77.

35 3 2
                                    

Małżeństwo patrzyło po sobie, nie wiedząc co zrobić. Oczy Charlie zaszły łzami i usiadła ciężko na łóżko. Zbladła strasznie i zaczął się bać, że zaraz znowu mu zemdleje.

Jednak szybko się ocknął i chwycił telefon. Przeraził się widząc, że dzwonił Cary. Spojrzał na żonę i odebrał niepewnie.

- Tak?

Słuchał co mówił stary i aż sam usiadł z wrażenia. Charlie łzy leciały po twarzy, jak obejmowała swój brzuch rękoma. Martin patrzył na nią i w głowie miał dwie myśli.

Że ona zaraz z tego wszystkiego poroni, oraz to, że żył z wiedźmą.

Wreszcie się rozłączył.

- Nie żyją, prawda?- spytała cicho Charlie. Martin nie musiał nic mówić. Wystarczyło jej jedno jego spojrzenie aby znać prawdę. Kobieta wybuchnęła płaczem. Mężczyzna szybko znalazł się przy niej i objął ją mocno. Czuł jak płakała na jego brzuchu, jak nie mogła złapać tchu. Jednak nic nie mówił, gładził ją jedynie po plecach, nie mogąc zrobić więcej. Sam stracił brata i wiedział co czuła. Jak rodziców nienawidzili, to tak z Michaelem się kochali. Byli rodzeństwem. Charlie straciła właśnie jednego.

- Co ze Skye?- spytała po dłuższej chwili. Tego dokładnie nie widziała. Nie wiedziała czy straciła przytomność, czy też może umarła. Mężczyzna ukucnął przed nią.

- Nie wiem. Ona podobno żyje, tak samo jak i Lincoln tylko, że..

- Tylko, że co?- spytała, nie rozumiejąc go. Jak to żył? Czemu pozwolił jej za nim płakać?

- Podejrzewają śmierć mózgu. Jego obrażenia są tak rozległe, że nie ważne co i tak umrze. - wyjaśnił a ta załkała na nowo. Nie pozwoliła się jednak dotknąć.

- Gdzie oni są?

- W szpitalu. Idź się ubrać. - zarządził a ta posłusznie powlokła się do garderoby.

Martin był przerażony. Wiedział, że to zniszczy nie tylko Charlie ale również i tą całą rodzinę. Timothy, który wreszcie pozbierał się po śmierci żony, oberwie po raz kolejny. Nie wiedział jednak czy podniesie się po tym. W końcu tu nie mówili o jego żonie a o dziecku.

Żaden rodzic nie powinien chować swojego dziecka a w tej rodzinie, musieli robić to przerażająco często.

.

Martin musiał zająć się Charlie, która nie była w stanie nic zrobić. Łzy ciągle leciały jej po twarzy i nie mogła nawet wciągnąć butów na nogi. Robił więc wszystko za nią.

Kazał iść do Edith i przekazać, że musi zająć się Alex. On w tym czasie wsadził żonę do samochodu i wyjechali. Nie rozmawiali bo nie mieli o czym. Co mogli powiedzieć w takiej sytuacji? Nic, co był pomogło. Nie było czegoś takiego.

Charlie również czuła, że zaczyna boleć ją głowa ale to nie było ważne. Liczył się tylko jej brat którego prawdopodobnie już nie było z nimi.

- To moja wina, prawda?- spytała cicho a ten zdurniał.

- O czym ty mówisz?- zapytał sądząc, że się przesłyszał. Bo w końcu czemu miałaby się obwiniać o coś takiego?

- To moja, że to się stało. Miałam ten swój przeklęty sen. - wyjaśniła ale on stanowczo pokręcił głową.

- To stało się ponad dwie godziny temu. Nie miałaś na to żadnego wpływu. - zapewnił ją a ta niemrawo kiwnęła głową. Był jednak wystraszony faktem, że zaczęła się obwiniać. Chwilowo tego nie komentował bo zajechali pod szpital.

Charlotte IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz