Rozdział 5

108 4 8
                                    


"...a jednak Przyjaciele ..."

Mona wracała z kantyny, z głową w chmurach. Jej kręcone loki podskakiwały przy każdym kroku, a oczy błądziły gdzieś w oddali. Miała nadzieję, że zaraz, jeszcze przed jej nocną służbą, będzie mogła pójść i porysować na jej ulubionym pagórku. Pragnęła małego relaksu i zebrania myśli oraz zaszycia się gdzieś, gdzie nie musiała się nikomu tłumaczyć. Chciała spędzić czas na byciu sobą i ze sobą.

Kiedy skręcała do wind, aby dostać się do swojego małego pokoju, usłyszała znajomy głos przyjaciela zza pleców. Rick, wysoki i szczupły chłopak o rozczochranych blond włosach, wyraźnie podbiegł do niej, lekko dysząc, ale z szerokim uśmiechem na twarzy.

- "Hej, Mona!" - zawołał Rick, śmiejąc się głośno i machając ręką, jakby chciał zwrócić na siebie uwagę całego korytarza. - "Jak się miewasz po naszym kursie Y-wingów? Minęło już kilka tygodni, co?"

Mona odwróciła się, uśmiechając się ciepło na widok przyjaciela. Jej oczy zabłyszczały, a na policzkach pojawiły się urocze dołeczki.

- "Cześć, Rick!" - odpowiedziała, instynktownie podrapała się w głowę i przeczesała loki ręką, jakby chciała ukryć lekkie zmieszanie. - "Tak, czas leci... strasznie szybko. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to już koniec." - podsumowała, wzdychając lekko.

Rick, nie mogąc powstrzymać swojego entuzjazmu, praktycznie podskoczył w miejscu. Jego oczy błyszczały jak u dziecka w sklepie z zabawkami.

-"A właśnie!" - wypalił, gestykulując żywo. - "Słyszałaś, że za miesiąc zaczynamy nowy kurs, tym razem na X-wingach? Będzie ostro!"

Mona uniosła brwi, wyraźnie zaskoczona, ale i rozbawiona energią przyjaciela

- "Wow, widzę że nie masz dość..." - uśmiechnęła się serdecznie, kręcąc głową z niedowierzaniem. - "X-wingi! To będzie niezła jazda. Zawsze chciałeś to spróbować. No i proszę?"

Rick przytaknął entuzjastycznie, ale nagle spoważniał, patrząc na Monę z troską.

-"A ty jak sobie radzisz? Zdałaś już egzamin końcowy?"

Mona spuściła wzrok, bawiąc się nerwowo rąbkiem swojej bluzy. Jej głos stał się cichszy, jakby bała się, że ktoś może ją podsłuchać.

-"Szczerze? Jeszcze nie podchodziłam" - dodała z lekką obawą. - "Wciąż się z tym borykam. Ten strach przed lądowaniem... myleniem procedur i klaustrofobią przed kokpitem. Sama nie wiem, czy dam radę." - odparła ciut w smutnym tonie, jej ramiona lekko opadły.

Rick, widząc zmianę nastroju przyjaciółki, delikatnie położył dłoń na jej ramieniu. Jego głos był miękki, ale stanowczy, pełen wsparcia i wiary w nią.

- "Hej, nie poddawaj się!" - powiedział, pochylając się lekko, by spojrzeć jej prosto w oczy. - "Wierzę w ciebie, nawet jeśli ty sama w siebie nie wierzysz. Pamiętasz, jak na początku bałaś się nawet wejść do kokpitu?"

Mona podniosła wzrok, a na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu.

-"Tak, pamiętam. Byłam przerażona tym klaustrofobicznym, nabitym przyciskami, kontrolkami i monitorami kokpitem... brrr" - uśmiechnęła się, wzdrygając się lekko i obejmując się ramionami, jakby chciała się ochronić przed wspomnieniem.

Rick zaśmiał się cicho, kręcąc głową.

-"A teraz? Latasz jak szalona! Kilka razy wiem, że miałaś jakieś loty z eskadrą?"

Mona przewróciła oczami, ale jej uśmiech stał się szerszy.

-"Wiesz, naprawdę kilka razy i nie nazwałabym tego lataniem jak szalona. Wprawdzie na kursie poza atmosferą czuję się nieznacznie lepiej, ale to i tak wielki stres." - podsumowała ze szczerością, wzruszając ramionami.

Marzenie to tylko początek... (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz