Alec bardzo nie lubił takich miejsc. Czuł się w nich bardzo nieswojo. Było mu duszno, a czasem nawet kręciło mu się w głowie od tej głośnej muzyki, smrodu potu, papierosów i alkoholu. Pijani ludzie niemiłosiernie go irytowali i starał się od nich trzymać z daleka. Szybko zmieniające się jaskrawe światła drażniły jego wrażliwe oczy, przez co wzrok trochę mu się rozmazywał. Było to dość niebezpieczne, biorąc pod uwagę jego "fach" w którym musiał mieć oczy dookoła głowy i być ciągle czujnym. A teraz jego zmysły były możnaby powiedzieć upośledzone, co czyniło Aleca bezbronnego.
W sumie to Alec nie ma pojęcia jak się tutaj znalazł. Jeszcze chwilę temu siedział w swoim ulubionym fotelu w instytucie czytając książkę. Wreszcie miał chwilę dla siebie. Wszystko dokładnie zaplanował. Oddał matce wszystkie raporty z misji przed terminem, dopilnował by każdy z tych półgłówków miał coś do roboty i mu nie zawracał nosa. Wszystko po to by choć chwilę posiedzieć w spokoju i ciszy. A co robi zamiast tego? A mianowicie zamiast tego jego niewinne oczy zmuszone są patrzeć, na tłum spoconych ludzi poruszających się w rytm muzyki ocierając się o siebie. Miał nadzieję że niektóre obrazy szybko znikną z jego głowy.
Alexander Lightwood miał bez wątpienia jedną słabość. Swoje rodzeństwo. Nie umiał odmówić swojej młodszej siostrze niczego. Dlatego gdy, Izzy zawiesiła mu się na karku, gdy już wygodnie usiadł w swoim fotelu z kubkiem herbaty w ręce i oznajmiła mu (tak oznajmiła. Jakby nie miał nic w tym temacie do powiedzenia. Choć tak naprawdę nie miał.), że ma się ubierać, bo idą w trójkę na imprezę do pandemonium, długo nie walczył i dał się tutaj zaciągnąć.
Teraz sam nie wiedział gdzie jest Izzy i Jace. Zostawili go samego przy barze, już jakieś kilkanaście minut temu, gdy stanowczo odmówił tańca w tym tłumie niewyżytych nastolatków. I tak właśnie Alec zamiast swojego wymarzonego samotnego wieczoru skończył smętnie popijając jakiegoś drinka siedząc sam jak ostatnia sierota.
Lightwood zaczął beznamiętnie rozglądać się po pomieszczeniu z nadzieją, że zobaczy gdzieś może swoje rodzeństwo. Niestety nigdzie nie zauważył ani blond czupryny Jace'a ani długich loków Isabelle, których pozazdrości nie jedna dziewczyna. Zamiast tego kilka razy napotkał wzrokiem całujące się(miał bowiem nadzieję że tylko to robili) pary. Jego wzrok na chwilę przyciągnęło jednak coś innego. Chłopak, a w sumie dwóch. Stali na uboczu parkietu przy ścianie. Kołysali się, zdecydowanie za spokojnie jak na muzykę która grała w tle. Ręka wyższego chłopaka zacisnąła się na ciemnych włosach niższego i przyciągnął go bliżej siebie i złączył ich usta. Spokojny pocałunek szybko zmienił się w coraz bardziej niechlujne i dynamiczne. Jasnowłosy wyplątał rękę z włosów partnera i zaczął sunąć nią w dół. Przejechał paznokciami o jego kark, przez co drugi lekko się wzdrygnął i jakby otrzeźwiał oderwał się od niego i otworzył zamglone oczy. Zaraz jednak uśmiechnął się zadziornie i nachylił się w jego stronę całując płatek jego ucha i szepnął coś do niego. Chwycił jego rękę, złożył jeszcze szybki mocny pocałunek na ustach ciemnowłosego a następnie pociągnął go w tył. Szli wzdłuż ściany, aż nie napotkali ciemnych drzwi toalety, w której szybko zniknęli.
Alec jeszcze przez chwilę patrzył się na zamknięte drzwi. Zaraz jednak oblał się ciemnym rumieńcem i odwrócił się szybko z powrotem w stronę baru, jakby został przyłapany na gorącym uczynku. Serce biło mu niepokojąco szybko i czuł niewytłumaczalne wyrzuty sumienia, ale też nutkę zazdrości. Chociaż było to głupie. Ponieważ Alec nie mógł... Nie mógł sobie pozwolić...
Jednym ruchem wypił resztę zawartości swojej szklanki i odstawił ją na blat, którym następnie skierował się wzdłuż, ku tylnemu wyjścia z klubu. Jego krok był lekko chwiejny, a ręce zaczęły się trząść. Nie zwracał uwagi na ludzi na których po drodze wpadał. Musiał poczuła świeże powietrze i się uspokoić, a następnie znaleźć rodzeństwo i zmywać się z tego przeklętego miejsca.
Dopadł do ciężkich metalowych drzwi, które otwarły się z głośnym skrzypnięciem, a w niego uderzyło świeże i chłodne styczniowe powietrze.
Zamknął drzwi, które całe szczęście dobrze tłumiły dźwięki z wewnątrz i oparł się o ceglaną ścianę obok nich. O dziwo nikogo nie było na zewnątrz, co już wtedy powinno wzbudzić podejrzenia Aleca, ale on był wtedy zajęty uspokojaniem swojego oddechu.To co widział nie powinno wzbudzić w nim takich emocji. Nie powinien pokazać, że to go w jakiś sposób ruszyło. Tyle lat tak dobrze szło mu udawanie przed innymi a nawet przed sobą, że jest normalny. Ale nie był. Tak bardzo się za to nienawidził.
Oddech zaczął być coraz bardziej regularny, a szumienie w uszach ustawało. Poderwał szybko głowę w górę i otworzył oczy, gdy usłyszał jakiś odgłos po swojej prawej stronie zza rogu budynku.Starał się szybko wyostrzyć wszystkie swoje zmysły. Odbił się pomału od ściany, by nie zdradzać swojej obecności. Sięgnął w tył, by wyciągnąć swoje serafickie ostrze zza pasa i ruszył pomału w stronę hałasu.
![](https://img.wattpad.com/cover/308534245-288-k869789.jpg)
CZYTASZ
Dziwne Zabójstwa I Jeszcze Dziwniejszy Czarownik
FanfictionAlec nie potrzebował tak naprawdę wiele do szczęścia. Lubił samotne wieczory z książką w ręce. Zapach deszczu i spacery w nim. Pachnącą kawę o poranku w towarzystwie swojej siostry i parabataii. Przyzwyczaił się do swojego życia. Pogodził się z myśl...