ℜ𝔬𝔷𝔡𝔷𝔦𝔞𝔩 ℑℑℑ

558 12 9
                                    

Nazajutrz późnym popołudniem, po lekcji stenografii, plan wojennych działań był gotowy. Stenografia kończyła się o godzinie piątej, kiedy na ulicy zapalano już lampy. Rose czekała posłusznie pod szkolną bramą na kolegów, bowiem kończyła swoją szkołę wcześniej niż kuzyn i koledzy. Nie podobało jej się zbytnio siedzenie wieczorami, ale skoro już obiecała to słowa dotrzymała. Stojąc tak, przyglądała się dokładnie budynkowi i odpływała w wyobraźni i wspomnieniach. Szkoła ta przypominała bardzo jej starą szkołę w Warszawie. Pomimo tego że była w niej kilka tygodni na rok szkolny, to wiązała z nią wiele wspomnień. Po wyjściu ze szkoły Boka zebrał chłopców.

- Słuchajcie - powiedział Boka - musimy uprzedzić ich natarcie i udowodnić im, że jesteśmy tak samo odważni jak oni. Wezmę ze sobą dwóch lub trzech najodważniejszych i razem
pójdziemy do Ogrodu Botanicznego. Przedostaniemy się na ich wyspę i przybijemy na drzewie tę kartkę.

Wyciągnął z kieszeni kartkę czerwonego papieru, na której drukowanymi literami było wypisane:

TU BYLI CHŁOPCY Z PLACU BRONI

Wszyscy z podziwem spojrzeli na kartkę. Czonakosz, który nie uczył się stenografii, i przyszedł pod szkołę, tylko z ciekawości, zaproponował:

- Dobrze byłoby jeszcze dopisać coś obraźliwego.

Boka przecząco potrząsnął głową.

- Nie wolno. W żadnym wypadku nie będziemy postępować tak, jak Feri Acz, który zabrał naszą chorągiew. My tylko pokażemy, że się ich nie boimy, że mamy odwagę wkroczyć na ich teren, gdzie przeprowadzają zebrania i gdzie ukrywają swoją broń. Ta czerwona kartka będzie naszą wizytówką, którą im zostawimy dla przestrogi.

Głos zabrał Czele.

- Słyszałem, że oni o tej porze wieczorem są na wyspie i bawią się w Policjantów i
złodziei.

- Nie szkodzi. Feri Acz też przyszedł do nas o takiej porze, kiedy wiedział, że
będziemy na Placu. Kto się boi, ten niech nie idzie ze mną.

Ale nikt się nie bał. Nawet Rose i Nemeczek byli zdecydowani. Widać było, że Nemeczek chce zasłużyć na przyszły awans. Dumnie wystąpił naprzód.

- Idę z tobą!

Zrobił to zwyczajnie, bo tu, przed szkołą, nie trzeba było stawać na baczność i
salutować. Regulamin obowiązywał tylko na Placu. Tu wszyscy byli sobie równi. Czonakosz również wystąpił.

- Ja też idę!

- Ale przyrzeknij, że nie będziesz gwizdał!

- Przyrzekam. Tylko jeszcze jeden raz... pozwól mi po raz ostatni gwizdnąć!

- No to gwizdnij!

I Czonakosz gwizdnął. Z radości zrobił to tak głośno, że aż ludzie na ulicy
poodwracali głowy.

- Ale gwizdnąłem... - powiedział z zadowoleniem. - Na dziś wystarczy.

Boka zwrócił się do Czelego:

- A ty nie idziesz?

- Niestety, nie dam rady - powiedział ze smutkiem Czele. - Nie mogę iść z wami, bo muszę być w domu pół do szóstej. Matka wie, kiedy kończy się stenografia. Jeśli się spóźnię, to więcej nigdzie mnie nie puści.

Już sama myśl o tym przeraziła go. Skończyłoby się przychodzenie na Plac,
porucznikowska ranga, wszystko...

- Ale, Rose z wami pójdzie

Wszyscy popatrzyli sie na dziewczynę, która była w swoim świecie. Popatrzyła się ze zdziwieniem na nich.

- Yyyyy...jakie było pytanie??

CHŁOPCY Z PLACU BRONI ,,Cztery kąty placu"  cz.IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz