Halius szedł ciemnymi ulicami, czując ciarki na plecach. Gdyby nie zżerająca go ciekawość w ogóle nie wyściubiłby nosa z willi przyjaciela, jednak za wszelką cenę chciał się dowiedzieć, dokąd zmierzał trybun i to jeszcze o tej porze. Jeśli miał być szczery, chciał go na czymś przyłapać i właściwie sam nie wiedział dlaczego. Może po prostu chciał mieć dobry pretekst, żeby w razie czego móc go wyrzucić posądzając o byle co. Im dalej szedł, tym większą miał ochotę zawrócić, ale ciekawość nadal pchała go do przodu, był jednak przekonany, że szatyn zmierza do tych najbardziej szemranych części Rzymu, do których on w życiu by się nie zapuścił. Skręcili w wąską uliczkę i żołnierz szybko zniknął Haliusowi z oczu, za to jego otoczyło kilka kobiet, których dłonie od razu zaczęły błądzić po jego ciele.
– Chodź z nami, czekają cię przyjemności, o jakich nawet nie marzyłeś – powiedziała któraś, a on, nie chcąc się nawet przyznać do tego sam przed sobą, zaczynał bać się coraz bardziej.
– Zostawcie mnie, odejdźcie – warknął do nich, przepychając się pomiędzy nimi i próbując uwolnić od ich nachalnych łapsk, jednak im dalej wchodził w głąb tej uliczki, tym większe miał wrażenie, że tych łapsk jest wokół niego coraz więcej. Próbował jakoś uwolnić się od nich, jednocześnie wypatrując wśród tych twarzy tej należącej do legionisty, który ewidentnie przyszedł się tutaj zabawić. Właśnie przez to Halius czuł jakąś dziwną wściekłość, nie powinien, bo przecież żołnierz nie był jego własnością, jednak czuł ją, może dlatego, że gdzieś w głębi ducha chciał, żeby dłonie mężczyzny błądziły po jego ciele, nie jakiejś ulicznicy.
Kiedy w końcu tłum wokół niego trochę się rozstąpił, Halius poczuł szarpnięcie i czyjeś ręce wciągnęły go w jeszcze węższą uliczkę, przypierając do ściany, przez co poczuł, jak jego serce omal nie zatrzymuje się ze strachu.
– Nie powinieneś tu przychodzić, panie – usłyszał znajomy głos. – To nie miejsce dla ciebie.
Od razu poczuł przypływ odwagi i odepchnął od siebie trybuna.
– Nic ci do tego, gdzie chodzę – warknął, poprawiając podróżny płaszcz.
– Owszem, bo obiecałam cię chronić. Odprowadzę cię do willi.
Halius przez chwilę nie miał pojęcia, co odpowiedzieć, jednak szybko udało mu się zebrać myśli.
– Nie mam ochoty tam wracać – odrzekł. – Właściwie co ty tutaj robisz?
– Przyszedłem w interesach – odpowiedział szatyn – jednak ty, panie, naprawdę powinieneś wracać, twój przyjaciel na pewno już się zamartwiam.
Halius chciał jeszcze coś powiedzieć, jednak ponaglające „chodźmy" znowu na chwilę odebrało mu mowę i ruszył za żołnierzem, który sprawnie lawirował pomiędzy tłumem. I nie miał pojęcia czy to dlatego, że wszyscy się go bali, kiedy nadal miał na sobie zbroję.
– Co to za interesy? – zapytał, kiedy wyszli z tej wąskiej uliczki.
– Nic, czym musiałbyś sobie zaprzątać głowę, panie – odpowiedział tamten i Halius odruchowo zacisnął zęby. Przez chwilę zapomniał jak bardzo denerwuje go ten galijczyk. Miał prawo wiedzieć, prawda?
– Interesy w postaci kilku kobiet? – odezwał się, na co Ludris zaśmiał się cicho.
– Nie, panie, nie kobiet – odpowiedział mu, co jeszcze bardziej zirytowało senatora, mógłby teraz go wyrzucić, podważając jego uczciwość, jednak nie umiał tego zrobić, mimo że sama myśl o dłoniach galijczyka na innym ciele niż jego wystarczająco go obrzygała.
Nie odezwał się już, widząc, że nawet gdyby przyłożył żołnierzowi miecz do gardła, ten nic mu nie powie. W milczeniu dotarli do willi, gdzie już w westybulu czekał na nich Zamra, który na widok Haliusa wyraźnie odetchnął z ulgą.
– Jak dobrze, że nic ci się nie stało, panie, mój pan chyba by mnie zabił – powiedział, za to Halius wepchnął mu tylko w ręce płaszcz, po czym udał się do swojej cubiculum.
Słyszał jeszcze rozmowę niewolnika z trybunem, jednak zignorował ich i ułożył się wygodnie na swoim łożu. Dopiero teraz dotarło do niego, że musiał być tak niedyskretny, że trybun go zauważył i szczerze powiedziawszy, był wściekły, że nie udało mu się dowiedzieć, po co tam poszedł, chociaż w głębi ducha dobrze o tym wiedział, a zazdrość sprawiała, że to wszystko denerwowało go jeszcze bardziej.
Nie miał pojęcia, jak udało mu się zasnąć, jednak rano był jeszcze bardziej rozdrażniony, a już zwłaszcza, kiedy Lixas poinformował go o przybyciu posłańca. Prawie zapomniał o wczorajszej sytuacji w termach, jednak teraz nie bardzo mógł odmówić i po wizycie w senacie czekała go jeszcze wizyta w amfiteatrze, a później w domu Augusta. Dopiero kiedy Lixas przypomniał mu to imię, zdał sobie sprawę, z kim rozmawiał i był trochę zaskoczony, że go nie poznał, przecież nieraz bawili się razem jako małe dzieci, a ich rodzice spędzali razem czas na ucztach. Po tym miał trochę większą ochotę złożyć wizytę staremu przyjacielowi, gorzej jednak, że ten zapraszał go jeszcze do Amphitheatrum Flavium. Nie znosił rozlewu krwi, mdliło go na sam jej widok, jednak nie raz był zmuszony do oglądania walk, więc przetrwa i tym razem. Zjadł szybko, żeby jak najprędzej udać się do senatu, a potem mieć jak najwięcej czasu na szykowanie się do wyjścia, widok Ludrisa jednak szybko doprowadził go do furii, zachowywał się, jakby nic się nie stało, wykonywał jedynie swoją pracę, do tego zignorował pytanie, czy aby na pewno nic mu się nie stało.
Humor wrócił mu trochę po wizycie w senacie, gdzie uzyskał kilka znaczących obietnic, jednak to nadal nie było to, po co tutaj przyjechał i miał zamiar walczyć jeszcze o swoje. Mimo to na tę chwilę był usatysfakcjonowany. Kiedy wrócił do willi, zaczął się szykować i oczywiście ubrał swoją najlepszą togę. Chciał nie tylko zrobić wrażenie, ale też wzbudzić respekt i szacunek, jaki powinien wzbudzać ktoś jego pokroju. Był przecież senatorem i jedną z najlepszych warstw tego miasta. Do tego cieszył się, że Lixas będzie mu towarzyszyć.
Kiedy wreszcie nadszedł czas oboje udali się do Amphitheatrum Flavium. Lixas oczywiście wziął ze sobą Zamrę, twierdząc, że potrzebuje przy sobie dobrego niewolnika, a Netellus był na to zdecydowanie zbyt kruchy i z tym Halius akurat się zgadzał. Szczerze mówiąc, trochę odwykł od Rzymu i kiedy dotarli do amfiteatru, ten zrobił na nim ogromne wrażenie. Jakby widział go po raz pierwszy. W Londinium zdecydowanie zapomniał o wielu rzeczach. Weszli jednym z wejść i Halius był przekonany, że jego przyjaciel dobrze wiedział, gdzie czekał na nich August. Nie mylił się, bo ten wstał ze swojego miejsca, kiedy tylko ich zobaczył i rozłożył szeroko ramiona.
– Jesteście – powiedział ściskając najpierw Lixasa, potem Haliusa. – W samą porę.
– Witaj, Auguście – odpowiedział tylko Halius, po czym zajął swoje miejsce. Czekały go tutaj długie godziny męki, jednak liczył, że mógł spodziewać się po tym wystawnej uczty, która zrekompensuje mu wszystko.
Przez chwilę rozglądał się po amfiteatrze, rozkoszując się jego wielkością i był naprawdę dumny, że był rzymianinem. Tylko rzymianie potrafili wznosić tak imponujące budowle, no, może jeszcze grecy, ale rzymianie byli w tym o wiele lepsi. Nie to, co choćby galijczycy. Zerknął odruchowo w stronę trybuna. Stał niedaleko, gotowy zadziałać, gdyby tylko jemu miało się coś stać, jego dłoń zaciskała się na rękojeści gladiusa i zdecydowanie wyglądał, jakby przeczesywał wzrokiem znajdujący się tutaj tłum.
– Haliusie – usłyszał znajomy głos i odwrócił się do Augusta. – Jak długo zabawisz w Rzymie?
– Pewnie jeszcze tylko kilka dni – odpowiedział i na szczęście August jedynie przytaknął, po czym skupił się na wychodzących właśnie na arenę gladiatorach. Właściwie Halius mógłby powiedzieć, że w tym momencie odetchnął z ulgą, bo nie miał ochoty prowadzić na razie żadnych rozmów, jednak to, co odwróciło od niego uwagę Augusta, dla niego zapowiadało mękę.
Słowniczek:
Amphitheatrum Flavium - tu chyba wszyscy wiedzą, że to Koloseum, ale ciekawostka: nazwa Koloseum została nadana we wczesnym średniowieczu od znajdującego się w pobliżu budowli ogromnego posągu Nerona przedstawionego jako Apollo.
Odi et amo - nienawidzę i kocham
CZYTASZ
Etiam in morte superest amor [Larry ff]
FanfictionImperium Rzymskie, 330 r.n.e. Rzymski senator, zostaje napadnięty podczas podróży do Wiecznego Miasta. Kiedy tam dociera, żąda ochrony, którą ma mu zapewnić jeden z wojskowych trybunów.