7. Lucyfer

159 12 0
                                    

Uwaga: rozdział zawiera motyw religijny.

Theo nigdy nie uważał się za osobę religijną.

Nawet gdy był dzieckiem, jego rodzice musieli praktycznie wyciągać go z domu, by siedział znudzony podczas mszy, na których Theo i Tara liczyli, ile amenów zostało wygłoszone przez księdza.

Chwiejna, na wpół uformowana koncepcja wiary Theo została całkowicie zniszczona po śmierci Tary i po spędzeniu większości jego życia z Potwornymi Doktorami.

Z tego, co pamiętał Theo, dowiedział się, że Bóg miał być kochający i miłosierny, i uosobieniem wszystkiego, co dobre. Mówili, że Bóg był wszechmocny i wszechwiedzący, że mógł kontrolować i pozbywać się wszystkiego.

Theo uważał, ​​to wszystko za bzdury.

Wiedział, że Bóg nie istniał, bo gdyby tak było, Tara wciąż by żyła, a Potworni Doktorzy nigdy by go nie zmanipulowali, aby stał się ich królikiem doświadczalnym. Nigdy nie zostałby poddany ich torturujących eksperymentom. A przede wszystkim – Theo byłby szczęśliwy. Wciąż miałby mamę, tatę i siostrę, a może nawet i psa. Mieszkaliby w ładnym domku z białym płotem i prowadziłby miłe, przyziemne życie. W każdą niedzielę chodziłby do kościoła, a potem wracał do domu. Tara pomagałaby Theo w odrabianiu lekcji, by potem jeździli na rowerach po całym mieście.

Miałby swoje osobiste, małe życie i byliby szczęśliwy.

Zamiast tego rodzina Theo nie żyła. Nigdy nie miał psa, ale za to mógł się w niego zmienić, jeśli by tego chciał. Nie mieszkał w ładnym domu, mieszkał w jego starym samochodzie. Jego życie wcale nie było choć trochę normalne nawet najgorszy możliwy sposób. Nie był szczęśliwy, nawet nie wiedział jakie to było uczucie.

Ludzie byli tchórzami, pełnymi strachu. Było tak nawet na długo przed pojawieniem się Anuk-ite. Zasłaniali się za religią, ponieważ bali stawić się czoła światu, który nie miał znaczenia, bali obudzić się i zdać sobie sprawę, że nic, co robili, nie miało sensu. Bali się uświadomienia sobie, że świat był okrutny i nie miał żadnych zasad - ludzie cierpieli i umierali, gdy nic nie robili złego w całym swoim życiu. A ludzie, którzy ranili, torturowali i zabijali, mogli żyć sto lat.

Gdyby Bóg, o którym Theo dowiedział się jako dziecko, był prawdziwy, nie pozwoliłby na to.

Theo nie wierzył w niebo, ale za to wierzył w piekło.

Nie był do końca pewien, jak pasowało to do jego punktu widzenia jako ateista. Czy piekło mogłoby istnieć bez Boga? Ale tak czy inaczej, wiedział, że piekło było prawdziwe.

Może było inaczej z nadprzyrodzonymi takimi jak on. Może normalne istoty ludzkie po prostu gniły w swoich grobach pod ziemią, zamieniając się w pył i kompost, gdy robaki pożerały ich organizmy. Może dla nich nie istniało życie pośmiertne, nie było czegoś takiego jak czyściec. Życie się kończyło, podczas gdy wszyscy inni żyli dalej.

Sprawa wyglądała inaczej z potworami takimi jak Theo. Cierpieli za to, co zrobili, za życia. Potwory takie jak Theo zostawały wysłane pod ziemię, gdzie były karane za swoje istnienie, za
bycie czymś, co w ogóle nigdy nie powinno zostać stworzone.

Ale też istnieli dobrzy ludzie - tacy jak Scott, Liam czy Corey - ludzie, którzy zawsze mieli tylko dobre intencje, mimo że zostali przeklęci mocą, o którą nie prosili. Może oni trafią w lepsze miejsce, gdy umrą. Przynajmniej Theo miał taką nadzieję.

Ulubionymi historiami Theo z niedzielnej mszy zawsze były te o Lucyferze - upadłym aniele. Był trochę zbyt głodny władzy, a Bóg wyrzucił go z nieba. On był wężem, manipulującym i
przekonywającym ludzi do grzechów i życiu w mękach.

Handle with care || thiamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz