26

613 57 6
                                    

Zaczęło się. Jadę z tatą do szpitala. Proszę, załatw to szybko.

Taką wiadomość przeczytał na ekranie swojej broni. Aż go sparaliżowało, przez co boleśnie oberwał.

Rozwiązanie przyszło niespodziewanie i w najmniej przychylnym czasie. Kiedy Adrien biegał po Paryżu w kropkowanym przebraniu, zwalczając kolejnego wysłannika Władcy Ciem, Marinette wraz z Tomem kluczyła okrężnymi uliczkami, które prowadziły do szpitala. Agreste starał się odciągnąć akcję od centrum miasta, gdzieś na przedmieścia, żeby dodatkowo nie stresować żony. Martwił się o nią, co wcale nie pomagało skupić się na walce z przeciwnikiem. Musiał się z nim szybko rozprawić, bo nie wyobrażał sobie, że nie będzie go przy niej w najważniejszym dniu w ich dotychczasowym życiu. Przez pośpiech zupełnie stracił rozeznanie i koordynację, i gdyby nie obecny na polu walki Pancernik, on sam wylądowałby w szpitalu na oddziale ortopedycznym. Działał chaotycznie, bez planu, a Viperion kilkakrotnie musiał cofać czas, żeby skorygować kolejną próbę pokonania wroga. Nic nie szło po jego myśli. Był zestresowany, a obecność byłego rywala o względy Marinette nie wpływała na niego pokrzepiająco, ale co mógł zrobić, skoro wężowy bohater był mu do tej misji potrzebny.

— Pancerniku! — krzyknął Viperion. Nino zareagował w mgnieniu oka na wezwanie, używając swojej mocy osłony. Luka podszedł spokojnie do Adriena. Położył mu dłonie na ramionach i zajrzał głęboko w oczy. — Co się z tobą dzieje? — spytał niepewnie. — Nie walcz na oślep, skup się, a szybko wygramy i wrócimy do swoich spraw.

Agreste od zawsze uważał Lukę za przenikliwego gościa i wiedział też, że przed nim nic nie ukryje, zawsze potrafił rozpoznać, kiedy coś kogoś gryzie. Odetchnął głęboko, zamykając oczy.

Przedstawił im plan działania, a po walce przekazał, że nie da rady osobiście odebrać od nich miraculi, więc kwami mają same wrócić do domu. Kiedy jego nogi dotknęły chodnika za szpitalem, jego kropkowany strój zniknął, a zamiast niego, pojawił się fartuch piekarza z logo rodzinnego interesu.

— Marinette! Marinette! — biegał po wszystkich oddziałach, szukając porodówki. Za nic miał też uwagi personelu szpitalnego, który co krok upominał go, by się uspokoił. Zbywał ich, biegnąc dalej. — Marinette! Moja żona rodzi! Gdzie tu, u diabła, jest porodówka?! — przepchnął się przez kolejkę przy recepcji i niemal rzucił się na kobietę siedzącą za biurkiem.

— Nazwisko? — mruknęła, znudzona widokiem kolejnego tatusia panikarza.

— Cheng! Agreste! Dupain! — bełkotał. — Marinette! 

— Adrien! — usłyszał gdzieś z głębi korytarza. — Adrien! — blondyn rozejrzał się w panice za głosem, który usłyszał. Tom stał przy windzie. — Tak myślałem, że o tobie wszystkie pielęgniarki mówią. — zaśmiał się, kiedy ten podszedł do niego z obłędem i paniką w oczach. — Drugie piętro. — odparł krótko, klepiąc go w plecy.

Uściskał szybko teścia i wpadł do otwartej windy. Niby tylko dwa piętra w górę, a dłużyło się, jakby wjeżdżał na piętnaste. Na korytarzu od razu podeszła do niego młoda kobieta, która najprawdopodobniej była pielęgniarką. 

— Pan Agreste? — tylko przytaknął. — Druga sala na lewo.

Bez słowa poszedł w podane miejsce. Chciał tam wpaść niczym huragan o najwyższej mocy, ale w ostatniej chwili postanowił wślizgnąć się cicho i niepostrzeżenie.

— Spóźniłem się, przepraszam. — mruknął cicho, nie patrząc na nią. — Powinienem przy tobie być. 

— Przestań, Kotku, przecież wiem, co cię zatrzymało. — wysiliła się na uśmiech.

— Wszystko dobrze? Jak się czujesz? Gdzie nasze Kociaki? — zasypał ją gradem pytań.

Przysunął drewniane krzesło, które stało w rogu niewielkiej sali i ustawił je przy łóżku. Ujął jej dłoń i sam nie wiedział, dlaczego, ale wzruszył się przez to wszystko. Zostawił delikatny pocałunek po wewnętrznej stronie dłoni, po czym przytulił ją do swojego policzka.

— Czuję się chyba dobrze. — spojrzała na niego niezwykle zmęczonym wzrokiem. — Położna je zabrała na badania, zaraz powinna je przyprowadzić. 

— Nie wiem, jak mam cię przepraszać, że nie było mnie tu, kiedy mnie potrzebowałaś. — mruknął przez ściśnięte gardło.

— Nic się nie stało. — uspokoiła go. — Wiem, co cię zatrzymało i dziękuję ci za to, co robiłeś przez cały ten czas. Mam nadzieję, że kiedy dojdę do siebie, będziemy się zamieniać, bo szczerze bardzo mi brakuje tego całego superbohaterskiego interesu.

Adrien nie zdążył nic odpowiedzieć. Wymianę zdań przerwała pielęgniarka, która wprowadziła do sali dwa płaczące noworodki. 

— Gratulacje, wszystko jest w porządku. Oboje zdrowi. — oznajmiła kobieta w różowym kitlu. Podała każdemu z młodych rodziców jedno zawiniątko i wyszła cicho, zostawiając ich samych.

Zapatrzył się maleńką buźkę swojego syna, a wzruszenie ścisnęło mu gardło. 

— Mają twoje oczy, Księżniczko. — szepnął, wzruszony. — Bardzo was kocham moje małe Kociaki i bardzo się cieszę, że już jesteście z nami. Emma i Maurycy? — zapytał z głupkowatym uśmiechem.

Rzuciła mu najbardziej mordercze spojrzenie, na jakie było ją stać po wyczerpującym porodzie.

— Chyba już o tym rozmawialiśmy. — wycedziła przez zęby. 

— Żartuję, Kropeczko! — zaśmiał się wesoło i cmoknął ją w czoło. — Emma i Louis. 

— Emma i Louis. — powtórzyła cicho.

— Bardzo cię kocham, Marinette. Jesteś prawdziwą superbohaterką. — pocałował ją w czoło.

🔺🔻🔺

Kolejne dni dla młodego taty zlały się w jeden długi i bezsenny dzień. Wszystkie sprawy, które wiązały się z wizytą w urzędach, spoczęły na nim. Aż po całym tygodniu bieganiny i ostatnich przygotowań na przyjęcie bliźniaków w domu, stanął w szpitalnej sali z ogromnym bukietem kwiatów i szerokim uśmiechem. Nie mógł się już doczekać, kiedy znów będzie miał ją przy sobie.  Zdał jej relację z tego, jak z Tomem skręcali ostatnie meble, i z ostatniego patrolu. Był na wpół przytomny, więc do szpitala przyjechał razem z teściem, który prowadził samochód.

Kiedy tylko przekroczyła próg mieszkania, od razu zaburczało jej w brzuchu, czując te wszystkie smakowite aromaty, którymi wypełniał się dom. Została też mocno wyściskana przez Sabine i również przez nią została zasypana lawiną pytań.

— Nie ma to jak w domu. — mruknęła, zadowolona, kiedy wieczorem przytulała się we własnym łóżku do męża.

Powrót do przeszłości ||Miraculous||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz