6

3.2K 226 157
                                    

Czas mijał nieubłaganie i nim wszyscy się obejrzeli, był już środek jesieni, która była w tamtym czasie jedną z piękniejszych, jakie Marinette widziała.

W życiu jakoś jej się układało: zaczęła studia, dorabiała szyciem sukienek dla przyjaciółek, czy dorywczo pomagała w piekarni. Była z tego wszystkiego bardzo zadowolona. Zbliżał się okres Halloween, więc miała pełne ręce roboty, projektując i szyjąc przebrania dla kilku dziewczyn. Kiedy poczuła męskie usta na swojej szyi, była w trakcie doszywania podszewki do kamizelki ze sztucznego rudego futerka dla Alyi.

— Dobry wieczór, Księżniczko. — wymruczał jej wprost do ucha.

— Cześć, Kocie. — przywitała go, odrywając się od maszyny.

— Co porabiasz? — zainteresował się, zaglądając jej przez ramię.

— Nic specjalnego. — machnęła ręką. — Tylko kilka przebrań na zbliżające się Halloween. Jedna z moich przyjaciółek organizuje zabawę z tej okazji i oczywiście wszystkie inne zażyczyły sobie kostiumów mojego autorstwa. — zaśmiała się delikatnie.

— Nic specjalnego? — prychnął. — Nie bądź taka skromna, pewnie są niesamowite.

Pozwoliła mu na szybki i krótki pocałunek. Westchnęła, patrząc, jak ogląda jej szkice przytwierdzone przy pomocy ozdobnych szpilek do tablicy korkowej wiszącej nad biurkiem. Na każdej z kilku kartek znajdował się zarys dziewczęcej sylwetki jej imię, jak i wszystkie wymiary i dokładny szkic przebrania. Był pod niemałym wrażeniem detali znajdujących się na jej pracach. Znał się na tym, bo nieraz już widział projekty swojego ojca, które zazwyczaj ten przeglądał na tablecie podczas nielicznie spędzonych razem obiadów. W tych krótkich chwilach miał właśnie okazję rzucić okiem na prace swojego ojca, a zarazem guru francuskiej mody — Gabriela Agreste. Te, które teraz oglądał, były zdecydowanie lepsze. Zaśmiał się w duchu, bo wiedział, że ta dziewczyna będzie potężną konkurencją dla jego rodzica.

Westchnęła ciężko, przyglądając się mu uważnie. Nie mogła uwierzyć, że dopuściła do tego, by ich relacja się rozwinęła w ten sposób. Co prawda sama do końca nie wiedziała, na czym stoi, ale zakochała się w nim. Broniła się przed tym uczuciem na wszelkie sposoby. Przecież to mogło doprowadzić ich do jakiejś katastrofy. Nie podołała. Uległa mu. Wszystko przez to, że przy niej, jako Marinette, zachowywał się zupełnie inaczej, niż przy niej, jako Biedronce. Był zabawny, chociaż jego żarty nadal wołały o pomstę do niebios, to jednak coś w tym było. Był jeszcze opiekuńczy, troskliwy, inteligentny, czego pod postacią superbohaterki absolutnie nie dostrzegła. Dla niej zerwał też ze swoją dziewczyną. Co prawda nie wiedziała, kim dla siebie są, bo żadne z nich nigdy nic nie deklarowało tej drugiej osobie, ale cieszyła się, że ma go przy sobie.

Jak mogła się w nim nie zakochać?

No jak?

— Zaczekaj chwilę, przyniosę jakieś rogaliki. — wyminęła go, cmokając przelotnie w policzek.

Dziewczyna zeszła do piekarni po wcześniej wspomniane wypieki. Ułożyła kilka kształtnych, złocistych croissantów na porcelanowym talerzu i tak zaopatrzona wróciła na górę. Przez myśl jej jeszcze przeszło, żeby zaparzyć jeszcze herbatę, ale wtedy już nie miałaby się jak zabrać.

— Bardzo pomysłowe te projekty. — skomplementował chłopak.

Nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się w podzięce nieco zawstydzona. Odłożyła smakołyki na biurko, a sama usiadła na swoim krześle. Obserwowała w ciszy, jak blondyn podchodzi do jednego z manekinów, na którym pod prześcieradłem prezentował się biały strój anioła specjalnie zrobiony dla Rose.

Biała tunika mniej więcej do kolan była ozdobiona złotymi akcentami. Nieświadomy zagrożenia Czarny Kot ściągnął prowizoryczny pokrowiec i zaczęło się dla niego piekło. Niestety dla niego, dodatkiem do tego przebrania były tekturowe skrzydła z przyklejonymi do nich piórami, które jeszcze niedawno wypychały poduszkę.

Kiedy tak kichał, jak opętany, nie miała pojęcia, jak ma postąpić. Siedziała tak, myśląc co ma zrobić, kiedy stało się coś, co absolutnie stać się nie miało.

Odruchy alergiczne bohatera były tak silne, że gdy z jego ciała wydostało się kolejne głośne i mocne kichnięcie, z jego palca zsunął się pierścień. Przemiana zwrotna była szybka i nieoczekiwana. W sekundzie Czarny Kot zamienił się w tak dobrze jej znanego Adriena. To był dla niej szok i poniekąd cios, bo poczuła się tak, jakby ją okłamywał.

— Adrien… — szepnęła z zaszklonymi oczami.

— Marinette, proszę… apsik! daj mi się wytłumaczyć… apsik! — próbował do niej podejść, ale ta się od niego odsunęła.

— N-nie! — spanikowała, odchodząc jeszcze dalej.

— Porozmawiajmy. — poprosił łagodnie.

— Wyjdź. — szepnęła.

Adrien patrzył przez chwilę na nią z bólem. Ona nie mogła się odważyć na to, by spojrzeć mu w oczy. Westchnął ciężko, transformował się i rzucając jej jeszcze jedno smutne spojrzenie, wyskoczył przez okrągłe okienko.

Przez bite trzy tygodnie nie wiedziała co się z nią dzieje. Definitywnie cierpiała, ale zdawała sobie sprawę, że jej stan nie jest spowodowany tym, że Adrien ją zranił, a tym, że piekielnie za nim tęskniła. Przez ten czas oczywiście, że próbował się z nią skontaktować, ale ona wszystko odrzucała. Zupełnie jak jego zaloty, gdy ten okazywał je względem jej zamaskowanego alterego. To takie pokręcone!

Nie wiedziała też, że z dachu naprzeciwko co wieczór i przez niemal całe noce obserwują ją tęsknym spojrzeniem zielone, kocie oczy.

Nie miała pojęcia co takiego ma teraz zrobić. Tęskniła za nim. Chciała go zobaczyć, przytulić, czy pocałować, ale bała się tego. Była skłonna wyznać mu nawet prawdę o tym, kim jest, chociaż bała się tego, że przez ten sekret straci go bezpowrotnie. Do rozumu oczywiście przemówiła jej Tikki, która nie miała siły już na to wszystko patrzeć. Poprosiła go o spotkanie w odludnym miejscu. Zrobiła to oczywiście jako Biedronka.

Gdyby nie kwami, już dawno by się jakoś z tego wykręciła. Czekała niecierpliwie na pojawienie się Czarnego Kota. Chodziła w kółko i zastanawiała się nad tym, czy aby nie będzie lepiej, kiedy wróci szybko do domu.

Nie!

Adrien ma prawo wiedzieć i jest na to gotowa. Psychicznie starała się przygotować też na to, że jej nie zaakceptuje. Czas pokaże, co z tym wszystkim się stanie.

— Co się dzieje, Biedronko? — wystraszył ją.

— Chciałam cię przeprosić, Kocie. — zaczęła. Gestem dłoni uciszyła go, widząc, że chce jej przerwać. Nie mogła mu na to pozwolić, bo wiedziała, że zaraz stchórzy. — Chciałam też, żebyś i ty się dowiedział. — Wzięła głęboki wdech, szukając jeszcze większych pokładów odwagi do ujawnienia się przed swoim partnerem.
— Schowaj kropki. — szepnęła, nie patrząc na niego. Nie widziała jego reakcji, ale jej brak bardzo ją bolał. Mógł przynajmniej wprost powiedzieć, że się zawiódł, że oczekiwał kogoś lepszego od niej. Nawet jego śmiech byłby dla niej mniej bolesny od milczenia. — Przepraszam, że to ja.

Wycierając łzy z policzków, które nie miała pojęcia, kiedy tam spłynęły, na powrót przemieniła się w bohaterkę. Uciekła, nie zaszczycając go spojrzeniem. Gdyby jednak odważyła się choćby rzucić na niego okiem, zauważyłaby jego reakcję. Może i na twarzy malowało się swego rodzaju niedowierzanie, ale w oczach miał rozmarzenie i szczęście.

Prześcignął ją i czekał na nią na jej tarasie. Nie zauważyła go, więc wpadła prosto w niego i oboje pod wpływem impetu zderzenia przewrócili się na leżak.

— Mam tylko ciebie. — wyszeptał jej do ucha, mocno obejmując. — Proszę, nie zostawiaj mnie. — nie wytrzymał i się rozpłakał.

Powrót do przeszłości ||Miraculous||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz