wiele. Odezwał się poważnym, nauczycielskim tonem.

- Pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru za przebywanie poza dormitorium w czasie ciszy nocnej. Dla Pana, Panie Weasley, dodatkowo szlaban u Filcha jutro o dwudziestej. Proszę się rozejść. Już.

Zaskoczone twarze spojrzały na niego z przerażeniem.

- Ja? Niby za co! – oburzył się ten bardziej nieznośny z ich dwójki, lecz Snape był już przy gabinecie Dumbledore'a. 

Kołysanka (sevmione)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz