Rozdział 8
Kawa,fiolki i inne takie.
Nagle zrywam się z urwanym, spazmatycznym oddechem. Pomiędzy wdechem a wydechem słyszę głośne piszczenie, zapewne aparatura... Cholera jasna...
- Dobrze, już uspokuj się... Hallo ?! Spójż na mnie! - ktoś mówi mi głośno nad uchem i świeci latarką po oczach.
Jest to kobiecy głos, gdzieś już przeze mnie słyszany...
Ku mojemu zdziwieniu tuż przede mną stoi asystentka Bruce'a, której znam tylko nazwisko. Simmons.
Stała z zaświeconą latarką, uśmiechając się do mnie serdecznie i wszystko byłoby fajnie, gdyby nagle nie opuściła lekko źródła światła wprost na swój biały żakiet, w którym była dziura, praktycznie na wylot, o średnicy kilku centymentów, której krawędzie przyzdobione były fioletowym, żarzącym się światłem. Spojrzałam na swoje ręce, także się świeciły. Momentalnie osunęłam się na ziemię.
- Zabiłam ją... - zaczęłam powtarzać beznamiętnym głosem tak, że sama nie poznawałam swojego głosu.
Coraz bardziej przesuwałam się w stronę wielkiego lustra, wypowiadając cały czas te same słowa, dalej z urwanym oddechem... Zabiłam ją... Ta myśl przeszywała mnie na wylot. Ja ją zabiłam. Po chwili czułam pod plecami zimną taflę lustra i strach, który narastał z każdą sekundą, kiedy Simmons zbliżała się do mnie bliżej dalej z uśmiechem od ucha do ucha.
Jednak nie trwało to długo, ponieważ nagle przeniknęłam przez szybę, jakbym wpadła w wielką galaretę, a raczej ktoś mnie w nią wciągnął trzymając mnie za włosy. Krzyczę, wierzgam nogami i rękoma, lecz bez skutku, bo dostaję w głowę z czegoś metalowego...
__________________________________________________________________
Zrywam się z mojego łóżka, oddychając ciężko, spazmatycznie... tak samo, jak we śnie... Szybko wstaję na nogi, przyjmując "pozycję bojową", jeżeli tak można nazwać lekkie zgięcie w kolanach i plecach, wystawienie lewej nogi na przód i wyciągnięcie przed siebie swoich wątłych ramion, które za chwile ustawiam tak, że wygląda to bardziej, jakby to ktoś mnie atakował i ja próbuję się obronić, niż żebym to ja szykowała się do ataku, a do tego miałam jeszcze zamknięte oczy. Muszę wyglądać żałośnie, a ludzie za szybą muszą mieć ze mnie niezły ubaw. I chyba tak jest, bo aż przyszli do mnie, sądząc po dźwięku otwieranych drzwi.
- Hallo ? - mówi do mnie jakaś kobieta, chociaż zamiast jakaś powinnam wstawić znajoma, bo to nie kto inny niż Simmons.
Otwieram szeroko oczy i rzeczywiście... Przede mną stoi nie kto inny, a asystentka Banner'a. Chyba jednak jeszcze śpię. Z wrażenia opadam na łóżko z lekko rozwartymi ustami.
Tym razem wokół niej stoją jeszcze Czarni i śmieję się w duchu, kiedy zauważam, że paradoks tego wszystkiego polega na tym, że część z nich jest istotnie czarna.
- Jezus Maria! Czy ja was tutaj zapraszałam? - powiedziała dziewczyna podniesionym głosem do swojej obstawy, która niezbyt przejęła się tym co powiedziała.
Po chwili Simmons w końcu podeszła do jednego z nich i coś mu powiedziała, po czym ten skinął głową, i zrobił ręką krótki gest, po czym wszyscy zaczęli wychodzić z pokoju. Po tym, jak wszyscy wyszli, usiadła na małym taborecie, tuż obok mojego łóżka, potarła rękoma kolana i chrząknęła, lekko demonstracyjnie.
- Ymmm, no - zaczęła - dr.Jemma Simmons - powiedziała, wyciągając ku mnie rękę, która trzęsła się prawie niezauważalnie.
Simmons, a raczej jak się okazało przed chwilą - dr.Jemma, miała odmienny akcent niż inni, którzy dotychczas ze mną rozmawiali. Bardziej zimny i sztywny. Czyżby Angielka?
Podałam jej rękę, lecz jak zwykle nie miałam nic do powiedzenia ze swojej strony.
- Miło mi - rzuciłam krótko, uciekając wzrokiem od ciekawskiego spojrzenia dr.Jemmy.
Miała brązowe, duże oczy, brązowe włosy związane w kitkę, a na sobie biały żakiet, lecz nie ten sam, w którym widziałam ją ostatnio, bo tamten był całkowicie biały, a na tym jest mała, okrągła naszywka z jakimś dziwnym znakiem, na którego środku chyba jest orzeł, ale wydaje mi się, że gdzieś go już widziałam. Na kolanach trzymała kubek, w której najprawdopodobniej była kawa.
- To Stark jeszcze cię jakoś nie nazwał? - zapytała, lekko roześmianym głosem.
- A powinien? - powiedziałam, przypominając sobie przy okazji kto to Stark.
Dawno nie słyszałam tego nazwiska.
- Znaczy wiesz, zazwyczaj wymyśla jakieś głupie nazwy, szczerze to nie wiem dlaczego, czy on tak lubi, czy chce się...
- Przepraszam, ale... - wtrąciłam się szybko - Jak ty... no. Ja cię przecież zabiłam.
Wyraz jej twarzy momentalnie zmienił się na niezrozumiały, po czym zaczęła się śmiać. Uspokoiła się dopiero, kiedy prawie nie wylała kawy, którą przytrzymywała rękoma na kolanach. Patrzyłam na nią jak na debila. Może dla niej to było śmieszne, ale dla mnie nie.
- Ehhh - otarła kąciki oczu ręką - Ujmę to tak. Zrobiłaś mi tylko wielką dziurę w uniformie i to tyle.
- Czyli nic ci nie jest?
- Jak widać - rzuciła krótko po czym pociągnęła krótki łyk kawy, po czym mruknęła głośno i zrobiła minę, jakby sobie o czymś przypomniała - Czekaj, zaraz wracam - wstała z taboretu i wyszła z pomieszczenia, zostawiając kawę.
Kilka minut później drzwi ponownie się otworzyły, a przez nie wleciała zdyszana Jemma wystawiając jeszcze głowę za drzwi, mówiąc coś, z czego zrozumiałam tylko Wszystko w porządku i jeszcze kilka niezrozumiałych słów. Gdy zamknęła już drzwi odwróciła się do mnie i uśmiechnęła. Po chwili zauważyłam, że w jednej ręce trzymała jakiś kubek, z którego unosiła się para, a w drugiej jakąś fiolkę z mało zauważalnym, przeźroczystym płynem, który pod wpływem przechylania zachowywał się jak oliwa. Zmierzyłam kobietę wzrokiem, dokładnie przypatrując się jej każdej kieszeni, czy przypadkiem w jednej z nich nie trzyma strzykawki. Nie miałam dzisiaj ochoty znowu rzucać się po podłodze i się zapowietrzać, a z tego co wiem to nikt by mnie i tak nie uratował, bo Steve podobno gdzieś wyjechał, nie wiem przypadkiem czy właśnie nie do Anglii, bo Burton mówił coś o Londynie, czy coś w ten deseń. Przynajmniej to udało mi się podsłuchać, kiedy rozmawiał o tym z Natashą. Wzięłam głęboki oddech, szykując się na najgorsze. Wyprostowałam się i otworzyłam lekko usta.
- Ymmm... Aaa c-co to jest? - zapytałam niepewnie.
- To - zaczęła wskazując na kubek - To jest kawa.
- Aaaaaaa... To? - wskazałam na fiolkę.
Kobieta wzięła głęboki oddech i podniosła rękę z kawą, prawdopodobnie, żeby poprawić włosy, bo po chwili zaśmiała się krótko sama do siebie, zauważając parujące naczynie.
- A to... - podniosła fiolkę - ... to jest IBO.
Spojrzałam na nią z uniesionymi brwiami. dr.Simmons odpowiedziała mi długim westchnieniem po czym położyła kawę na stolik obok aparatury i obróciła się do mnie tyłem.
- W każdym bądź razie, jest to coś takiego, dzięki czemu to coś w tobie nie zauważy, że jesz i dzięki temu nie będziesz wymiotowała - skwitowała krótko i obróciła się do mnie, mieszając kawę łyżeczką.
Patrzyłam się na ten kubek jak na narzędzie tortur. Przed oczami miałam dosyć żywe wspomnienia sprzed kilku dni - opuszczone bransolety. Bez nich mogłabym być jak pies spuszczony ze smyczy, ale nim nie byłam. Przynajmniej nie podczas napadu na ośrodek, podczas którego tylko jeden raz użyłam mocy. Ehh... Mocy... Nie wiem, czy to jest do końca dobre określenie. Bardziej od słowa moc pasuje niemoc. A co do napadu, to oczywiście nikt nie miał zamiaru mi nic powiedzieć. Bo to wcale nie mnie chcieli porwać, wcale nie grozili im, żeby nawet nie próbowali nic zrobić... Nie, no oczywiście... Najlepiej to nie poruszać tematu, tak jak Clint, którego zapytałam o to, czy coś ustalili, a ten tylko, A mamy coś do ustalania? Po czym uśmiechnął się i sobie poszedł.
- Powiem tyle, że jeżeli nie chcesz, to nie musisz tego teraz pić, ale później i tak przyjdzie do ciebie Stark i inni, żeby ci to wlać do gardła.
Stała z wyciągniętą ręką, w której trzymała kubek.
Yyyyhhh... Dobra, trzeba się przełamać. Muszę jeść, żeby żyć... Chociaż od jakiegoś czasu coraz bardziej mi to wszystko wisi. Na początku się starałam, ale teraz ?
W końcu chwytam pewną ręką kawę i podstawiam ją sobie do ust. Chwila zawachania i przychylam kubek tak, aby gorąca ciecz zaczęła wypełniać mój żołądek. Była dobra, słodka i trochę gęsta. Wypiłam ją praktycznie na raz, po czym postawiłam kubek na łóżku.
- Zuch dziewczyna! - powiedziała dr.Jemma i wzięła kubek, po czym podeszła do aparatury i zaczęła klikać coś przy chologramowym panelu.
Od czasu do czasu pomrukiwała ze zrozumieniem. Później wróciła do mnie, poświeciła mi w oczy, co zdecydowanie nie było za fajne po tym, co mi się śniło.
Zadawała także pytania typu Czujesz się głodna? , albo Jesteś śpiąca? .
Głodna byłam... może trochę, ale kawa dosyć skutecznie zaspokoiła głód, a spać mi się też nie chciało, w szczególności po tym koszmarze, ale myślę, że kawa też miała w tym udział. Po chwili pojawiło się też pytanie Chce ci się wymiotować ? . Po krótkiej analizie doszłam do wniosku, że właśnie nie. Było to dosyć dziwne, bo nie pamiętałam, żebym kiedykolwiek nie wymiotowała po jedzeniu, zresztą ja nic nie pamiętam.
__________________________________________________________________
- Potrzebujesz czegoś ? - zapytała dr.Jemma, kiedy już miała wychodzić.
- Raczej nie - rzuciłam, zmęczona całym zamieszaniem, najwyraźniej kofeina przestała już działać - Narazie wyczerpałam już limit potrzeb - skwitowałam z mało szczęśliwym uśmiechem i poklepałam poduszkę - Dostałam już łóżko.
Kiedy po małej kontroli weszłam do izolatki, w której zamiast wielkiej, szklanej komory na środku zobaczyłam małe, regulowane łóżko pod ścianą to od razu wskoczyłam do niego i okryłam się ciepłą, niebieską kołdrą, która była jedynym, kolorowym akcentem w tym pomieszczeniu, z wyjątkiem chologramów. I spałam tak do dzisiaj, a dzisiaj to...
- Który dzisiaj jest?
- Ymmm... Czekaj - dr.Simmons spojrzała na zegarek - Ale jak, który dzisiaj ?
- No ogólnie... godzina, dzień tygodnia i tak dalej...
- No dobra, dobra... Wtorek, 28 czerwiec 2014, godzina 2:17.
- Aha... - mruknęłam.
- No to ja już idę - powiedziała i wyszła z sali.
Przynajmniej już znałam datę. Założyłam kołdrę za głowę i podjęłam ponowną próbę zaśnięcia.
__________________________________________________________________
:)
CZYTASZ
First Light
Fanfiction"Poruszanie się szybciej od światła jest niemożliwe, a już na pewno nie pożądane, bo zwiewa czapkę" ~ Woody Allen