Rozdział 12
Upadki są po to, żeby po nich wstawać- Cholera jasna, Steve. To mój nóż - szepnęła Romanoff do swojego kompana.
- Ale jak ona...
- Dałam jej bluzę, w której miałam zapasowy na czarną godzinę - skwitowała i szybko wskoczyła na jedną z belek łączących.
- Nie podchodź - powiedziała stanowczym głosem dziewczyna - Pozwól mi to zrobić.
- Słuchaj, nie wiem skąd ci przyszedł taki pomysł, w ogóle myśl, że ci pozwolę - mówiła, coraz bardziej przesuwając się w jej stronę, a następnie wskazała na kawałek wybudowanego podłoża - Przesuń się tam, oddaj mi nóż i porozmawiajmy jak normalni ludzie.
W tym momencie dziewczyna oderwała prawą nogę od podłoża i przesunęła ją w pustą przestrzeń, gdzie nie było już nic, tylko niebieskie i czyste niebo nad niedawno obudzonym z nocnego snu Waszyngtonem, po czym spadła. Bezszelestnie i z gracją.-_*_-
No i lecę. Plecami do ziemi, więc umrę od razu. Nie chciałam, żeby tak skończyła się moja, jakże długa i ciekawa przygoda. Zapewne jedna z wielu, których nie pamiętam. I już nie będę o nich pamiętała. Nie słyszę nic, oprócz szeleszczącego w uszach wiatru. Ściskam pięść, w której nadal trzymam nóż. Przy samej ziemi czuję przeszywający ból w jamie brzusznej i uderzam o podłoże.
Ale ja nadal żyję. JAK? Co się kurwa dzieje?! Otwieram oczy i widzę rosnącą w górę wieżę, z której zapewne spadłam. Postanawiam obrócić się w lewą stronę, ale blokuje mnie ból brzucha. Ostentacyjnie kładę na nim rękę, ale napotykam zimną rękojeść noża. I rzeczywiście. Musiałam go wbić niechcący przy upadku. Asz... Jasny gwint by to wziął. Może przynajmniej uda mi się stąd uciec. Nie wyciągam noża, abym nie zaczęła gorzej krwawić.
Wstaję więc z nie lada trudem, ale od razu upadam prosto na brzuch, przez co nóż głębiej wbija się we mnie. Dobra. Chciałam umrzeć, to umrę. Niestety z daleka słyszę już kroki, biegnących do mnie Czarnych. Najprawdopodobniej. Ponownie próbuję wstać i kątem oka widzę ok. 15 osobową grupę osób, biegnącą w moją stronę. Za chwilę upadam na ziemię, jednak już nie wstaję. Czołgam się resztkami sił w stronę przeciwną od biegnącego garnizonu, choć wiem, że bez sensu. Tylko brudzę asfalt.
- Ona żyje? - zapytał znajomy głos, gdzieś w oddali. Albo blisko mnie. Nie wiem.
- Narazie tak.-_*_-
- Narazie leży w komorze regenerującej. Postanowiłem ją tam wsadzić, bo nie sądzę, żeby jej tkanki potrafiły się aż w takim stopniu zregenerować - powiedział Banner, wchodząc do pomieszczenia, w którym siedziała już reszta Mścicieli.
- A ma takie? - zdziwił się Clint.
- A no ma - podchwycił Stark - Wczoraj zbadałem dokładnie jej płyn mózgowo-rdzeniowy...
- Nie pobierałem go. Myślałem, że chodzi ci o te wcześniejsze ura-
- Ale ja owszem. Na samym początku, kiedy była jeszcze tak śnięta, że ledwo puls był wyczuwalny.
Bruce spojrzał na Tony'ego, a ten tylko wytrzeszczył oczy w udawanym zdziwieniu i mówił dalej :
- A więc wracając, wczoraj zbadałem dokładnie jej płyn mózgowo-rdzeniowy i pamiętam, że kiedy go badałem po raz pierwszy, jego część była nieco uszkodzona, co jest możliwe przy tak porządnym uderzeniu w głowę, natomiast najciekawsze jest to, że wczoraj, podczas badań zauważyłem, że uszkodzenie to prawie całkowicie zniknęło.
- Po tak długim czasie to nic dziwnego. Za długi okres od pobrania aby cokolwiek stwierdzić, co nie zaprzecza, że dziewczyna ma zdolności regeneracyjne.
- Może i tak, ale nie pokazałem wam jeszcze tego - chwycił komórkę, na której włączył chologram, na którym to z kolei widoczne były zdjęcia - Oto zmiany, które zarejestrowałem.
- Jakie zmiany? - zapytał Steve, który był już znudzony całym tym naukowym bełkotem.
Za to Tony przeniósł chologram na ścianę, do której podszedł i zrobił pozę a'la pogodynka ze śniadaniówki.
- Tutaj mamy płyn o godz. 9.11 wieczorem, natomiast tu o 12.07 w nocy, na której już widoczne są małe zmiany, za to tutaj - podszedł, udawając kobiecy chód - Tutaj proszę państwa, a w szczególności Steven'ie widać już całkowite ozdrowienie komórek płynu, które nastąpiło ok. godz. 4.00 nad ranem.
- Czyli, albo jej płyn ma bardzo aktywną cześć pobraną z mózgu, albo... - zaczęła Romanoff.
- Albo nic innego - dokończył Tony - Bardzo dobrze agentko Romanoff, 50 punktów dla baletnic. W zasadzie to nie ta część pobrana z mózgu, ponieważ nie jest ona znacząca ani aktywna, ale za to mózg tej dziewczyny prądkuje tak mocno, że niektóre partie jej ciała mogą się odbudować, a nawet rozrastać, lub zmniejszać, w zależności od potrzeby organizmu.
- No to widzę niezły burdel - skwitował Burton.
- Więc, aby uniknąć tego burdelu, mam już pewne rozwiązanie, o którym zresztą już z wami rozmawiałem.
- Tony przestań z tym w końcu - powiedział Rogers - Dobrze wiemy, po co to robisz.
- Na prawdę nie wiem o czym mówisz, Kapitanie - odparł z udawaną grzecznością, choć dobrze wiedział - Wysłałem dzisiaj rano pismo do Fury'ego, razem ze zdjęciami i myślę, że odpowiedź będzie raczej pozytywna, Kapitanie.
- Czyli jednak weźmiesz ją do Stark Tower - stwierdził Banner.
- Otóż to, Bruce.-_*_-
Gód morning/afternun/iwning moi Wy czytelnicy! Tłumaczyć się nie będę, dlaczego mnie nie było, bo tylko jeszcze bardziej pogrążę się w Waszych oczach, niż już jestem ;) Rozdziały będą się raczej pokazywać JUŻ regularnie, chociaż nie obiecuję...
ZAPRASZAM NA⤵
tumblr'a ↪ vltlnx
snapchat'a (nie polecam xd dużo wrzucam na my story) ↪ violet_lynx
Cienkuje serdecznie wszyyyystkim tym, którzy to czytają, bo stwierdzili poczekać, aż mi wena wróci i nadmiar czasu, ale też tym, którzy ogólnie to czytają, w ogóle wszystkim dziękuję i pozdrawiam mamę, która tego nie czyta, bo jej nie pozwalam, ale mnie wspiera i jest fajnie.
Live long, and prosperPS.
Mam nadzieję, że nowa okładka pasi xd Własnoręcznie robiona w ok. 99% procentach. Ten 1% to art, wykonany przez kogo innego, jednak wykorzystany przeze mnie, oraz filtry itp. nie wykonane przeze mnie, ale wykorzystane owszem.
CZYTASZ
First Light
Fanfiction"Poruszanie się szybciej od światła jest niemożliwe, a już na pewno nie pożądane, bo zwiewa czapkę" ~ Woody Allen