11. Urodzony by być potrzebnym

143 12 0
                                    

Theo Raeken jest masochistą. To jedyny powód, dla którego znajduje się przed kliniką Deatona, zdobywając się na odwagę, by wejść i poprosić weterynarza o pracę.

Jasne, może kilka razy groził życiu starszemu mężczyźnie. Może trochę go fizycznie nękał. Ale ludzie się zmieniają, prawda? Theo, który chciał pracować w klinice weterynaryjnej, nie mógł być najgorszym pomysłem. Scott wyjeżdża na studia i jest pewien, że Deatonowi przydałaby się dodatkowa para rąk.

Poza tym Theo potrzebuje dodatkowych środków. Jego zapas pieniędzy z całej akcji dzikiego gonu zaczyna się kurczyć na tyle, by wywołać panikę u chimery.

Jasne są też inne prace. Prace, które prawdopodobnie byłyby dużo lepiej płatne niż stanowisko asystenta w małej klinice dla zwierząt. Ale te prace wymagają CV, rozmów kwalifikacyjnych i prawdopodobnie dyplonu ukończenia szkoły średniej. Czyli dużo gówna, w ktorym Theo jest prawie pewien, że jego nadprzyrodzone zdolności w niczym mu nie pomogą. Przynajmniej u Deatona może do czegoś się przyda.

- Jak długo zamierzasz stać na zewnątrz, zanim wejdziesz?

To Deaton, unoszący się tuż przy klinice z półuśmiechem igrającym na ustach, gdy patrzy na chłopca przed nim.

- Ja… ja tylko… - Theo przerywa, wzruszając ramionami wchodząc za lekarzem do środka.

W środku Deaton zajmuje się wsypywaniem różnych ziół do maleńkich słoiczków stojących na blacie.

- Więc, czy jest coś szczególnego co cię tu do mnie sprowadza? - Deaton pyta, odwrócony plecami do chimery - Nie żebym nie doceniał nieoczekiwanej wizyty.

Theo kiwa głową, odchrząkując - Właściwie to tak. Zastanawiałem się, czy byłbyś skłonny… dać mi tu pracę?

Na prośbę Deaton zatrzymuje się, powoli obracając, by spojrzeć na chłopca.

- Wiem, że Scott był tutaj stażystą - kontynuuje Theo, zmuszając się do wyrzucenia słów z ust. - Pomyślałem, że może też mógłbym nim być.

Deaton wygląda na prawie zaskoczonego. Nigdy nie był wizualnie ekspresyjnym człowiekiem.

- Chcesz tu pracować? - Weterynarz powtarza, patrząc na Theo w zamyśleniu.

Theo powoli kiwa głową, przez jego usta przechodzi westchnienie, gdy ponownie odpowiada - Ta.

- Nie mogę obiecać więcej niż płaca minimalna - stwierdza Deaton po pauzie, jakby to miało oznaczać zerwanie umowy. I o Boże, Theo jest tak wdzięczny, że nie musiał sam poruszać tematu pensji.

- W porządku - odpowiada szybko Theo - Mogę zacząć w dowolnym momencie. Mam czas. Dużo czasu.

Wtedy na ustach Deatona pojawia się uśmiech. Mały i z zaciśniętymi ustami, jakby wiedział więcej niż powinien - Okej.

Theo odchodzi czując się trochę mniej zagubiony. Jakby wreszcie zrobił krok we właściwym kierunku. W jakimkolwiek kierunku.

To jakiś poczatek.

*

Theo tym razem pierwszy pisze do Liama. Ponieważ jest pieprzonym masochistą.

- Wciąż jestem w pobliżu. Czy potrzebujesz czegoś?

Czuje, jak żal podchodzi mu do gardła, gdy tylko wysyła wiadomość. Żal, który ustępuje dziwnej uldze, gdy Liam odpowiada kilka minut później.

- tak musimy pogadac

- odbierz mnie po lacrosse

Ulga, która zmienia się w niejasny niepokój, który osiada w piersi Theo, który desperacko próbuje go stłumić, gdy przekonuje siebie, że nie został w Beacon Hills dla Liama. Że ​​wilkołak beta z problemami z gniewem i intensywnie niebieskimi oczami nie jest powodem, przez który Theo nie może się wydostać z tego zapomnianego przez Boga miasta.

Handle with care || thiamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz