6. Spójrz, jak obnażam zęby dla ciebie

178 14 3
                                    

-To się nigdy nie skończy, prawda? Nawet po przejściu jednego kryzysu zawsze jest po nim będzie kolejny. To jest wyczerpujące - mamrotał Liam.

Stali przed zoo w Beacon Hills, czekając, aż pojawi się Mason, gdy Liam przemówił.

I Theo to widział, całkowite wyczerpanie praktycznie promieniowało od bety. Widać było to w jego zgarbionej postawie, ustawieniu szczęki, dalekim spojrzeniu. Theo to widział  i sam też to czuł. Jasne, z innego powody niż Liam, ale mimo tego czuł to.

Dwóch chłopców, jeden z ciężarem świata na ramionach, a drugi z jego ciężkimi grzechami przykutymi do niego kajdanami.

-Tak - odpowiedział Theo. To była słaba odpowiedź, ale na razie to najlepsze, co miał. Był zbyt poruszony faktem, że pierwszymi słowami, które opuściły usta bety, nie były obelgi ani uwagi, lub to, że Theo od miesięcy był incognito.

Liam spojrzał na chimerę, jego niebieskie oczy były zbyt otwarte i zbyt szczere -Co cię tu trzyma? Jesteś wolny. Dlaczego nie wyjechałeś?

Theo nie wiedział, co powiedzieć.

Wolność to strach, to niepewność, to dla niego było czymś za dużym.

I nienawidził tego uczucia, nienawidził tego, że nie miał już planu.

-Scott wyjeżdża do college'u, Stiles i Lydia też. Moją rolą jest teraz chronienie Beacon Hills - kontynuował Liam -Nie ma nic, co cię tu trzyma. Więc dlaczego nie odszedłeś?

Czuł się naprawdę okropnie, jakby ktoś go dźgnął w brzuch. Uświadomił sobie, że najwyraźniej nie był już mile widziany w Beacon Hills. Krążyło to w jego głowie, gdy myślał o tym jak został sprowadzony z piekła z konieczności, chociaż teraz ten sam chłopak, który to zrobił, teraz pytał go, dlaczego wciąż był w pobliżu.

Theo nie chciał pozwolić Liamowi by usłyszał, jak jego serce zwolniło na to pytanie. Pytania wychodzące z ust Liama ​​były takie same, jak te na które Theo starał się odpowiedzieć sobie samemu.

– Ja... – zaczął, ale przerwał mu Mason podjeżdżający do wejścia obok ich.

Zapominając o egzystencjalnych pytaniach, Liam opuścił Theo, by przywitać się ze swoim najlepszym przyjacielem i porozmawiać o strategii. Theo nie przegapił sposobu, w jaki beta wyglądała nieco lepiej, jak wyglądał na mniej zagubionego, jak wytarł wszelkie ślady zmęczenia, które wcześniej spadły na niego jak chmura burzowa.

Na wpół słuchał, gdy wyciągnął zapasy z bagażnika samochodu, dołączając do rozmowy dopiero po idiotycznej ofercie Masona, by dołączył do nich.

-Jego koledzy strzelają, by zabić -  szydził Theo -Jedź do domu.

Wcale nie był zazdrosny, że Mason, człowiek bez żadnych nadprzyrodzonych zdolności, miał większy wpływ na stado Scotta niż on sam.

Niż Theo, który próbował pomóc.

Theo, który chciał być lepszy.

Theo, który zmienił się, mimo że nikt nie zdawał sobie z tego sprawy.

Z drugiej strony Mason nie próbował zabić Scotta i przejąć jego stada.

Może próby pomocy, odkupienia, podejmowane przez Theo, były dla Liama ​​większym ciężarem niż konieczność chronienia jednego nędznego człowieka. Może dodawał więcej ciężaru ramionom bety niż jego samych. Kolejną odpowiedzialność, o którą Liam musiał się martwić.

Theo stając w nienawiści do siebie i zwątpieniu, udawał, że go to nie obchodziło.

I tak nikt tego nie robił.

Handle with care || thiamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz