5.

228 17 9
                                    

Alec siedział w fotelu w rogu pomieszczenia opierając głowę o rękę. Patrzył się tępo na nieruchomo leżącą Isabelle. Wyglądała jak żywa królewna śnieżka. I mimo, że nadal traktował ją, jako swoją malutką siostrzyczkę i nie mógł jej sobie wyobrazić z jakimś chłopakiem, miał nadzieję, że jakiś książę na białym koniu przybędzie i ją obudzi jednym pocałunkiem. Jej czarne jak noc i poplątane włosy rozrzucone były na poduszce, a ręce ułożone miała na brzuchu. Jej skóra była blada, a usta suche. Klatka piersiowa unosiła się z trudem i za rzadko. Walczyła o każdy oddech. Tak samo jak Alec. Miał wrażenie że się dusi. Miał ochotę krzyczeć, płakać, wszystko byle by się ocknęła. Ale nie mógł się ruszyć z tego przeklętego miejsca. Siedział jak sparaliżowany ze świadomością, że nic nie może zrobić.

Jace nie wyglądał wcale lepiej od siostry, ale jednak jego stan nie był tak krytyczny jak Isabelle. Gdy ich znalazł, był wręcz pewien, że stracił Izzy. Że już nigdy nie zobaczy jej uśmiechu, który praktycznie nie schodził jej z twarzy. Ale okazała się silniejsza niż by przypuszczał. Alec jako parabataii Jace'a też odczuwał jego ból. Czuł jak bolą go żebra, jego głowa pulsowała, a lewa ręka piekła niemiłosiernie. Czuł tylko namiastkę tego co teraz czuję blondyn, ale nie przeszkadzało mu to. Alecowi się należało. Nie był przy nich, gdy go potrzebowali. Poczuł jak łzy znowu zbierają mu się w oczach, a myślał że wypłakał już je wszystkie.

- Powinieneś trochę odpocząć.- Z letargu wyrwał go lekko zirytowany głos. Wzdrygnął się lekko podnosząc głowę. Jego oczy napotkały te zielono-złote, a jego policzki mimowolnie się zarumieniły. Tak bardzo pogrążył się w swoich myślach, że zapomniał o jego obecności. Magnus nie opuszczał tego pomieszczenia już... Alec sam nie wiedział która była godzina. Stracił poczucie czasu. Za oknem jednak zaczęło robić się już jasno, co oznaczało,że musiało minąć już jakieś trzy godziny. Mężczyźni nie odezwali się do siebie przez ten czas ani słowem. Magnus był zbyt zajęty jego rodzeństwem, a Alec'a zbyt zawładnęło poczucie winy, by mieć jakąkolwiek ochotę na rozmowę. - I zmyć z siebie krew.

Alec zmarszczył brwi i spojrzał w dół na swoje ręce i ubranie. Zaschnięta już krew jego rodzeństwa znajdowała się na jego dłoniach, koszuli i spodniach. Zaschło mu na ten widok w ustach. Nie zauważył tego wcześniej. Choć było to oczywiste, że będzie tak wyglądał, gdy przez pół miasta ciągnął tutaj zakrwawionych Jace'a i Izzy. Było to najgorsze doświadczenie w jego życiu. Nie miał pewności czy się nie spóźnił, czy nie będzie za późno na pomoc. Podniósł z powrotem wzrok na czarownika. Stał, przy łóżku Jace'a, a w ręce trzymał bandaż. Patrzył wyczekująco wprost na Aleca. Nie wyglądał już tak samo jak kilka godzin temu. Jego włosy trochę oklapły, a niektóre niesforne pasma spadały mu na czoło. Kreski na oczach były lekko rozmazane. I nie wiedział kiedy, ale czarownik się przebrał. Zwykła biała bluzka na krótki rękawek była lekko pognieciona. Wyglądał w tym wydaniu naturalnie... I uroczo. Nie. Wcale tak nie wygląda.

- Nie powinno cię to interesować.- odpowiedział czarnowłosy chłodno i wrócił spojrzeniem do Izzy. Zatrzymał wzrok na podłużnej ranie na jej ramieniu. Wyglądała tak, jakby została zrobiona serafickie ostrzem, ale była jednak bardziej poszarpana na brzegach, tak jakby ostrze było zakończone ząbkami. Od rany szły także lekko czarne linie pod jej skórą. Jakby na broń była nałożona jakaś trucizną. Jednak ani Cisi Bracia, ani Magnus nie wyczuli jej w organizmie Izzy ani Jace'a. Sam nie wiedział co o tym myśleć. Nie miał pojęcia co się im przytrafiło. To wiedzieli tylko oni. Ale dopóki się nie ockną nie dowie się tego.

- Jeśli jeszcze ty trafisz na łóżko obok nich, to nie pomogę ani tobie ani im. - mruknął kąśliwe Bane odkładając bandaż na stolik obok łóżka i ruszył w jego kierunku. Alec śledził dokładnie każdy jego ruch. Spiął się mimowolnie, gdy czarownik stanął przed nim. Ten nic nie mówiąc niespodziewanie złapał jego dłoń i uniósł w swoim kierunku. Alec nie zdążył nawet pomyśleć nad tym co się dzieje, a niebieskie iskry opatuliły jego rękę. W miejscu, w którym nie wiadomo gdzie i kiedy zranił się. Rana nie była głęboka ani tym bardziej groźna, więc Alec nie trudził się nawet nakładać Iratze. Miejsce gdzie jego skóra stykała się ze skórą czarownika przyjemnie mrowiło i uspokajało Lightwood'a.

Dziwne Zabójstwa I Jeszcze Dziwniejszy CzarownikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz