ℜ𝔬𝔷𝔡𝔷𝔦𝔞𝔩 𝔙

350 9 8
                                    

W dwa dni później, w czwartek, kiedy w Ogrodzie Botanicznym zapadł już zmrok, dwóch stojących na mostku wartowników stanęło na baczność na widok zbliżającej się ciemnej postaci.

- Prezentuj broń! - krzyknął jeden z wartowników.

Na tę komendę obaj unieśli w górę włócznie ze srebrnymi ostrzami, w których odbiła się poświata księżyca. Oddawali honory swemu dowódcy, który szybkim krokiem przechodził przez mostek.

- Czy są już wszyscy? - zapytał wartowników Feri Acz.

- Tak jest, panie kapitanie!

- Gereb też przyszedł?

- Był pierwszy, panie kapitanie.

Dowódca zasalutował w milczeniu, na co wartownicy znów odpowiedzieli
uniesieniem włóczni w górę. W taki sposób czerwone koszule prezentowały broń. Na małej polance wyspy zebrali się już wszyscy chłopcy w czerwonych koszulach. Kiedy na polankę wkroczył Feri Acz, starszy z braci Pastorów krzyknął:

- Prezentuj broń!

Długie włócznie z owiniętymi staniolem końcami uniosły się ponad głowy chłopców. Feri Acz oddał zebranym honory, zasalutował i powiedział:

- Musimy się pośpieszyć, chłopaki. Spóźniłem się trochę. Natychmiast zabieramy się do roboty. Zapalcie latarnię.

Przed przyjściem dowódcy nigdy nie wolno było zapalać latarni. Kiedy latarnia się świeciła, oznaczało to, że Feri Acz również znajduje się na wyspie. Młodszy Pastor zapalił latarnię i czerwoni usiedli wokół. Nikt się nie odzywał, wszyscy czekali, aż przemówi wódz.

- Czy ktoś ma coś do zameldowania? - zapytał.

Zgłosił się Sebenicz.

- Mów!

- Melduję posłusznie, że z naszego arsenału zginęła czerwono - zielona chorągiew, którą pan kapitan zdobył na Placu Broni.

Dowódca zmarszczył brwi:

- A czy z broni niczego nie brakuje?

- Niczego. Jako zbrojmistrz zaraz po przyjściu poszedłem do arsenału, żeby
sprawdzić, czy tomahawki i włócznie znajdują się na swoim miejscu. Wszystkie co do jednego były w arsenale, brakowało tylko tej małej chorągiewki. Ktoś ją musiał ukraść.

- Czy widziałeś ślady stóp?

- Tak. Wczoraj wieczorem, jak zwykle, zgodnie z regulaminem, wysypałem piaskiem wnętrze ruin i kiedy dziś przyszedłem, zobaczyłem ślady małych i nieco większych stóp, które prowadziły od szczeliny prosto do miejsca, gdzie leżała chorągiewka, i potem z powrotem do wyjścia. Tam ślady urywały się, bo na zewnątrz jest już twarda i porośnięta trawą ziemia.

- Czy to były ślady małych stóp?

- Tak, zupełnie małych, o wiele mniejszych niż Wendauera, który ma z nas najmniejszą nogę.

Zaległa cisza.

- To znaczy, że ktoś obcy wtargnął do arsenału - powiedział dowódca. - I to ktoś z Placu Broni.

Wśród czerwonych koszul podniósł się szmer.

- Bo gdyby to był jakiś zwykły dzieciak - ciągnął dalej Feri Acz - to zabrałby
przynajmniej jedną sztukę naszej broni. A on wziął tylko chorągiew. Prawdopodobnie chłopcy z Placu Broni wyznaczyli kogoś, kto miał nam wykraść ich sztandar. Czy wiesz coś o tym, Gereb?

Jak widać, Gereb awansował już na zawodowego szpiega. Gereb podniósł się.

- Nic o tym nie wiem. Ale przypuszam, że jednym z posłańców może być Rose.

CHŁOPCY Z PLACU BRONI ,,Cztery kąty placu"  cz.IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz