Rozdział 12

88 4 2
                                    

Wyszliśmy z kamienicy jak gdyby nigdy nic idąc jak przyjaciele choć może jak ktoś więcej...

Kawiarnia była przytulną izbą w której unosił się zapach cherbaty ziołowej i ciastek domowej roboty. Przy jednym ze stołów siedział opisywany przez Janka łącznik.

- Serwus, przynosimy wieści od cioci Jadzi - powiedział Rudy

- Przysłała list? - zapytałam

- Nie bo ma rękę chora - dokończył swoją kwestię mój towarzysz

- Drodzy młodzi państwo. Macie swoje lata jak wodzie co też napewno jesteście odpowiedzialni, mam dla was akcje specjalną. - wstchną mężczyzna - Macie udawać niemiecka parę oczywiście pod fałszywym nazwiskiem - spojrzeli po sobie - spokojnie zaufane informacje. Macie wyciągnąć jak najwięcej. Spotkamy się w sobotę za dwadzieścia siudma. Jeszcze chce z wami coś omuwić zabirę was gdzieś bądźcie przygotowani. Zrozumiano?

Pokiwali głowami na znak zgody. Dosyć można by tak od niechcenia że łatwa akcja lecz bardzo wymagająca. Trzeba mieć odpowiedni szyk znać język niemiecki i jeszcze przyswoić dane z kenkarty.

Rudy czy jak kto woli Janek

Szliśmy ulicami Warszawy, z piękną damą u mego boku czułem się wspaniałe. Chciałem z nią iść do parku ale "Nie" bo chce koniecznie się uczyć niemieckiego. Przynajmniej że mną jaki że mnie szczęściarz.

- Was wollen wir mit mir machen, hast du einen tollen Lehrer?

- Zrozumiałam tylko nauczyciel czyli Lehrer tak?

- Ja. Sechr gut. Widzisz robisz postępy - powiedziałem - ale nie wiesz co znaczy reszta to bardzo źle.

- Mam nadzieję że na dobrego nauczyciela trafiłam jak nie to go zmienię

Spojrzałem się na nią, pamiętam nas jeszcze małych takich... Takich tycich, wolnych. W wolnej Polsce, ona miała taki piękny zapach, zapach wolności i młodych pąków kwiatów rozkwitającego miasta po wielkiej wojnie.

- To się okaże. Ale muszę cię zapewnić że lepszego niedpotkach

Złapała mnie za rękę i pociągła w stronę mojego domu.

- Dobra, dobra chodź niepeplaj tylko bo ci słów jeszcze zabraknie

- Tak jest pani dowudzco. Tylko niebiegnij tak bo szwanki drapki cię złapią - puściłem się biegiem w stronę mojego domu a ona za mną

- Ja ci dam! Ja ci dam ty drapki!

- niedenarwuj się złość piękności szkodzi

Stanęliśmy koło mojego domu centralnie przed drzwiami

- A wiesz że tobie wiatr szkogi? - podniosła jedną brew z dezaprobatą - Twoje włosy... One... Zresztą sam zobaczysz otwieraj te drzwi - niemogłam się wysłowić że śmiechu.

Weszliśmy do domu. A w lusterku zobaczyłem siebie z czymś jakimś poklejonym na włosach.

- Rany Boskie Janie Romanie Bytnaże co ty masz na włosach! Dlaczego ich wczoraj nie umyleś. - rozdarła się jego mama

- Mamo ja kompletnie niemam pojęcia

- Niemiałeś pojęcia jak wyglądasz teraz od tego wiatru masz... A zresztą marsz to... Rub co chcesz

- Ja może już pujdę - powiedziała Anastazja

Nie chciałem żeby wychodziła no ale cóż taka głupia sytuacja. Mama niepotrzebnie zaczęła się wydzierać. Przecież bym to ogarną

- Może następnym razem Serwus!

- Serwus Anastazjo - odpowiedziałem po czym dodałem prawie nieusłyszalnie - Najpiękniejsza istotki na świecie

Wyszła i zamknęła za sobą drzwi, wpatrywałem się w nie dobra chwilę gdyby nie mama

- Janek co miałeś zrobić?!

- Tak tak już idę

........................................

Dziękuję za przeczytanie rozdziału. Mam nadzieję że się podoba, jeśli ktoś ma jakieś pomysły to są mile widzianę żaden się nie zmarnuje.
Obiecuję następnym razem napisać rozdział dłuższy niż ten

Słów : 500


Zły Czas Młodości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz