Podoba mi się ten cytat strasznie 🥰
Halius zajrzał do senatu tak, jak to sobie zaplanował, jednak jego sprawa nie posunęła się ani o krztynę i przeczuwał, że w najbliższych dniach nadal tak będzie, bo oto wydarzyło się coś ważniejszego, co zaprzątało teraz myśli senatorów. Cesarz Konstantyn wydał jakieś oświadczenie, które jego akurat mało obchodziło, jednak wywołało spore zamieszanie. Opuścił więc te obrady jak najszybciej i nakazał niewolnikom zanieść się do domu, a sam, leżąc wygodnie w lektyce, obserwował uważnie towarzyszącego mu Ludrisa. Jego kamienna twarz nie zdradzała niczego. Nawet nie uraczył go spojrzeniem, jednak on, Halius, już snuł w głowie pewien plan. Miał zamiar wykorzystać czas, kiedy jego przyjaciel uda się do thermae, a willa opustoszeje na jakiś czas, a przynajmniej w większości. Lixas miał całkowitą rację, powinien wykorzystać swój pobyt w Rzymie jak najlepiej.
Kiedy dotarli do willi, jego przyjaciel już wychodził, więc Halius tylko życzył mu przyjemnego pobytu w łaźni, a sam udał się do ogrodu, zachodząc po drodze do biblioteki tamtego i biorąc sobie coś do czytania. Kazał Ludrisowi trzymać się niedaleko, bo miał zamiar jeszcze wyjść za jakiś czas i rzekomo potrzebował jego ochrony. Cóż, wcale jej nie potrzebował, chciał wzbudzić w nim zazdrość i sprawdzić, jak szatyn zareaguje, tymczasem rozsiadł się wygodnie, przez chwilę starając się skupić na jednym z poematów, jednak te nigdy nie były dla niego. Wiersze go męczyły, mimo to czytał je, bo nie raz w towarzystwie musiał wygłosić o nich jakąś opinię, to było pożądane, bawiło go tylko, że ci, którzy o wierszach zwykle mieli najwięcej do powiedzenia, najczęściej pierwsi kończyli pod stołem, zachowując się jak najgorsze bydło. Jednak tak, rozmowy o tych wszystkich poematach były najczęstszymi, zaraz po rozmowach o polityce i sprośnych żartach.
Przesiedział tak jakiś czas, bardziej pogrążony we własnych myślach niż w lekturze, po czym udał się do swojej cubiculum.
– Przyślij do mnie zaraz Ludrisa – rzucił jeszcze do jakiegoś krzątającego się po willi niewolnika, a ten skłonił się i zniknął od razu.
Kiedy tylko wszedł do cubicula nocturna, obmył twarz wodą i zrzucił z siebie tunikę, szukając czegoś bardziej odpowiedniego do jego planu.
– Wzywałeś mnie, panie – usłyszał po chwili za sobą i odwrócił się. Specjalnie zostawił uchylone drzwi i to była bardzo dobra decyzja, bo żołnierz stał w nich, przyglądając mu się uważnie.
– Ach tak – odezwał się Halius, starając się zachowywać naturalnie, mimo że w środku drżał przez to wszystko. Stał przed tym legionistą całkowicie nagi, udając, że wcale nie obchodzi go to, co tamten sobie o nim pomyśli. W końcu, po dłuższej chwili, odwrócił się, znowu szukając czegoś, co mógłby założyć. – Chcę, żebyś gdzieś ze mną poszedł – oznajmił. – Lixas wspominał mi o pewnym miejscu, pewnie kojarzysz, można tam korzystać z różnych uciech, bez obaw, że któryś z ludzi cezara cię pojmie.
Wybrał jedną z gorszych tunik, starając się sprawiać wrażenie, że chce ubrać się tak, żeby wtopić się w tłum i zajęty tym nawet nie zauważył, że Ludris wszedł do środka, cicho zamykając za sobą drzwi.
– Nie powinieneś tam chodzić, panie – oznajmił, sunąc wzrokiem w dół, po linii kręgosłupa senatora.
– Niby dlaczego? – zapytał tamten, oglądając tunikę, którą trzymał w dłoniach. – Potrzebuję jeszcze płaszcza – powiedział niby do siebie, nasłuchując uważnie jakiejś reakcji ze strony szatyna.
– Konstantyn ma oczy i uszy wszędzie – odpowiedział Ludris, zbliżając się jeszcze o krok do Haliusa.
– Mniemam, że twój gladius mnie obroni, po tylu latach chyba dobrze nim władasz? – odezwał się tamten, odwracając się i na chwilę wstrzymując oddech. Nie spodziewał się, że żołnierz był tak blisko. Wpatrywał się w niego uważnie, po czym zaczął zakładać tunikę na siebie, ale silny uścisk na jego nadgarstku zatrzymał go.
– Obiecałem cię bronić, panie, ale czy powinienem też bronić cię przed głupimi decyzjami? – zapytał Ludris, przez co brunet ponownie wstrzymał oddech. To coś w jego oczach... Zazdrość? Złość rozpalająca te niebieskie tęczówki? Nie wiedział, był jednak pewien, że w tym momencie go pragnął, choć nie miał zamiaru dać po sobie tego poznać. Prychnął i wyszarpnął rękę z uścisku legionisty.
– Nie zabronisz mi zaspokajania własnych potrzeb – oznajmił. – Zaprowadzisz mnie tam, czy ci się to podoba, czy nie. Za to ci płacę.
– A jeśli nie? – zapytał Ludris, unosząc dłoń i delikatnie przejeżdżając nią po ramieniu bruneta.
Ten od razu wciągnął głośno powietrze i odsunął się, o mało nie potykając się o własne stopy, do tego odruchowo osłonił się tuniką. Ten przeklęty żołnierz nie miał pojęcia, co wyprawiał. Mógłby się teraz na niego rzucić.
– Przyniosłeś mnie tutaj, gdy spałem – powiedział, na co tamten skinął głową.
– Tak, panie – potwierdził.
– Dlaczego? – zapytał Halius, chociaż tak naprawdę nie miał pojęcia, czy chce poznać odpowiedź. A jeśli ten żołnierz powie mu teraz, że go brzydził?
– Mógłbyś pomyśleć, że to tylko sen – odpowiedział szatyn, co dla Haliusa zabrzmiało właśnie tak, jak się tego spodziewał. Odruchowo uniósł dłoń, chcąc spoliczkować tego legionistę, jednak tamten był szybszy i nawet nie wiedział, kiedy złapał jego nadgarstek i pchnął na ścianę, tak, że plecy Haliusa zderzyły się z nią, wypychając całe powietrze z płuc. Nie miał pojęcia, jak długo patrzył na szatyna całkowicie zdezorientowany tą sytuacją, ale w końcu wróciła mu dawna bojowość.
– Nie masz prawa – wycedził przez zęby, jednak szatyn zamknął mu usta swoimi.
Halius tego jeszcze bardziej się nie spodziewał, ale zareagował automatycznie, uwalniając rękę i przyciągając żołnierza do siebie. Tak bardzo go pragnął, że chyba nawet nie umiał opisać tego słowami. Jego dłonie zjechały na biodra szatyna, przyciągając je do swoich, kiedy ten całował go tak, że aż brakowało mu tchu, jednak tak szybko, jak to zrobił, odepchnął żołnierza od siebie i spojrzał na niego z wyrzutem, a Ludris zaśmiał się od razu, po czym odpiął miecz od pasa i odłożył na sellę. Halius obserwował uważnie każdy jego ruch i kiedy tylko szatyn ponownie się zbliżył, przyciągnął go do siebie. Nawet nie zorientował się, że ten pchnął go na łoże, dopiero kiedy jego ciało otulił miękki materiał, a żołnierz pochylił się nad nim, zdał sobie z tego sprawę.
Nie miał pojęcia, co on wyprawiał, chcąc oddać mu się po raz kolejny i to kiedy nie minęła nawet doba, jednak w jego głowie ciągle kotłowały się słowa jego przyjaciela. Rzym był miastem uciech i rozpusty, i zawsze nim będzie, dlaczego miałby z tego nie skorzystać, kiedy tutaj jest. Kto wie, kiedy znowu nadarzy się okazja, a w Londinium, cóż, tam nie miał do swojej dyspozycji tak atrakcyjnych żołnierzy, a do tego chcących pogrążyć się w tym obłędzie tak samo, jak on.
A gdyby pod jakimś pretekstem zabrać go ze sobą do Londinium? Musiałby mieć naprawdę dobry powód, jednak nie miałby nic przeciwko, gdyby miał tam do dyspozycji to piękne ciało Ludrisa, kiedy tylko by zechciał. Mógłby wzywać go do siebie, gdy tylko miałby na to ochotę.
– Przyjdź do mnie w nocy – nakazał, odpychając go od siebie, sam nie mając pojęcia, jak mu się to udało. Pragnął go tak bardzo, ale gdzieś w głębi ducha wiedział, że to nie był odpowiedni moment na ich kolejne zbliżenie.
– Panie... – zaczął Ludris odsuwając się, a Halius pozbierał się szybko i złapał leżącą na skrupulatnie ułożonej mozaice tunikę, po czym zarzucił ją na siebie. Następnie wziął leżący na selli miecz Ludrisa i wepchnął mu go w dłonie.
– To rozkaz – oświadczył tylko, wypychając żołnierza za drzwi. Sam chyba nie do końca wiedział, dlaczego to zrobił, jednak był zdezorientowany tą całą sytuacją, już nie wiedział, czy tamten pragnie go tak samo, jak on jego, czy po prostu przyjdzie i wykona rozkaz. Musiał pozbierać myśli i przez kilka najbliższych godzin zrozumieć to wszystko.
Słowniczek:
Blanditia non imperio fit dulcis Venus - Powabem – nie na rozkaz – powstaje słodka Miłość
CZYTASZ
Etiam in morte superest amor [Larry ff]
FanficImperium Rzymskie, 330 r.n.e. Rzymski senator, zostaje napadnięty podczas podróży do Wiecznego Miasta. Kiedy tam dociera, żąda ochrony, którą ma mu zapewnić jeden z wojskowych trybunów.