114.

23 2 0
                                    

Charlie krzyknęła i oparła się ciężko rękoma o szafkę. Martin wysunął się z niej i zobaczył jak wszystko poleciało jej po nogach. Chwycił szybko ręcznik aby nie ubrudziła dywaniku na którym stała.

Zaprosiła go dzisiaj pod prysznic, jednak nie mógł pozwolić jej się ubrać po wszystkim i zaprosił ją na szafkę. Nie protestowała z dwóch powodów. Swojego męża prawie zawsze chciała a po drugie, może te dzieciaki wreszcie z niej wyjdą.

Nie wiedziała jak to zrobiła ale była w trzydziestym dziewiątym tygodniu ciąży, brakowało jej czterech dni do terminu porodu a u niej nic się nie ruszało pod tym względem.

- Myślałam, że nie dasz rady. - powiedziała, gdy odwróciła się do niego. Ten siedział na brzegu wanny i wycierał się.

- Też miałem takie wrażenie. - mruknął. W pewnym momencie gdy jej nie widział, w głowie pojawiła mu się Sally. Musiał się zatrzymać i uspokoić nie tyle co pod dotykiem żony ale jej głosem. Dopiero wtedy mógł kontynuować lecz o wiele spokojniej.

- To nic złego, że zrobimy sobie krótką przerwę. Ze mną też tak robiłeś. Pamiętasz?- powiedziała łagodnie. Martin skinął głową i zobaczył jak skrzywiła się gdy poczuła kolejny skurcz.

- Czemu Jane nie wywołała jeszcze porodu? Mogą wychodzić. - jęknęła żałośnie. Była zmęczona, miała okropne sińce pod oczami, kostki miała ochotę odrąbać a plecy bolały ją niemiłosiernie, że nie wiedziała już co ze sobą robić. Żeby tego było mało, nie spała bo miała okropne skurcze bądź też dzieci ją kopały do tego stopnia, że w nocy nie zdążyła do łazienki a Martin o trzeciej nad ranem musiał zmieniać prześcieradło i uspokajać swoją histeryczkę.

- Wiesz, że bezpieczniej jest dla całej waszej czwórki, jak wyjdą same. Jednak jeżeli przekroczysz datę porodu, Jane go wywoła i nie będzie czekać. - powiedział łagodnie i przyciągnął ją do siebie, po czym pocałował jej brzuch. Zaraz odskoczył, trzymając się za buzię. Charlie z kolei zaczęła się śmiać.

- Kochane te dzieci, co? Już cię tłuką. - zauważyła rozbawiona. Martin zaśmiał się i skinął głową.

- One po prostu szukają drogi wyjścia. - odparł i zobaczył jak Charlie już nie zwracając na niego uwagi, idzie do toalety. Odkąd sikała co pięć minut, miała to gdzieś.

.

Charlie dyszała ciężko i trzymała mocno męża.

- Może wystarczy?- spytał niepewnie Martin. Ta pokręciła głową. Była zmęczona a nogi wraz z plecami paliły ją żywym ogniem lecz nie zamierzała się zgodzić. Zamierzała wykurzyć te dzieciaki z jej brzucha za wszelką cenę. Już jadła pikantne jedzenie którego tylko piekło jak wychodziło, nie wiedziała nawet ile miała orgazmów w ostatnich trzech dniach lecz jedyne co osiągnęli to to, że nogi jej się trzęsły. Teraz też zaczęła chodzić po schodach mając nadzieję, że to coś da.

- Kochanie, odpocznij chociaż. Leci z ciebie. - zauważył słusznie. Po czole leciał jej pot i była cała czerwona.

- Nie, nie. Ja.. Au! - jęknęła i zgięła się podczas okropnego skurczu. Martin objął ją wystraszony. Widział jak trzymała się za brzuch a na twarzy miała grymas bólu.

- Charlie do cholery! Koniec z tym!- syknął na nią.

- Ale..

- Charlotte? Co ty wyrabiasz?- usłyszeli Timothyego, który właśnie szedł zajrzeć do Joy. Nudziło mu się, więc czemu nie zająć się wnuczkami, prawda?

- Nic. - Mruknęła i wyprostowała się ale Martin postanowił ją wydać.

- Ta wariatka doszła do wniosku, że wywoła poród za wszelką cenę. Nic to nie pomaga a jedyne co osiągnęła to to, że skurcze są o wiele bardziej bolesne. - podkablował ją, za co oberwał wyjątkowo wrogim spojrzeniem. Timothy podszedł do córki nieco zły.

Charlotte IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz