– Co cię trapi, przyjacielu? – zapytał Lixas, kiedy leżeli już na klinai, zajadając się przygotowanym przez niewolników posiłkiem. Widział, że odkąd wrócił z thermae, zastał Haliusa pogrążonego we własnych myślach, a znał go wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że takiego zastać go można było naprawdę rzadko. Halius był butny i praktycznie zawsze miał coś do powiedzenia, a teraz nie zamienił z nim słowa, odkąd on wrócił do willi.
Brunet spojrzał na niego lekko zdezorientowany, wyrwany ze swoich przemyśleń.
– Słucham? – odpowiedział pytaniem, nie mając pojęcia, co Lixas powiedział.
– Pytałem, co cię trapi – powtórzył tamten, biorąc pocula w dłoń i upijając trochę wina, nie spuszczając uważnego spojrzenia z przyjaciela.
– Zamyśliłem się tylko – powiedział Halius, jednak Lixas uśmiechnął się do niego pobłażliwie.
– Znam cię, nigdy nie byłeś tak cichy, jak teraz.
Senator skrzywił się odruchowo. Aż tak było po nim widać, że analizuje całą sytuację związaną z tym galijczykiem? Westchnął ciężko.
– Chodzi o Ludrisa, prawda? – dopytał Lixas. – Znowu mu się oddałeś?
Halius pokręcił głową.
– Nie – odpowiedział. – Aczkolwiek niewiele brakowało. Kazałem mu przyjść w nocy i zastanawiam się, czy to zrobi. To wszystko jest dla mnie w pewien sposób osobliwe, nie wiem, jak się zachować, pożądam go...
– Jednak rozkazem tylko go do siebie zniechęcisz – wszedł mu w słowo Lixas i Halius podziękował mu w duchu, bo przyjaciel zawsze potrafił go zrozumieć. Za każdym razem wiedział, zanim on jeszcze ubrał to w słowa.
– Więc co mam robić? Marzę, żeby zabrać go do Londinium i mieć dla siebie, kiedy tylko zechcę.
Lixas zaśmiał się krótko.
– Zawsze byłeś w gorącej wodzie kąpany, Haliusie – powiedział. – Jeśli przyjdzie, daj mu przejąć inicjatywę. Tak, wiem, że to nie będzie dla ciebie najłatwiejsze, ale tym razem postaraj się pokazać mu z bardziej ludzkiej strony, Ludris dobrze wie, że możesz mu rozkazywać.
– Mam z nim rozmawiać? – zapytał Halius, trochę zdziwiony radą przyjaciela.
– Gdybym nie rozmawiał z Zamrą, nigdy nie zostałby moim wiernym kochankiem – odpowiedział Lixas, na co brunet automatycznie przygryzł wargę.
Może i jego przyjaciel miał rację, jednak on nie był pewien czy tak umiał. Nigdy nie rozmawiał z ludźmi tak naprawdę, tym bardziej z jakimkolwiek kochankiem, był przyzwyczajony do wydawania rozkazów, robił to w końcu od lat, a teraz miał po prostu otworzyć się przed Ludrisem? Nie potrafił. Jak na razie tylko Lixas umiał wydobyć z niego największe tajemnice.
– Nie każę ci od razu wyjawiać mu wszystkich twoich sekretów – dodał tamten, jakby czytał Haliusowi w myślach. – Po prostu przestań mu rozkazywać i zobaczysz czy coś się zmieni.
Brunet westchnął głośno po raz kolejny, po czym sam upił łyk wina z kielicha.
– Niech będzie – odpowiedział po dłuższej chwili.
Nie rozmawiali już o tym, jednak Halius z każdą chwilą miał coraz więcej wątpliwości, a już zwłaszcza, kiedy wracał do swojej cubiculum. Nie wiedział, co powinien zrobić, więc tylko przebrał się w lekką tunikę i usiadł. Powinien się czymś zająć czy jedynie czkać? A jeśli Ludris się nie zjawi?
Minuty mijały leniwie i Halius miał wrażenie, że ciągnęły się w nieskończoność. Czasem zerkał w okno na księżyc świecący na niebie, jednak głównie zastanawiał się nad radą Lixasa, aż w końcu doszedł do wniosku, że żołnierz nie ma zamiaru się zjawić i ułożył się wygodnie na lecti. Właściwie był wściekły, że za nic miał jego rozkaz, że nim gardził, choć może powinien wyciągnąć z tego jakieś wnioski, odesłać go i uprzykrzyć mu życie na ile był w stanie. Starał się walczyć ze zmęczeniem, które coraz bardziej go ogarniało, ale z drugiej strony złość krążyła mu w żyłach i co jakiś czas otwierał oczy, oddychając ciężko i przez chwilę planując zemstę, zanim Somnus nie chwytał go znowu w swoje objęcia. Kręcił się, nie mogąc znaleźć sobie miejsca, jednak miał wrażenie, że tym razem zamknął oczy na trochę dłużej, bo kiedy je otworzył, serce stanęło mu ze strachu. Nie miał pojęcia, jaka mara senna stała za nim, ale czuł jej dotyk na karku, co sprawiło, że odwrócił się gwałtownie i przez chwilę wpatrywał w stojącą przy łożu postać.
CZYTASZ
Etiam in morte superest amor [Larry ff]
FanfictionImperium Rzymskie, 330 r.n.e. Rzymski senator, zostaje napadnięty podczas podróży do Wiecznego Miasta. Kiedy tam dociera, żąda ochrony, którą ma mu zapewnić jeden z wojskowych trybunów.