Rozdział 6

1K 74 8
                                    

Rozdział 6

Zagadka skarpet i spodni

Opcja pierwsza :

Czekam na odpowiednią okazję.

Opcja druga :

Robię rozróbę, zdając się na szczęście.

Opcja trzecia :

Nie wybieram żadnej opcji, oprócz trzeciej.

I chyba właśnie ją wybrałam. Nawet, gdybym się wydostała, to jak ściągnę stabilizatory ? I tak nie przetrwałabym na wolności dłużej niż jeden dzień.

Ciekawe, czy po tym wszystkim wypuszczą mnie. Jestem ciekawa, jak tam jest. Nie pamiętam swojego życia przed trafieniem tutaj, ale sądząc po tym co mi mówili, podejrzewam, że było bardzo urozmaicone. Jeszcze ciekawszą rzeczą jest to, dlaczego to robiłam. A może trafniej - dla kogo. Tamci mówili o jakiejś Hydrze, ale co to jest dokładnie ? A T.A.R.C.Z.A ? Nawet nie wiem, którzy są dobrzy, a którzy nie. Może jestem po tej niewłaściwej stronie ? Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby tak w było. Tutaj wszyscy zachowują się dziwacznie. Albo są niemili, albo udają, że tacy nie są. Chciałabym to wiedzieć, ale nie wydaje mi się, żebym dostała odpowiedź. Może kiedyś sama się dowiem.

Nagle ucisk wywoływany przez metalowe obręcze zniknął, a drzwi komory otworzyły się. Z początku nic nie widziałam oprócz oślepiającego mnie światła, lecz później... Dalej nic nie widziałam. No, może nie licząc białego sufitu. Nie wiem, czy chcę wstawać i czy jest w ogóle po co. Czuję jednak, że nikt nie robiłby tego bezinteresownie, więc wstaję. Rozglądam się po pomieszczeniu i nie widzę niczego nowego, lecz mam wrażenie, że nie jestem tu sama. Rozglądam się jeszcze raz i już wiem, o co chodzi. Omal nie upadam na ziemię, kiedy widzę, że duże lustro nie jest już lustrem, tylko zwykłą szybą, za którą stoi znany mi już skład ludzi i jak zwykle patrzą się na mnie.

- Dzień dobry - powiedział kobiecy głos, który już znałam.

Był to głos tej kobiety, Natashy, tylko gdzie ona jest. Nagle uświadomiłam sobie, że powiedziała to ta ruda. Czyli to już nie jest ruda, tylko Natasha.

Nie odpowiedziałam. Stałam, przyglądając się wszystkim twarzą, które albo nic nie wyrażały - jak u Steve'a, Natashy i mężczyzny, którego imienia dalej nie znam - albo wyrażały dziką ekscytację, zmieszaną z powagą - jak u Tonego - albo były zamyślone gdzieś w odmentach kosmosu - jak u Bruce'a. Ciekawe było to, dlaczego nie ma z nimi Jeffrey'a, bo raczej powinien być.

- Dlaczego... - zaczęłam patrząc się na szybę.

- Dlaczego nas widzisz? - podłapał Stark - Bo masz oczy. Obraz odbija się, dochodzi do mózgu, przewraca się do...

- Mógłbyś się zamknąć? - powiedziała Natasha, przywracając oczami, na co zbytnio nie zareagował i podszedł bliżej szyby z rękoma w kieszeniach.

- Krótko mówiąc... - zaczął - ...masz ciekawe wyniki w badaniach, nikt nie wie, skąd w twojej krwi tyle związków chemicznych, przez które każdy NORMALNY człowiek wąchałby już kwiatki od spodu. Wiemy także, że twój organizm nie przyjmuje żadnych innych substancji, w stylu jedzenie, leki, stąd ataki i wymioty. Do tego nie toleruje żadnych ciał obcych. Na szczęście pracujemy z doktorem Bannerem nad środkiem, który miałby zastępować jedzenie tak, żeby organizm go nie wykrył. A tak w ogóle to skąd masz spodnie?

Stałam wryta w kafelki. Kim ja do cholery jestem?!

- Yyyy... Nie wiem - powiedziałam, po czym spojrzałam na Steve'a, który przeczesywał ciągle włosy - Ktoooś mi je przyniósł kilka dni temu - dodałam, choć już byłam prawie że pewna, kim był ten ktoś - Nie wiem, kto to, ale mu dziękuję. Pasują - zabrzmiało to trochę dziwnie, ale to była jedyna okazja, żeby mu podziękować - I za skarpetki też dziękuję.

