Dwudziesty-Drugi

443 45 0
                                    

Gdy Raven się obudziła pierwszw rzeczą którą zauważyła było silne słońce. Usiadła czując zdziwiona piasek pod sobą. Rozejrzała się. Pewnie by dłużej się napawała pięknem tej plaży gdyby nie leżące niedaleko niej ciało. Lucifer.

Znalazła się przy nim w sekundę i przewróciła go delikatnie na plecy.

  - Boże, Lucjan, obudź się, proszę !

Wstała z klęczek i poszła nabrać trochę wody w dłonie po czym oblała jego twarz. Chłopak zaczął się krztusić a ona odetchnęła z ulgą. Po chwili straciła grunt pod nogami i znalazła się w jego silnych ramionach.

  - Raven... Myślałem że mi się nie uda cię stamtąd zabrać...

Anielica położyła mu palec na ustach. Nie chciała by się zamartwiał w końcu uratował jej życie. Lucjan jednak odtrącił jej palec i przyciągnął do siebie mocno, z miłością, i złożył na jej ustach słony od morskiej wody pocałunek.

Ale ani jedno z ich dwojga nie wyobrażało sobie nawet co ich czeka.

Aleria uciekała. Czuła rozrywający ból w klatce piersiowej. Jakby ktoś jej wyrwał pół serca. Bo tak było. Uciekała bo taka była ostatnia prośba Raiden'a. A gdy jego oczy się zamknęły na zawsze, Aleria pękła w środku. Umierała razem z nim. Łzy przeszkadzały jej gdy uciekała przez las. To pewnie dlatego nie zauważyła że wbiegła prosto w rosłego mężczyznę. Nie udało się jej potraktować go prądem. Była bezbronna. Uniosła oczy i zobaczyła Anmaela.

  - Przywitaj się kochanie !

Złapał ją i odwrócił. Przed Alerią stała Matilda. W rękach trzymała swój miecz.

  - Mati... ? -Przez łzy Aleria nie rozpoznała własnego głosu.

  - Umieraj.

Mati wzięła zamach i dziewczyna poczuła jak ostrze miecza przebija się przez jej klatkę piersiową. Krzyknęła a ktoś położył jej rekę na ustach i po chwili zapanowały ciemności.

  - Ciii... Jestem tu...

Aleria otworzyła oczy. Raiden. Miał zakrwawione dłonie i zagojoną ranę na boku. Tej rany nigdy tu nie było. Znowu sen który wdarł się do ich rzeczywistości. Znowu sen... Aleria odetchnęła i położyła rekę na piersi. Poczuła małe zgrubienie i ciepłą maź w miejscu gdzie miecz z koszmaru ją dotknął. Ale ten sen był inny. Był realny. Spojrzała na Raiden'a wiedząc że prawdopodobnie widział jej nieudolną senną ucieczkę.

  - Musimy stąd wyjść, już jest rano. -powiedział spokojnie. Wyszedł z pnia pierwszy, rozglądając się uważnie. Nikt po za nimi wczoraj nie pomyślał o kryjówce w pniu, na ich szczęście. Aleria wyszła za chłopakiem i zamarła na widok zniszczeń. Gdyby nie deszcz przywołany przez Raiden'a, ich drzewo też by pewnie spłonęło. Tak jak reszta lasu. Wszystko było czarne i szare. Zieleń doszczętnie zniknęła. Ogień pochłonął wszystko.

  - Alerio... Chodź.

Spojrzała na niego. Krew i popiół wymieszały się na jego koszuli. Jego czarne skrzydła tylko czekały na nią. Rozłożyła swoje i wznieśli się nad zgliszcza. Nie wiedzieli dokąd lecieli. Po prostu oddalali się od chaosu i śmierci.

Nie dane im było się daleko oddalić.

Gdy Lucifer się od niej odsunął, oboje dyszeli. Zdarzały się takie momenty jak ten, kiedy chce się tylko wrócić do poprzedniej czynności, i mieć cały świat w dupie. Ale oni nie mogli. Lucjan pomógł dziewczynie wstać a potem unieśli się w przestworza ; lecieli przez dłuższą chwilę gdy zobaczyli dwie inne sylwetki lecące z naprzeciwka. Lucjan zamarł a Raven zaczęła się im lepiej przyglądać. I wtedy to się stało. Strzał. Jedno z ciał zaczęło upadać w dół podczas gdy drugie próbowało je zatrzymać. Raven ich rozpoznała.

  - Raiden !!

Pomknęła niczym strzała w kierunku rannego brata, gdy ją też trafiła kula. Lucjan złapał ją w powietrzu i oddalił się trochę by móc nadal obserwować scenę równocześnie ratując swoją dziewczynę. Kula przeszyła jej klatkę piersiową uszkadzając płuca. Lucifer położył ręce na jej klatce piersiowej pomimo cichym sprzeciwów Raven. Zamknął oczy, licząc na to że pomoże jej dość szybko by pomóc jej bratu. Nie mylił się ale nie pomyślał o konsekwencjach.

Aleria nie mogła go utrzymać. Raiden był zbyt ciężki, ciągnął ją w dół, a jego uszkodzone skrzydło drżało.

  - Musisz mnie puścić ..

  - Nie ! Nie zrobię tego, rozumiesz ?!

  - Alerio...

  - Nie !! Twój błagalny ton nic nie da !!! -Łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Nie wiedziała kto do nich strzelał, ale nie wiedziała na co czekali by zrobić to po raz kolejny. Byli przecież łatwym celem, no nie ?

  - Alerio, puść go i leć do Raven ! Szybko !

Dziewczyna spojrzała na nadlatującego demona. Nigdy nie była tak szczęśliwa że go widzi. Gdy był bliżej puściła Raiden'a i odleciała. W sensie, chciała odlecieć bo wtedy spojrzała w dół i zamarła. To co widziała było niemożliwe. Nawet z tej odległości mogła rozpoznać Matildę. Tę samą którą ona zabiła. To było niemożliwe. Nie słyszała już krzyków Lucjana by uciekała. Nie słyszała nawet bicia własnego serca. Słyszała tylko głos. Głos nienawiści i zemsty. I dlatego rzuciła się w dół jak strzała wiedząc dobrze że nie ma przy sobie broni. Stanęła na ziemi przed Mati z wyniosłą miną i zrobiła w jej stronę jeden krok. Mati wyciągnęła miecz, ale nie zrobiła nic. Jednak Aleria poczuła jak przeszywa ją ból, i upadła na kolana łapiąc się za brzuch. Po chwili zobaczyła upadające ciało Mati, i czyjeś nogi, które zbliżały się do niej nieuchronnie. Spojrzała na swoją dłoń ; krwawiła. Ktoś złapał jej brodę i uniósł. Spojrzała prosto w złote złowrogie oczy Anmaela i zamarła. To się nie skończy dobrze.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wybaczcie że krótki, ale zbliżamy się do końca, i próbuje utrzymać napięcie...

Szare AniołyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz