Theo stał na moście.
Nie był pewien, jak się tam dostał, ale mimo to tam był, stojąc w tym samym miejscu, gdzie zabił swoją siostrę. Trzęsące dłonie chwyciły poręcz na tyle mocno, by rozłupać drewno pod jego koniuszkami palców, jego knykcie zrobiły się białe od nacisku.
A kiedy zebrał się na odwagę, by spojrzeć w ciemną wodę, Tary tam nie było. To był on sam - Theo.
Wołał o pomoc,
tonął,
umierał.
Woda stała się czerwona, a z głębin wyłoniły się dwa blade, rozkładające się ramiona. Theo mógł oglądać tylko, jak ręce owinęły się wokół jego torsu, jedna delikatnie spoczywała tuż nad miejscem, w którym znajdowało się serce. Głowa Tary wynurzyła się z wody, włosy miała ciemne i przemoczone. Sposób, w jaki kołysała Theo w jej ramionach był delikatny. Trzymała brata, szlochającego i błagającego o litość, gdy utrzymywała ich dwójkę na powierzchni.
Tara szeptała coś, z ustami blisko ucha chłopca, ale z miejsca, w którym stał Theo, nie do końca mógł usłyszeć, co mówi. Pochylił się bliżej, wytężając słuch, by usłyszeć słowa opuszczające usta jego siostry, aby jeszcze raz mógł usłyszeć jej głos, podczas gdy most złowrogo skrzypiał.
Głowa Tary oderwała się od ,,jego ramion" i zwróciła się do Theo stojącego na moście. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wyszedł z nich żaden dźwięk. Uścisk Tary zacieśnił się na ciele w jej ramionach, gdy patrzyła prosto na Theo stojącego na moście.
Ręce, które przed chwilą były tak delikatne, nagle zagłębiły się w klatkę piersiową dublera, rzucającego się i łapiącego oddechy, które nie nadejdą. On też sam wpatrywał się w Theo szklistymi i niewyraźnymi oczami, ale nie przepełnionymi nienawiścią.
Ciało znieruchomiało.
Tara ponownie zanurzyła się w głąb wody, ciągnąc za sobą Theo, i znów zapanowała cisza.
Theo stał na moście i patrzył w dół, ale woda nie była już czerwona.
Nie słyszał bicia własnego serca.
Zaczął krzyczeć.
***
-Theo, nie wiedziałem, że wciąż jesteś w pobliżu. Co Cię tu sprowadza?"
W głosie doktora Deatona słychać było wahanie, Theo zauważył sposób, w jaki mężczyzna ostrożnie oddalał się od niego centymetr po centymetrze. Chciał się śmiać, uważając za dziwne, w jaki sposób każdy o nim myślał. Rzadko można było spotkać Theo, odkąd Jeźdźcy Widmo zostali pokonani. Tak naprawdę nie miał on takiej potrzeby. Radził sobie z problemami osobistymi, do puki kolejne zagrożenie nie uderzy w Beacon Hills.
Theo zrobił krok w jego stronę -Potrzebuję twojej pomocy.
Deaton pokiwał głową, opierając się o ladę, patrząc z namysłem na Theo -W czym potrzebujesz mojej pomocy?
-Nie jestem do końca pewny - Theo wzruszył ramionami, sztywnym i nienaturalnym ruchem -Tylko... odkąd wróciłem, coś jest ze mną nie tak.
-Dobrze. Możesz wyjaśnić o co dokładnie ci chodzi? – spytał starszy mężczyzna, podczas gdy jego twarz nic nie zdradzała.
Tak też Theo zrobił.
Opowiedział Deatonowi o koszmarach, paranoi, o tym, jak czasami czuł, jakby nigdy nie opuścił piekła, jak jego instynkty mówiły mu, że za każdym rogiem czaiło się zagrożenie.
CZYTASZ
Handle with care || thiam
Fanfictionchimera - organizm zbudowany z komórek różniących się genetycznie chimera - rzecz, której się spodziewamy lub ktorą sobie życzymy, ale w rzeczywistości jest niemożliwa do osiągnięcia chimera - lew z głową kozy na plecach i głową węża na ogonie...