Stark rozejrzał się po swoich towarzyszach, gdy zatrzymał wzrok na blondynie prawie dostałam zawału, ale nie na długo. Zresztą, co mnie to obchodziło. Dał mi spodnie i skarpetki. Co w tym złego? Ale skąd on je wziął, bo napewno nie były jego. Zagadka skarpet i dresowych spodni musiała poczekać.

Usłyszałam dziwne dźwięki dochodzące zza drzwi. Nagle drzwi izolatki z hukiem wypadły z zawiasów. Za nimi stało kilku mężczyzn w czarnych kombinezonach. Jeden z nich podszedł do mnie i przystawił do mojej skroni zimną lufę pistoletu. Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co mam zrobić. Ani krzyczeć, ani nic.

- Wychodzimy z nią. Jeżeli ktokolwiek z was coś zrobi dziewczyna kończy z kulką w głowie - zwrócił się w stronę szyby.

Miał dziwny, ostry akcent. Prawdopodobnie Rosjanin. Mężczyzna chwycił mnie za łokieć. Wyrwałam mu się, lecz ten złapał mnie brutalnie za włosy. Wrzasnęłam z bólu. Coś nagle we mnie wybuchło i rzuciłam się na niego, kopiąc i waląc pięściami gdzie tylko popadło, lecz nie dało to wielkiego rezultatu, bo ten bez większych trudności zrzucił mnie na kafelki i kopnął mocno w brzuch. Skuliłam się powstrzymując płacz. Napastnik podniósł mnie, ciągnąc za koszulę chwycił za ręce i znów przystawił pistolet do głowy, po czym wraz z resztą ludzi wyszedł na korytarz. Widok, który tam zastałam był przerażający. Ludzie leżący w kałużach krwi, powybijane szyby, fruwające gdzieniegdzie papiery, rozbryzgana po ścianach krew. I zrobiła to tylko ta grupa ludzi. Gdzieś było jeszcze słychać strzały i uderzenia, lecz nie wydawało mi się, żebym miała jeszcze zobaczyć kogokolwiek z tego miejsca. To był odpowiedni czas na atak, ale i tak bym nic nie zrobiła. Miałam przecież stabilizatory, ale co szkodzi spróbować. Ewentualnie mnie zabiją. Wrzasnęłam więc z całej siły i zaczęłam się rzucać, wyrywać ręce, żeby ktoś mnie uderzył, i nie musiałam długo czekać na efekt. Facet walnął mnie spluwą w głowę z takim impetem, że omal nie znalazłam się na ścianie. Przypomniałam sobie chwile podczas ataku, irytujące uwagi Starka, aż przed oczami po raz kolejny zrobiło mi się fioletowo. Mężczyzna złapał mnie za przedramiona, lecz szybko je wypuścił machając nimi na prawo i lewo. Musiały być ciepłe. Wszyscy odsunęli się, gdy w pewnym momencie usłyszałam znajome, mechaniczne dźwięki.

- Człowiek z żelaza - powiedział mężczyzna.

- Nie do końca z żelaza, bo to stop tytanu i złota, ale wystarczyłoby Iron Man - skwitował Stark. Nagle usłyszałam głuchy stukot, jakby coś upadło. Spojrzałam na podłogę. Leżały na niej moje bransolety. Czyli czas na demonstrację. Czy tego właśnie nie chciałam ? Wychodzi na to, że co do czego jednak wolę trzymać się na uboczu. Ale trzeba coś zrobić, cokolwiek. Obracam się więc w stronę mojego oprawcy i ciskam w niego fioletowo-niebieskim promieniem. Trafiam w nogę, a mężczyzna zatacza się do tyłu kurczowo trzymając bolące miejsce. Po chwili słyszę serię strzałów, chowam się za sąsiednią ścianą. Z dołu zaczynają biec kolejni ludzie, nie wiem, czy to nasi, czy nie nasi, ale sądząc po tym, że Natasha, która jakimś cudem znalazła się w ogniu walki, rzuciła się na jednego z nich, raczej to nie są nasi.
A ja dalej siedzę za ścianą, zresztą jaki byłby skutek nie siedzenia za nią. Tylko latałabym w te i we w te strzelając na oślep.

Nagle ktoś zatyka mi rękoma usta i przystawia mnie sobie tyłem po czym prowadzi. Zaczynam krzyczeć i wiercić się w objęciach napastnika, bez skutku. Podejmuję próbę wystrzelenia z rąk, lecz racjonalne myślenie przysłania mi czarna kurtyna, nadchodzącą z nikąd. Wszystko nagle zwalnia. Zanim jednak tracę przytomność widzę coś na kształt koła przecinające powietrze tuż przy mojej głowie, a pod sobą czuję zimno posadzki.
____________________________________________
Nie wiem, co do was napisać ;)
I don't wike it ;P
(⤴Pozdro dla kumatych)

First LightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz