To wszystko moja wina

20 4 0
                                    

Clank

    Od tamtej sytuacji minęły trzy dni. Ratchet od tego dnia prawie wcale nie ja a jeśli chodzi o wychodzenie z pokoju to już całkiem inna sprawa zamyka się i z nikim nie chce rozmawiać wrócił do stanu z przed trzech lat i to mnie martwi jestem jego przyjacielem i wiem co musi czuć zwłaszcza, że widać było czasami, że tych dwoje łączy jakieś głębsze uczucie a starszy tak potraktował go sam miałbym ochotę mu przywalić za to w jakim stanie był i znowu jest mój przyjaciel zresztą nie tylko ja bym mu to zrobił za stan Ratcheta.

Oderwałem się od czynności słysząc dzwonek do drzwi, westchnąłem cicho na przeszkodę i zeskoczyłem z krzesła kuchennego po czym podreptałem do drzwi gdy już tam dotarłem otworzyłem.

-Qwark? Co tu robisz?-zapytałem zdziwiony.

-Jak to co? Usłyszałem co dzieje się z naszym drogim lombaxem i przybiegłem na ratunek jak to co?-powiedział wpraszając się do środka przez co drzwi automatycznie się zamknęły.

Gdy Qwark ruszył przez korytarz zapewne do pokoju zielonookiego poszedłem w miarę jego tempa za nim.

-Ratchet cię nie wpuści. Nikogo nie wpuszcza-odparłem.

-Mój drogi nie będzie miał wyboru albo po dobroci albo siłą-powiedział.

Doszliśmy do drzwi sypialni lombaxa spojrzeliśmy oboje na siebie po czym na drzwi, Qwark zapukał grzecznie w drzwi.

-Ratchet otworzysz?-zapytał.

-Nie... Idź sobie Qwark..-wysyczał przez drzwi.

-Ile masz zamiar tam siedzieć?-zapytał Qwark.

-Wiecznie-powiedział.

Qwark spodziewał się ewidentnie innej odpowiedzi bo zdenerwował się.

-A chrzanić to-warknął.

Zaczął mocno kopać w drzwi, które wydały z siebie zgrzyt by po chwili upaść z całą siłą na ziemie powodując głośny huk zajrzeliśmy do środka gdzie panują prawie kosmiczne ciemności sądząc po minie Qwarka musi też być tu dość mocny zapach, spojrzałem w bok i zobaczyłem tam kilka talerzy z jedzeniem w stanie rozkładu i teraz zrozumiałem jego grymas, lecz moje spojrzenie od razu powędrowało w stronę łóżka. Zielonooki siedzi z podciągniętymi kolanami do brody i patrzy na nas bez pokazywania jakich kolwiek emocji, wysoki pewnym krokiem podszedł do lombaxa.

-Zabieram cię z tej cuchnącej nory Ratchet!-powiedział unosząc głos.

-Po pierwsze miło Po drugie nie dzięki-odparł Ratchet.

Chyba mu się to nie spodobało bo podniósł zielonookiego i mocno ściskając podszedł tak i zapalił światło po czym znowu posadził go na tapczanie.

-Ubieraj się. Zabieram cię dzisiaj do klubu na Axiom City napijesz się i będzie ci lżej-powiedział ceremonialnie.

-Jak się zgodzę dasz mi spokój?-zapytał.

-Tak-powiedział.

Lombax wstał i ubrał rękawice później zrobił tak samo z pancerzem i spojrzał na niego nadal bez emocji.

-Wieczorem to mój jedyny warunek-odparł zielonooki mijając go.

Spojrzałem za nim później spojrzałem na Qwarka, który uśmiecha się zwycięsko.

-Zabierasz kogoś w takim stanie na picie?-zapytałem.

-Alkohol jest najlepszy na smutki drogi przyjacielu-powiedział.

Pokręciłem głową na ten dość idiotyczny pomysł by zabrać Ratcheta na zapicie smutków nigdy nie wiadomo co komuś w takim stanie wbije się do głowy pod wpływem alkoholu zwłaszcza gdy ma złamane serce i słabą nawet bardzo słabą głowę do alkoholu a Qwark pewnie lepszej nie ma, dla pewności poproszę go by go pilnował a sam nie spijał się za bardzo martwię się o swojego przyjaciela.

Love does not chooseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz