Alec patrzył na odbijające się światło od dużego, złotego i zniszczonego napisu na budynku. "N" z szyldu zostało zamalowane czerwoną farbą na literę "R". Hotel Dumort. Budynek za dnia wyglądał po prostu jak opuszczony. Nie słychać było niczego niepokojącego. Było względnie czysto. Jak na standardy Nowego Yorku. Nawet żaden bezdomny w okolicy nie wydawał się na haju od wampirzego jadu. Gdyby nie wieloletnie doświadczenie i wiedza Aleca, pomyślałby, że nic tutaj nie znajdzie.
Jednak wiedzą powszechną był fakt, że właśnie tutaj mieszka klan nowojorskich wampirów. Okna były zabite deskami, a drzwi wejściowe zamurowane.
Alec byłby głupi myśląc, że nikt aktualnie go nie obserwuje. Gdyby tak nie było byłby zawiedziony. Wampiry uchodzą za sprytnych i dobrych przeciwników. Nie zamierzał się jednak tym przejmować, a tym bardziej odchodzić. W sumie to zamierza tylko wejść do paszczy lwa jedynie z Stellą, łukiem i serafickim ostrzem. Bywało gorzej.
Rękę trzymał w kieszeni i bawił się znalezionym naszyjnikiem. Po namyśle wyciągnął go, założył sobie na szyję i schował za koszulkę. Wolał nie ryzykować, że może mu w jakimś momencie nieuwagi wypaść.
Nie tracąc więcej czasu, bowiem dla jego rodzeństwa był on kluczowy, ruszył na tył budynku. W końcu dotarł do czerwonych, metalowych schodów pożarowych po których ostrożnie zaczął się wspinać. Ciągle obserwował otoczenie, ale nic się nie działo. Nie wyciągał broni, bo chciał załatwić to jak najbardziej profesjonalnie i legalnie. A przede wszystkim szybko, więc miał nadzieję, że nikt nie będzie robił zbędnych problemów.
Wdrapał się na samą górę i stanął przed metalowymi drzwiami. Od razu rzuciła mu się w oczy zniszczona tabliczka, na której markerem było napisane:
" Teren prywatny. Nie, nie sprzedajemy budynku natręci. Dajcie nam spokój. Nocni łowcy nie są mile widziani. W sumie nikt nie jest mile widziany. Zjeżdżać."Alec zmarszczył brwi i przeczytał napis jeszcze raz. Wampiry mają specyficzne poczucie humoru. A może to tak na serio?
Zapukał dość mocno w drzwi, które ku jemu zdziwieniu zaczęły się otwierać aż w końcu uderzyły z głuchym dźwiękiem w ścianę.
Przed nim rozciągał cię dość ciasny i ciemny korytarz. Pomimo światła,które wpadło do środka, nawet gdy wytężył wzrok nie udało mu się zobaczyć co się znajduje na końcu. Z wewnątrz poczuł chłód i przeszedł go dreszcz. Alec patrząc w ciemność pomyślał, że niemożliwym jest, że jego praca nie zostawi jakiegoś piętna na jego psychice.
Wziął się w garść i zrobił duży krok w przód wchodząc do środka. Choć nie powinnien wchodzić na teren wampirów bez ich pozwolenia.
- Y-yy Halo? Jestem z instytutu Nowojorskiego. Mam kilka pytań.
Żadnego odzewu. Alec chwilę zastanawiał się czy iść dalej czy zaczekać tutaj, ale gdy nie zapowiadało się, że ktoś przyjdzie ruszył dalej. W pewnym momencie widoczność była już tak ograniczona, że musiał wyciągnąć magiczny kamień, który oświetlił korytarz. Doszedł do zakrętu w lewo i zobaczył drzwi.
Chwilę rozważał czy zapukać, ale uznał, że nie ma to sensu skoro już i tak wszedł tutaj bez pozwolenia. Chwycił za klamkę i uchylił drzwi. Przez szparę wyleciało żółte światło świec, które były porozstawiane w różnych miejscach. W pomieszczeniu dominowały ciemne kolory. Czerwień i czerń dominowały.
Nie zobaczył nikogo w środku, więc ruszył w głąb pomieszczenia. W niektórych miejscach porozstawiane były szklane gablotki, w których ustawione były bez wątpienia cenne i wiekowe przedmioty.
- Tabliczka na drzwiach nie jest tylko dla ozdoby wiesz?
Alec szybko odwrócił się w stronę trochę jeszcze dziecięcego głosu. Obok drzwi stał dość niski chłopak o dziecięcej buzi i ciemnych kręconych włosach. Wyglądał jak szesnastolatek, ale Alec wiedział, że to wampir, więc równie dobrze mógł być starszy od jego matki i ojca. Razem wziętych.

CZYTASZ
Dziwne Zabójstwa I Jeszcze Dziwniejszy Czarownik
FanficAlec nie potrzebował tak naprawdę wiele do szczęścia. Lubił samotne wieczory z książką w ręce. Zapach deszczu i spacery w nim. Pachnącą kawę o poranku w towarzystwie swojej siostry i parabataii. Przyzwyczaił się do swojego życia. Pogodził się z myśl...