7.

200 13 3
                                    

Alec przetarł twarz dłonią by choć trochę pozbyć się zmęczenia i irytacji. Poprawił kołczan ze strzałami na ramieniu i rozejrzał się wokół. To tutaj znalazł Izzy i Jace'a. To tutaj myślał, że stracił wszystko. Na miejscu roiło się od policji. Jakiś przechodzień musiał zauważyć ślady krwi( choć ciężko byłoby to przeoczyć) i zawiadomił odpowiednie służby. Był na siebie wściekły, że nie zjawił się tutaj przed nimi. Alec wiedział, że to tylko utrudni mu śledztwo. Nic nieświadomi Przyziemni tylko zniszczą ślady (o ile jakiekolwiek są). Miał narysowaną runę niewidzialności, więc i tak żaden człowiek nie mógł go zobaczyć. Ale i tak musiał zachować ostrożność. Zatrzymał wzrok na czerwonej plamie krwi, która wsiąkneła się już w trawę i ziemię. Nie wiedział czy to krew Jace'a, Izzy czy może jeszcze kogoś innego. Nic nie wiedział. To zdarzenie pamiętał jak przez mgłę.

Był jeszcze trochę zdezorientowany po rozmowie z Magnusem Bane'm. Chciał jak najszybciej wrócić do domu i po prostu się położyć. Położyć i zapomnieć o tej imprezie i o oczach czarownika. Choć tak naprawdę Alec wiedział, że te oczy jeszcze nie raz będą go nawiedzać podczas jego samotnych kąpieli i chwilach słabości. Ale nie mógł przecież zostawić swojego rodzeństwa samego w tym miejscu rozpusty. Zaczął szukać ich w tłumie, ale było to trudne przez światła, alkohol, który jednak trochę na niego podziałał i ludzi, którzy go popychali. Zaczął się niepokoić w momencie w którym przeszedł cały klub i nadal ich nie spotkał. Żadne z jego rodzeństwa nie odbierało także telefonu, choć dzwonił po kilka razy. Zaczął wręcz wpadać w małą panikę, ale nadal myślał że przesadza i nic się nie stało, że zaraz zobaczy śmiejącą się Izzy i flirtującego z jakaś ładną dziewczyną Jace'a.

Alec postanowił w końcu wyjąć na zewnątrz. Przecież Isabelle albo Jace mogli chcieć zaczerpnąć świeżego powietrza albo zaczekać tam na niego. Pierwsze co zarejestrował to odgłos i zapach deszczu. Na ulicy nie było ludzi, pewnie dlatego, że nikt nie chciał zmoknąć. Co jakiś czas można było zauważyć pojedyncze osoby uciekające przed deszczem. Jedynym oświetleniem były uliczne latarnie rzucające żółte światło na drogę i księżyc. Pełnia.

Czarnowłosy odkąd pamiętał, w przeciwieństwie do innych znanych mu osób, uwielbiał deszcz. Odgłos uderzania kropel o ziemię uspokajały go, a kojący zapach pozwalał oczyścić umysł. Gdy po całym dniu treningów, misji i raportów zauważał, że pada nie ważne jak bardzo był zmęczony, brał kurtkę, zakładał kaptur i szedł się przejść. Jace i Izzy za to niepodzielali jego zamiłowania. Jace mówił, że deszcz zniszczy jego idealne ułożone włosy, a Isabelle, że "spłynie" jej makijaż. Odrazu więc stwierdził, że jego rodzeństwa nie ma na zewnątrz. Nie wyszliby przecież dobrowolnie i bez ważnej potrzeby gdy pada. Gdy już miał wracać do klubu i jeszcze raz sprawdzić czy ich tam nie ma coś rzuciło mu się w oczy. Na chodniku kawałek dalej od Aleca była czerwona plama krwi, którą deszcz zaczął już zmywać. Jego serce na chwilę stanęło tylko po to by po chwili zacząć bić jak szalone. Sięgnął po serafickie ostrze i ścisnął je w dłoni. Zmusił ciało do ruchu i ruszył w kierunku już prawie niewidocznego śladu. Cały czas starał się śledzić otoczenie, by nie dać się zaskoczyć.

Będąc już przy plamie, a w zasadzie już kałuży o czerwonym kolorze, zaczął zauważać kolejne. Ruszył ich śladem. Musiał coraz bardziej wytężać wzrok, by je zobaczyć. Tym razem deszcz definitywnie nie był jego sprzymierzeńcem. W pewnym momencie Alec musiał przejść przez ulicę. Ślady prowadziły do pobliskiego parku, w którym o tej porze było ciemno, a latarnie były rozstawione rzadziej niż na ulicy. Dzięki koroną drzew deszcz tutaj tak bardzo nie zmył śladów, które zaczęły wyglądać inaczej niż dotychczas. Były podłużne. Tak jakby ktoś kogoś za sobą ciągnął. Plamy wskazywały na to że ciał (albo cokolwiek innego) musiało być conajmniej dwa.

Zaczęło mu szumieć w uszach, ale ciągle szedł przed siebie. Czuł, że coś było nie tak, ale nic nie słyszał i nie widział. Było spokojnie. Nawet za spokojnie. Nie widział żadnej żywej duszy. Żadnej nieżywej w sumie też nie. W końcu w oddali przy stawie Alec zobaczył coś białego. Zmrużył oczy i ruszył pomału w tym kierunku. Z bliska wszystko zaczęło nabierać kształtów. Biała plama okazała się sukienką Isabelle, która opinała jej teraz nienaturalnie blade ciało. Jeszcze przed wyjściem Alec upierał się, że jest zbyt wycięta i powinna ją zmienić. Kawałek od czarnowłosej leżał jego parabataii. Jak to możliwe, że nie poczuł nic przez łączącą ich runę?

Alec'a na moment zamurowało. Nie mógł się ruszyć. Wpatrywał się na nieruchome rodzeństwo. Ale szybko wrócił na ziemię. Dalej pamięta tylko swój ochrypły od płaczu głos błagający by go nie zostawiali. Pamięta jak  odgarnia włosy z twarzy siostry i gładzi ją po głowie szepcząc, że wszystko będzie dobrze. Jak trzęsącymi rękoma rysuje Iratze Jace'owi.

- Znalazłem coś!

Alec zamrugał i zdezorientowany spojrzał na policjanta, który nachylił się do ziemi i ostrożnie podniósł jakiś przedmiot. Alec podszedł bliżej omijając sprawnie resztę osób.

- To naszyjnik. - powiedział policjant oglądając uważnie przedmiot. - Może jest powiązany ze sprawą. Zabespieczę go.

Następnie włożył łańcuszek do foliowej torebki i włożył do skrzyni, która stała na radiowozie. Alec tylko czekał, aż nikt nie będzie patrzył i po cichu zwinął woreczek z naszyjnikiem, schował do kieszeni i odszedł z miejsca zdarzenia, bo miał przeczucie, że nic więcej już tam nie znajdzie.

Opadł na ławkę kawałek dalej. Sięgnął do kieszeni i wyjął jak na razie jego jedyną poszlakę. Naszyjnik był zwyczajny. Złoty delikatny łańcuszek i okrągła zawieszka. Wyciągnął go z woreczka i przyjrzał się dokładnie. Starał krew rękawem bluzy z zawieszki i dostrzegł, że ma jakiś grawerunek. Dwa krzyżujące się miecze, które oplatał wąż, a na samym środku róża. Nic mu ten symbol nie mówił. Alec nawet nie wiedział, czy ten naszyjnik należy do któregoś ze sprawców. Przecież to park. Przeplata się tu wiele osób i każdy mógł coś zgubić. Ale Alec nie miał innego tropu. Pozostaje mu tylko nadzieja, że to pomoże rozwiązać tą sprawę.

Wcisnął z powrotem przedmiot do kieszeni i wstał z ławki. Musiał sprawdzić jeszcze jedno miejsce. Pandemonium. Był pewien, że nie jedna osoba podczas imprezy ich obserwowała. Byli tam jedynymi nocnymi łowcami a to wzbudzało zainteresowanie. A kto jest zmuszony słuchać wszystkich rozmów i plotek pijanych osób? Kto słyszy i widzi wszystko? Barman.

Dziwne Zabójstwa I Jeszcze Dziwniejszy CzarownikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz