Meet me on a rooftop

7 1 0
                                    

Yeosang nie spał. Od jakiejś godziny udawał, że w końcu zasnął i pilnował, żeby jego oddech był odpowiednio głęboki i spokojny, a oczy cały czas zamknięte (a przynajmniej wtedy, gdy Hongjoong się odwracał i na niego zerkał). Nie miał już siły na prowadzenie normalnej rozmowy z przyjacielem i udawanie, że słowa pocieszenia, jakie wyrzucał z siebie Hongjoong przez całe popołudnie, zadziałały i jego samopoczucie się poprawiło. Nic się nie poprawiło i Yeosang wątpił, aby w najbliższym czasie to się zmieniło.
Było z nim źle jeszcze zanim usłyszał imię Felixa wypowiedziane podekscytowanym głosem Leo. Yeosang nie sądził, że może czuć się jeszcze gorzej z powodu swojego nieodwzajemnionego uczucia; w pewnym sensie był pogodzony z myślą, że Taehyung nigdy nie spojrzy na niego inaczej, niż na współpracownika czy przyjaciela. Powinien się cieszyć, że w ogóle awansował do rangi przyjaciela i Taehyung dopuścił go do swojego prywatnego życia i ufał mu do tego stopnia, że zostawiał mu pod opieką własnego syna. Tylko że on nigdy nie dostał zaproszenia na wspólne wyjście do oceanarium.
Zazdrość wszystko zmieniła. Nagle Yeosang cierpiał pięć razy bardziej niż dotychczas. Stłumione uczucia wybuchły z całą siłą i pozostawiły nieprzyjemne palące wrażenie w jego klatce piersiowej. Jakby zapłonęło tam ognisko, które powiększało się z każdą kolejną myślą dotyczącą blondwłosego trenera taekwondo. Paradoksalnie, Yeosang nigdy nie był zazdrosny o Hannah, która przecież była żoną Taehyunga. Nie wiedział, czy wynikało to z faktu, że pogodził się z jej obecnością, czy chodziło po prostu o to, że ma wrażenie, iż przegrywa z kimś tej samej płci, co on sam. Nie mógł powstrzymać natrętnych myśli, przez które wciąż zadawał sobie pytanie, w czym Felix był lepszy od niego.
Z rozmyślań wyrwał go dźwięk wpisywanego kodu do drzwi i piknięcie oznajmiające odblokowanie zamka. Chwilę po tym do jego uszu dobiegł dźwięk odsuwanego krzesła i wiedział, że to Hongjoong wstał od biurka stojącego w rogu salonu, gdzie przez ostatnią godzinę malował akwarelami nowy obraz, który zapewne zawiśnie na ścianie mieszkania któregoś z ich wspólnych znajomych.
— Hej, dobrze, że jesteś — zamruczał cicho Hongjoong i Yeosang uchylił powieki akurat w odpowiednim momencie, żeby zobaczyć, jak staje na palcach i składa lekki pocałunek na ustach Seonghwy.
— Mam nadzieję, że farba tym razem nie trafiła na nasz dywan — zaśmiał się cicho Seonghwa, a następnie podniósł wzrok i Yeosang w ostatniej chwili zamknął swoje oczy, zanim przenikliwe spojrzenie jego przyjaciela spoczęło na jego twarzy. — Jak on się czuje?
Jego serce ścisnęło się w reakcji na smutny ton głosu przyjaciela. Nie chciał przerzucać swoich zmartwień na innych, ale sam nie umiał sobie z nimi poradzić, a w domu nie mógł wytrzymać, bo jego rodzice widzieli, że coś się dzieje i za wszelką cenę próbowali się dowiedzieć, o co chodzi. Yeosang nie próbował sobie nawet wyobrażać ich min, gdyby oznajmił, że zakochał się w żonatym mężczyźnie, który miał pięcioletniego synka. Niewiedza zdecydowanie była dla nich lepsza.
— Źle, Hwa. Robiłem wszystko, co mogłem, ale wiesz, że nie nadaję się do pocieszania — odpowiedział Hongjoong przyciszonym głosem.
Yeosang poczuł wyrzuty sumienia. Wiedział, że Hongjoong bardzo się starał, mimo że ciężko przychodziło mu rozmawianie o emocjach — swoich czy kogokolwiek innego. Dlatego tym bardziej doceniał jego starania, jednak nic nie mógł poradzić na to, że nic nie było w stanie przegonić niechcianych myśli z głowy i smutku z jego serca.
A przynajmniej tak myślał do momentu, w którym nie poczuł delikatnego dotyku na swoim policzku. Zaskoczony, otworzył oczy i zobaczył tuż przed sobą kucającego Seonghwę, który przesuwał dłoń po jego twarzy. Ten gest był tak łagodny i opiekuńczy, że Yeosang wręcz poczuł falę spokoju, która nagle rozlała się po jego ciele, wędrując od głowy aż do stóp. Przymknął oczy, nie mogąc znieść bezpośredniego kontaktu wzrokowego, ale nie poruszył się nawet o milimetr w obawie, że wtedy Seonghwa przestanie go dotykać.
— Zostaniesz u nas na noc.
To nie było pytanie; Seonghwa po prostu zdecydował za niego i postawił go przed faktem dokonanym.
— Idziemy z Hongjoongiem ugotować obiad. Kupiłem dzisiaj wołowinę — mówił dalej Seonghwa, a Yeosang pozwalał, by jego spokojny i głęboki głos przepływał przez jego głowę. — Możesz przyjść nam pomóc albo jeszcze chwilę się przespać.
Yeosang skinął głową, czując, że przyjaciel oczekuje od niego jakiejś reakcji. Skinięcie głową było neutralne — dawało mu chwilę na przemyślenie tego, co zamierza zrobić. W milczeniu zniósł pocałunek Seonghwy, który ten złożył na czubku jego głowy (tylko przelotnie zastanawiając się, czy jego włosy nie są już za bardzo przetłuszczone) i poczekał, aż jego uszu dobiegną oddalające się kroki, a po chwili przytłumione głosy dobiegające z kuchni.
Nie zamierzał już dłużej nadużywać dobroci Hongjoonga i Seonghwy. W końcu był dorosły i powinien umieć sobie poradzić ze swoimi emocjami sam. Odczekał jeszcze moment i gdy usłyszał wybuch śmiechu, a zaraz po nim podekscytowany głos Hongjoonga, uznał, że to dobry moment, aby zniknąć. Nie miał dzisiaj siły na obserwowanie zakochanych przyjaciół, którzy byli w szczęśliwym związku, kiedy on sam miał zerowe szanse na zbudowanie takiej relacji z osobą, która przejęła jego serce.
Wstał z kanapy i ostrożnie przeszedł do korytarza. Założył swoje znoszone conversy, z żalem sobie przypominając, że jeszcze całkiem niedawno obiecał Taehyungowi, że zainwestuje w końcu w porządne zimowe buty. Jeszcze niedawno zrobiłby wszystko, żeby przypodobać się Taehyungowi.
— Przefarbowałem nawet włosy — wymamrotał sam do siebie, gdy w lustrze mignęło mu jego własne odbicie.
Teraz blond kolor na jego głowie przypominał mu o trenerze Leo, który miał włosy w tym samym odcieniu. I nagle Yeosang miał ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy na samą myśl o tym, że mógłby przypominać o nim Taehyungowi.
Złapał swój płaszcz i opuścił mieszkanie przyjaciół. Zbiegał po schodach na dół, czując, że ruch dobrze robi na jego skołataną głowę. Skupiony na stawianiu jednej nogi za drugą, miał trochę mniej czasu na zadręczanie się myślami, niż gdy leżał nieruchomo na kanapie w salonie przyjaciół. Dlatego gdy dotarł na sam dół i wyszedł przed budynek, postanowił, że powrotny spacer do domu jest lepszą opcją niż jazda autobusem.
Był zaskoczony, że udało mu się już prawie dotrzeć do innej dzielnicy, zanim jego telefon wybuchł w kieszeni. Seonghwa i Hongjoong dzwonili do niego na zmianę, a gdy tylko jego telefon chwilowo przestawał wibrować od przychodzących połączeń, to ich grupowy czat na KakaoTalk zostawał zasypany nowymi wiadomościami. Mimo że bardzo kusiło go całkowite wyłączenie telefonu, uznał, że nie może tego zrobić swoim najlepszym przyjaciołom, którzy już i tak za bardzo się o niego martwili. Dlatego napisał im krótką wiadomość, że wraca do domu i dopiero wtedy włączył tryb „nie przeszkadzać".
Nogi niosły go same przed siebie. Skupiony na unikaniu nieprzyjemnych myśli, stawiał jeden krok za drugim, zajmując swój hiperaktywny mózg liczeniem wszystkich białych samochodów, którego go mijały. Doliczył do pięćdziesięciu dwóch (naprawdę nie rozumiał tej obsesji na punkcie białych samochodów, bo dla niego wszystkie samochody w tym kolorze wyglądały tak samo), kiedy zorientował się, że stoi tuż przed wejściem do Corenergy. Auta od razu straciły całe jego zainteresowanie.
Wziął drżący oddech, próbując z całych sił zwalczyć narastającą w nim złość. To było absurdalne. Jak mógł być zły na budynek, który niczym mu nie zawinił? Jednak te racjonalne argumenty nie do końca trafiały do Yeosanga, bo widok klubu automatycznie przywoływał przed jego oczy twarz Felixa i ten ciepły błysk w jego oczach, gdy patrzył na Taehyunga. Żołądek Yeosanga ścisnął się, gdy uczynna wyobraźnia podsunęła mu obraz Felixa i Taehyunga razem w oceanarium, wpatrzonych w siebie z uwielbieniem, podczas gdy na ich twarzach odbijały się świetlne iluminacje z akwarium i cienie przepływających ryb.
Tak bardzo chciał być na miejscu Felixa. Nawet jeśli to nie była prawda, nawet jeśli to wyobrażenie w ogóle nie było bliskie rzeczywistości. Był zazdrosny o każdą minutę, każdą sekundę, którą Felix miał okazję spędzić w towarzystwie Taehyunga, podczas gdy on sam musiał się ograniczać do ich wspólnego czasu spędzanego głównie w biurze. A i to już niedługo mogło mu zostać odebrane.
Po jego policzkach spłynęły pierwsze łzy i Yeosang otarł je ze złością rękawem płaszcza. Był taki żałosny; wcale się nie dziwił, że Taehyung pewnie nawet nigdy nie spojrzał na niego w inny sposób, niż na przyjaciela. Co z tego, że w kwestii wyglądu niczego mu nie brakowało, jeśli nie potrafił zainteresować Taehyunga swoją osobowością? Może gdyby miał jakąś pasję, o której mógłby opowiadać starszemu mężczyźnie na przerwach w pracy, to Taehyung właśnie jego zabrałby do oceanarium. Felix pewnie mógł zabawiać go bez końca historiami o Leo na treningach albo zabawnymi anegdotami o innych dzieciach, które uczył taekwondo. A cała osobowość Yeosanga ograniczała się do niezdrowej obsesji na punkcie żonatego mężczyzny i oglądaniu tiktoków z kotami. Już nawet odpuścił sobie zastanawianie się nad tym, co właściwie chce robić w życiu — gdy poznał Taehyunga, wszystko inne zeszło na drugi plan.
Zrobił kilka kroków w stronę pogrążonego w ciemnościach budynku. Świeciła się tylko pojedyncza lampa nad wejściem, oświetlając przeszklone drzwi, na których niebieskimi literami wypisano nazwę klubu. Przez jego głowę przemknęła głupia myśl o tym, że może gdyby klub spłonął, to Taehyung już nigdy więcej nie spotkałby się z Felixem. Wiedział, że to bardzo niewłaściwe myśleć w ten sposób i w normalnej sytuacji Yeosang nikomu nie życzyłby tak źle, ale teraz, gdy jego serce bolało tak, jakby w klatce piersiowej miał otwartą ranę, a płuca płonęły za każdym razem, gdy z wysiłkiem brał kolejny oddech, Yeosang nie potrafił odpędzić od siebie tych kuszących scenariuszy powstających w jego głowie.
Potrzebował czegoś, co choć trochę ukoi jego rozpacz.
Sięgnął po jeden z kamieni, którymi wysypany był żwirowy parking. Wybrał największy, jaki rzucił mu się w oczy. Przez chwilę ważył go w dłoni, walcząc jeszcze z samym sobą, ale szybko odsunął od siebie podszepty tej rozsądnej wersji siebie, która powtarzała mu, że będzie tego żałował. Wziął zamach, celując trochę na oślep w stronę drzwi Corenergy. Łzy całkowicie przesłoniły mu widok, ale na potwierdzenie wystarczył mu ostry dźwięk tłuczonego szkła. Yeosang wstrzymał oddech, czekając w napięciu, aż ktoś wybiegnie z klubu, wrzeszcząc na niego i wzywając głośno policję, jednak zamiast tego wieczorną ciszę przerwał wyjący odgłos uruchomionego alarmu.
Dopiero wtedy zerwał się do biegu, uciekając jak najdalej od tego dźwięku. Do mieszanki wściekłości i żalu dołączyły jeszcze wyrzuty sumienia i Yeosang wcale nie poczuł się lepiej.

the meeting place ❅ taelixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz