Rozdział dziewiąty

256 19 7
                                    

Luca

Obecnie.

- Hayes, skarbie pospiesz się. Musimy zawieźć świeże ubrania mamie. Potem muszę wrócić do pracy. – Łapię za wcześniej spakowaną dla żony torbę.

- Tato, a czy mama umrze?

Zaniemówiłem. Zmartwiony popatrzyłem na syna. Kucnąłem i spojrzałem mu w oczy, by dowiedzieć się, dlaczego o to zapytał.

- Skąd ci to przyszło do głowy?

- No bo mama Hannah też miała raka i umarła. – Malec wyraźnie się zasmucił. W jego oczach zobaczyłem łzy.

Chryste. Zdecydowanie nie jestem przygotowany na rozmowę o śmierci jednego rodzica z pięciolatkiem. Ja sam nie jestem gotowy by zmierzyć się z tym co się dzieje w naszym życiu.

- Cóż, niektórzy ludzie faktycznie umierają na raka. Twoja mama nie umrze. Będzie walczyć i żyć dla nas. Rozumiesz? – Taką przynajmniej mam nadzieję.

- Tak, tato. – Wyraźnie się rozpogodził. - Chodźmy do mamy. Tęsknię za nią. – Chłopiec chwyta moją rękę i ciągnie mnie w stronę drzwi.

- Ja też synku. Ja też.

Hayes jest naprawdę pięknym chłopcem. Ma czarne kręcone włosy i duże, szare oczy. Jest trochę podobny do Danielle, ze względu na ciemne kręcone kosmyki, dlatego mało kto zwracał do tej pory uwagę na brak innych podobieństw. Nikt z zewnątrz nie wpadł na to, że mały jest adoptowany. My zresztą też o tym nie opowiadamy. Kto ma wiedzieć, ten wie.

Danielle. Moja żona. Moje serce. Kilka dni temu źle się poczuła. Miała straszny ból brzucha. Był na silny, że jak się zgięła w pół, to nie mogła się wyprostować. Od razu zadzwoniłem po karetkę. Dwa dni później usłyszeliśmy diagnozę, która powaliła nas na kolana. Złośliwy rak jelita grubego. Bardzo rzadki u osób poniżej czterdziestego roku życia. Wcześniej nie zwróciliśmy uwagi na inne objawy. Na przykład na to, że Dan sporo straciła na wadze. Przypisywaliśmy to stresowi w pracy. Miała bardzo ważnego klienta, którego musiała wybronić. To było jej być albo nie być w świecie adwokackim. Udało się jej, dzięki czemu teraz jest partnerką w wielkiej kancelarii. Do tej pory namawiałem ją, by pracowała ze mną, ale twierdzi, że to niezdrowe, że musimy być rozdzieleni chociaż kilka godzin w ciągu dnia. Do mnie ten argument kompletnie nie przemawia. Ja mogę z nią przebywać dwadzieścia cztery na dobę.

Dzisiaj jedziemy po raz pierwszy razem z synkiem, do szpitala. Moja żona miała mieć zrobione kompleksowe badania. Boję się. Tak bardzo się boję. Zrobiłem straszną głupotę i czytałem o tej chorobie w Internecie. Nie chcę jej stracić. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby jej zabraknąć.

Po dwudziestu minutach jazdy w końcu jesteśmy na miejscu. Obiecałem Dan, że wezmę ze sobą Hayesa, by ją zobaczył, bo się za nim stęskniła. Za pół godziny mają go odebrać ze szpitala moi rodzice i zabiorą go na kilka dni do siebie. Nie chcemy by patrzył na swoją mamę w takim stanie dłużej niż to konieczne. Zresztą ona pewnie i tak niedługo wróci do domu i wszystko wróci do normy. Nie może być inaczej!

Gdy docieram do sali żony, od razu widzę, że coś jest nie tak. Jej oczy są całe spuchnięte i zaczerwienione, jakby nie spała i płakała cały czas.

- Cześć kochanie. – Podchodzę i daję jej całusa. – Zobacz kto się stęsknił za swoją mamusią. – Hay podchodzi do niej i siada delikatnie na łóżku obok niej. Gdy Dan podnosi ramię, on od razu wtula się w jej ciało, a w oczach żony natychmiast stają łzy. Głaska go delikatnie po główce i całuje jego czoło.

Zaginione szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz