Ja tu taka szczęśliwa, że mam rozdział i mogę dodawać i co? Cytacik na górę... 🙄
Halius obudził się wcześnie, mimo trwającej do późna uczty. Na szczęście Ludris miał na tyle przyzwoitości, że opuścił ją szybko, mimo że Lixas nalegał, aby pozostał dłużej. Chwała bogom, bo jego obecność nie była mile widziana. Irytował go i rozpraszał, a czasami nawet miał wrażenie, że ten legionista ewidentnie z niego drwił. Ubrał się i poszedł zjeść szybkie ientaculum, po czym kazał Zamrze przywołać żołnierza, a następnie ruszył do senatu z nadzieją, że chociaż dzisiejszy dzień będzie bardziej owocny. Oczywiście nie spodziewał się, że ci bezduszni ludzie od razu zrozumieją jego sytuację, jednak liczył na choć mały postęp.
Spędził tam prawie cały dzień, obiecując sobie, że zawita tutaj również jutro, ponieważ jego sprawa ruszyła odrobinę do przodu i liczył, że jeśli naprawdę mu się powiedzie, za kilka dni wróci szczęśliwy do Brytanii, rządzić swoją małą prowincją, jak tylko zapragnie. Był tym wszystkim jednak na tyle wykończony, że zamiast do willi Lixasa, nakazał niewolnikom udać się w zupełnie inne miejsce. Tak, thermae było tym, czego w tym momencie najbardziej potrzebował. Nie, żeby po cichu liczył, że ten legionista pójdzie w ślad za nim i przy okazji dowie się, czy w ogóle warto zaprzątać sobie nim głowę.
Wysiadł z lektyki, kiedy dotarli na miejsce, zaraz po tym zostawiając caspariusowi kilka cenniejszych rzeczy, które miał przy sobie, a których niestety nie miał już tyle, ile chciał przez ten nieszczęsny napad na jego osobę.
– Będziesz tu stał czy jednak masz zamiar mnie ochraniać tak, jak ci za to płacę? – warknął do żołnierza, który tylko skłonił się lekko, jednak nie odpowiedział, więc Halius wszedł do środka od razu udając się do apodyterium, zrzucając z siebie tunikę i przepasając biodra, po czym skierował swoje kroki do tepidarium.
Nie spodziewał się, że żołnierz pójdzie za nim, jednak kiedy już umościł się wygodnie, rozkoszując przyjemnym ciepłem i pozwalając ciału przyzwyczaić się do temperatury, ten wszedł do tepidarium i usiadł w pewnej odległości od niego. Oczywiście Halius nie byłby sobą, gdyby nie rzucił mu pogardliwego spojrzenia, po czym odwrócił wzrok, licząc, że później dyskretnie przyjrzy się jego posturze. Na pierwszy rzut oka mniemał, że było warto.
– Haliusie, to ty, czy wzrok mnie myli? – usłyszał po chwili i rozejrzał się, szukając właściciela głosu, jednak kiedy na niego natrafił, nie mógł przypomnieć sobie, do kogo należał. – Czyżbyś wrócił do Rzymu?
Halius obserwował młodego mężczyznę, może w jego wieku, który przysiadł się obok, mimo to nadal nie miał pojęcia, kim ten był.
– Jestem tylko przejazdem – odpowiedział uprzejmie.
– Czyli nadal bawisz w Brytanii? W takim razie zapraszam cię na ucztę, chętnie dowiem się co też dzieje się w dalszej części naszego Imperium.
Halius uśmiechnął się lekko, starając się nie zdradzić, że nie ma pojęcia, z kim rozmawia i szczerze mówiąc, nawet nie miał teraz ochoty zaprzątać sobie głowy zastanawianiem się, mimo wszystko postanowił, że nadal będzie uprzejmy, chociaż liczył, że zaraz zakończy tę wymianę zdań.
– Chętnie przyjmę twoje zaproszenie – odpowiedział. – Zatrzymałem się u Lixasa, więc przyślij do mnie jakiegoś niewolnika, a teraz wybacz, czas nagli, a chciałbym jeszcze szybko skorzystać z oleoterion.
– Oczywiście – odpowiedział tamten, więc Halius spokojnie wstał i oddalił się jak najszybciej, wiedząc, że żołnierz pewnie już deptał mu po piętach. Do tego teraz już nie miał wyboru i musiał udać się do oleoterion, ale może masaż i namaszczenie olejami faktycznie przyda mu się bardziej niż bezczynne siedzenie w calidarium.
CZYTASZ
Etiam in morte superest amor [Larry ff]
FanfictionImperium Rzymskie, 330 r.n.e. Rzymski senator, zostaje napadnięty podczas podróży do Wiecznego Miasta. Kiedy tam dociera, żąda ochrony, którą ma mu zapewnić jeden z wojskowych trybunów.