ℜ𝔬𝔷𝔡𝔷𝔦𝔞𝔩 𝔙ℑℑℑ

324 7 6
                                    

W dniu bitwy była piękna, wiosenna pogoda. Rano padał wprawdzie deszcz, więc na pauzie chłopcy z przygnębieniem wyglądali przez okna na dwór. Obawiali się, że deszcz
pokona obie walczące strony. Ale w południe przestało padać i przejaśniło się. O godzinie pierwszej słońce świeciło już pełnym blaskiem, zrobiło się ciepło i wyschły chodniki. Kiedy
chłopcy wracali ze szkoły, od strony wzgórz Budy wiał lekki, wiosenny wiatr. Lepszą pogodę na bitwę trudno było sobie wymarzyć! Piasek nagromadzony w fortecach stał się wilgotny i
świetnie nadawał się do lepienia kartaczy. O godzinie pierwszej w szkole rozpoczęła się nerwowa krzątanina. Wszyscy pędzili do domu i już za kwadrans druga cała armia zebrała się na Placu. Pierwsza na Placu pojawiła się Rose, która siedziała sobie cichutko przed fortecami i zrywała kwiatki jakie dały radę urosnąć. Niektórzy z chłopaków wyciągali z kieszeni zabrany z obiadu chleb i dojadali go. Chłopcy byli dziś znacznie spokojniejsi. Wczoraj nie wiedzieli jeszcze, co ich czeka. Pojawienie się posłów wyjaśniło sytuację, przestali się denerwować i w pełnym pogotowiu czekali na bitwę. Wiedzieli już, kiedy nadciągnie wróg i w jaki sposób będą z nim walczyć. Wszyscy płonęli wojennym zapałem i pragnęli jak najszybciej znaleźć się w ogniu walki. W ostatniej chwili w planach wojennych
Rose zaszła istotna zmiana. Po przyjściu na Plac chłopcy ze zdumieniem stwierdzili, że przed fortecami numer cztery i pięć wykopano głęboki rów. Co bardziej strachliwi natychmiast
pomyśleli, że to nieprzyjaciel przygotował jakąś zasadzkę, i przybiegli do Boki.

- Widziałeś ten rów?

- Widziałem.

- Kto go wykopał?

- Jano, dziś o świcie, na moją prośbę.

- Po co?

- Bo Rose zmieniła częściowo nasz plan wojenny.

Boka zajrzał do notatek, przywołał dowódców batalionów A i B i zapytał:

- Widzicie ten rów?

- Widzimy.

- Wiecie, co to jest szaniec?

Tak dokładnie to nie wiedzieli.

- Szaniec jest potrzebny po to - tłumaczyła Rose, która przyszła sprawdzić co się dzieje - żeby wojsko mogło ukryć się przed nieprzyjacielem i dopiero we właściwym momencie ruszyć do walki. Plan wojenny zmienia się o tyle, że wasze bataliony nie będą stały przy furtce od ulicy Pawła. Doszłam do wniosku, że to nie byłoby dobre. Wy obaj, razem ze swoimi batalionami, ukryjecie się w
okopie. Kiedy jedna z armii nieprzyjaciela wejdzie przez furtkę od ulicy Pawła, załogi fortec
natychmiast rozpoczną bombardowanie. Nieprzyjaciel ruszy w stronę fortec, nie wiedząc, co
się kryje za szańcem. Dopiero gdy czerwoni znajdą się pięć metrów od rowu, wystawicie głowy i nagle obrzucicie ich piaskiem. Potem bombardowanie będzie nadal prowadzone tylko z fortec, a wy rzucicie się na wroga. Ale nie będziecie spychali go w stronę furtki, lecz zaczekacie, aż my skończymy z wrogiem od strony ulicy Marii. Dopiero gdy na dany znak
trąbka wezwie was do ataku, wówczas zaczniecie wypędzać ich z Placu. Kiedy już weźmiemy do niewoli i zamkniemy w budzie tych, którzy wejdą od ulicy Marii, wtedy załogi fortec
numer jeden i dwa oraz bataliony od ulicy Marii przyjdą wam z odsieczą. A więc waszym zadaniem jest zatrzymanie wroga. Zrozumieliście?

- Tak jest!

- A ja dopiero wtedy dam sygnał do ataku, kiedy już pokonamy tamtych. Będziemy wtedy mieli dwukrotną przewagę, bo połowa ich armii zostanie już zamknięta w chacie Słowaka. Według przyjętych reguł walki w czasie natarcia może być przewaga liczebna
jednej ze stron. Tylko w indywidualnej walce dwóch nie może atakować jednego. - dodał Boka

W czasie tej rozmowy Jano podszedł do szańca, poprawił go kilkoma cięciami
szpadla. I jeszcze dosypał taczkę piasku.
Reszta chłopców, stanowiąca załogi fortec, usilnie pracowała na szczytach sągów. Fortece zostały wzmocnione w taki sposób, że zza ostatniego rzędu kłód wystawały tylko głowy chłopców. Głowy niknęły i po chwili znów się ukazywały. Chłopcy schylali się i lepili bomby z piasku. Na zrębie każdej fortecy powiewała mała czerwono - zielona chorągiewka i tylko na narożnej fortecy numer trzy nie było proporca. To właśnie z tej fortecy Feri Acz zabrał chorągiew. Chłopcy nie zatknęli na jej miejsce żadnej innej chorągwi, pragnęli
odzyskać w boju tamtą utraconą.
Ba, ale jak wiadomo, ta chorągiew, która przeszła już najrozmaitsze koleje losu,
znalazła się ostatnio u Gereba. Naprzód zabrał ją Feri Acz i czerwone koszule schowały ją w swoim arsenale w ruinach zamku w Ogrodzie Botanicznym. Stamtąd wykradli ją Rose z Nemeczkiem, którego ślady drobnych stóp znaleziono na piasku. Było to owego pamiętnego wieczoru, kiedy zeskoczyli z drzewa w sam środek czerwonych. Pastor wyrwał Nemeczkowi wówczas
chorągiew z ręki i znów znalazła się ona w arsenale czerwonych koszul, między
tomahawkami i włóczniami nieprzyjaciela. Przyniósł ją stamtąd Gereb, żeby przysłużyć się chłopcom z Placu Broni. Ale Boka już wtedy oznajmił, że nie weźmie ukradzionej chorągwi. Chce ją odzyskać w honorowej walce.

CHŁOPCY Z PLACU BRONI ,,Cztery kąty placu"  cz.IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz