Rozdział 87

6.3K 259 641
                                    

WILLIAM POV

Nie czułem nic.

Ani małej rączki zaciskającej się na mojej dłoni.

Ani współczujących spojrzeń.

Nic też nie słyszałem.

Była po prostu pustka.

Stałem nad trumną brunetki, praktycznie nie oddychając.

Mój czarny garnitur wręcz więził mnie w sobie, a duża ilość ludzi nie ułatwiała oddychania.

Powoli zaczynałem się dusić.

Ze wzrokiem cały czas utkwionym w trumnie, trzymałem Maxa za rękę, w drugiej trzymając białą różę.

Było za wcześnie.

Bezustannie łzy lały się po moich policzkach, a z ust co chwila wychodził cichy szloch.

- William - zostałem szturchnięty w ramię, co mnie obudziło z tego dziwnego transu.

- Hm? - popatrzyłem na Theo załzawionymi oczami.

- Twoja kolej - wskazał głową na podest.

Z westchnięciem podałem dłoń płaczącego Maxa Tonemu, sam udając się w skazane miejsce.

- Tak, więc - chrząknąłem, poprawiając mikrofon - Nie umiem wygłaszać takich mów, nie przygotowałem nic, a także nie zamierzam się rozpowiadać, więc postaram się streścić to, co chcę wszystkim przekazać.

Spojrzałem na trumnę, zaciągając nosem.

- Melody była, cóż... Fantastyczną osobą. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że wszystko było dobrze. Jak widać nie było. Nie miała łatwego dzieciństwa.

Spojrzałem na jej ojca, który stał na samym tyle kościoła, gapiąc się w podłogę.

- Była cudowna. Potrafiła zawsze poprawić mi humor, pocieszyć, czasem ochrzanić - parsknąłem sucho - I to miało jakiś swój urok. W takiej dziewczynie się zakochałem. Ale zakochałem się też w dziewczynie z licznymi problemami, traumami, strasznymi przeżyciami...

Było w chuj za wcześnie.

Mogliśmy mieć dzieci.

Wziąć ślub.

Kupić własny dom.

Cieszyć się sobą.

Swoją obecnością.

A teraz... Teraz już tego nie ma.

Bo domino zaczęło się coraz szybciej walić.

- Cztery dni temu nie wiedziałem jeszcze, że dotykam ją ostatni raz, widzę ją ostatni raz, rozmawiam z nią ostatni raz, słyszę ją ostatni raz, przytulam ją ostatni raz, jem z nią obiad ostatni raz, wtulam się w nią do snu ostatni raz, i wiele, wiele innych.

Coś ścisnęło mnie w gardle, gdy gdzieś w tłumie dostrzegłem twarz mojego brata.

-  I dopiero teraz zaczynam sobie to wszystko uświadamiać. Nie jest to przyjemne ani trochę. Doceniacie to co macie, bo potem może być za późno - podsumowałem i jak najszybciej zszedłem z podestu, nie chcąc, żeby moi pracownicy, wspólnicy, czy nawet przyjaciele widzieli mnie płaczącego jak małe dziecko za jedyną kobietą, która zdołała zawrócić mi w głowę do tego stopnia, że na samo jej imię coś boleśnie ściska mnie w sercu.

- Zebraliśmy się tu, żeby pożegnać Melody Camile Smith, która poszła spoczywać wraz z innymi aniołami - zaczął ksiądz.

***

Ostatni raz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz