Rozdział 17

4.3K 326 153
                                    

Z cyklu „Co mnie denerwuje na co dzień": Ludzie, którym się wydaje, że pozjadali wszystkie rozumy. Chociaż z drugiej strony obserwacja takich osobników bywa interesująca.

Rozdział 17

– Co za dzień.

Hadrian, mrucząc pod nosem, wtoczył się do swojego pokoju, a potem padł na łóżko. Ten dzień był bardzo męczący, ale zarazem niezwykle owocny, a z tego był naprawdę zadowolony. Nic go tak nie cieszyło, jak momenty, kiedy wszystko układało się po jego myśli.

Ostatnie tygodnie przyniosły mu kolejny rozwój w drodze do jego przyszłej kariery. Dostał kolejną rolę, tym razem jedną z głównych, ponownie miał zagrać kilka koncertów ze studentami z Królewskiej Akademii Muzycznej, ale było coś jeszcze. Jeden z popularnych piosenkarzy zaprosił go do udziału w nowym projekcie. Hadrian miał okazję zaistnieć oficjalnie na scenie muzycznej. Nie nazwałby tego jeszcze debiutem, ale krokiem milowym, jaki właśnie zrobił i już nie mógł się doczekać, żeby napisać o tym Severusowi.

Uśmiechnął się na wspomnienie sarkastycznego mężczyzny. Nigdy wcześniej nie czuł się tak bardzo kimś zaintrygowany. Do tej pory nie był nikim zainteresowany do tego stopnia, żeby z niecierpliwością wyczekiwać kolejnego spotkania. Dla ścisłości to nigdy z nikim się nie spotykał. Jego kariera zawsze była dla niego ważniejsza niż jakieś potencjalne romanse, ale to było coś innego. Severus był inny.

Mężczyzna miał swoją karierę, swoje zainteresowania i ułożone życie. A przynajmniej tak się wydawało. Hadrian dość szybko wyciągnął z niego, że nie jest z nikim związany. Nie miał też rodziny ani żadnych dalszych krewnych. Dziadkowie powiedzieli mu, że matka Severusa zmarła niedługo po tym, jak skończył szkołę. Nie byli jednak pewni, co się stało z jego ojcem. Ludzie plotkowali, że wyszedł z domu i nigdy nie wrócił. Większość uznała, że nie żyje, a sam Severus nie chciał o tym rozmawiać. Stwierdził, że na niektórych ludzi szkoda sobie strzępić język.

Młody muzyk w pełni popierał ten pogląd. On sam nienawidził rozmów o swoich rodzicach. Dla niego nie istnieli, a każdemu, kto o nich pytał, mówił, że nie ma rodziców. W zasadzie nie kłamał. Nigdy nie było ich przy nim, więc nawet jeśli żyli, to nie miał nic do powiedzenia na ich temat. Nie znał ich i nigdy nie miał okazji ich poznać, ale jako dziecko paradoksalnie za nimi tęsknił. A może nie tyle tęsknił, ile zazdrościł innym dzieciom, że miały rodziców, którzy się nimi interesowali i spędzali z nimi czas? Najprawdopodobniej to było właśnie to.

Czasem sam się dziwił, że myślami wracał jeszcze do tych nieprzyjemnych momentów. Chciał je na zawsze pozostawić w przeszłości i zapomnieć, ale bywały momenty, że wszystko do niego wracało. Na przykład wtedy, kiedy inni chwalili się rodziców swoimi osiągnięciami w szkole. On nigdy nie mógł tego zrobić. Bardzo kochał swoich dziadków, ale to nie do końca było to samo.

Dziwnym trafem przy Severusie nie czuł się tak wyobcowany pod tym względem. Żaden z nich nie chciał poruszać pewnych tematów i nie zmuszał drugiego do takich rozmów. Obaj dość skrzętnie omijali ten wątek w życiorysie obu. Hadrian nie miał pojęcia, czy kiedyś powie mężczyźnie, czemu wychowują go dziadkowie. Na razie jednak skupiał się na poznaniu go.

Ta znajomość była dla niego czymś wyjątkowym. Od kilku miesięcy pisywali do siebie listy, których zawsze wyczekiwał. Wprawdzie na początku zachodził w głowę, jak Severusowi udało się tak wytresować sowę, żeby zajmowała się czymś w rodzaju dostarczania poczty, ale po dłuższym namyśle doszedł do wniosku, że najwyraźniej ma do czynienia z wyjątkowo inteligentnym ptakiem, którego właścicielem jest nie mniej inteligentny mężczyzna.

Anioł o zielonych oczachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz