iii

164 12 5
                                    

   Lekcje były nużące, szczególnie w przypadku Remusa, który pomimo wybitnej inteligencji, szybko tracił zainteresowanie lub łatwo całkowicie się rozpraszał. Wynikało to głównie z irytującej osoby, Syriusza Blacka, który bezczelnie nie uważał na lekcji. Powiedzenie, że Black nie był tym zainteresowany — było by kłamstwem; chłopak najzwyczajniej w świecie ignorował profesora Binnsa, w tym momencie rzucając magiczne kulki w Ślizgonów. Wyglądał na niezmiernie z siebie zadowolonego, kiedy papierek wycelowany przez Jamesa utknął w samym środku koka Marlene Mckinnon. Dziewczyna przerwała rozmowę z Dorcas Meadowes i spojrzała zabójczym wzrokiem na dwójkę rozchichotanych Huncwotów, siedzących dwie ławki dalej od nich.

— Psst, Potter! — szepnęła blondwłosa. — Jeśli nie chcesz, aby Evans miała nadal Ciebie za totalnego debila, weź się w końcu ogarnij i naucz się czegoś przydatnego.

James uśmiechnął się koślawo, nie dając po sobie poznać, że zauroczenie rudowłosą dawno mu przeszło, a jego serce skradł pewien ponury Ślizgon. Obecnie bardzo obrażony Ślizgon.

— Może innym razem, Mckinnon. — odparł krótko, puszczając oczko dziewczynie.

Dziewczyna prychnęła i zdezaprobatą pokręciła głową, ale szybko zapomniała o Potterze, skupiając swoją cała uwagę ponownie na rozpromienionej Dorcas.

Remus roześmiał się w duchu; uwielbiał wymysły James i Syriusza, ale nie tylko jemu zaczynały powoli przeszkadzać. Bez żadnego głębszego powodu — po prostu stali się uciążliwi. Początkowo zrzucał winę za stałe rozdrażnienie i znudzenie na swój wilczy kompleks, jednak niedawno zrozumiał, że to wcale nie od pełni zależy jego humor. Bronił się rękami i nogami przed przyznaniem przed samym sobą prawdy — jego humor zależał od Syriusza Blacka. Również od faz księżyca, ale głównie od Blacka. Remus łapał się często na myśleniu o przyjacielu w sposób amoralny. Jako jego „brat" wstawiało go to w słabym świetle, nigdy nie powinny mieć miejsca. Był zirytowany, szczególnie nudny monolog Binnsa przeszkadzał mu w opanowaniu swojego wewnętrznego wilka. Warknął poirytowany, gwałtownie wstając z ławki i wychodząc z sali. Drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem, a chłopak oparł się o zimną ścianę, próbując opanować falę gniewu. Z wiekiem coraz ciężej przychodziła mu kontrola siebie w obliczu zbliżającej się pełni. Wiedział, że długo nie będzie musiał czekać, aż któryś z Huncwotów zacznie go szukać. Oderwał się przyjemnie chłodnej ściany, po czym ukrył się w najbliższej wnęce korytarza. Oddychał głęboko skupiając się na oddechu i oczyszczeniu umysłu z negatywnych emocji.

— Moony? — usłyszał cichy szept zza plecami.

Nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć, że to Syriusz. Znał ton jego głos tak doskonale, że nawet podczas przerw wakacyjnych, bez problemu potrafił odtworzyć głos przyjaciela w głowie.

— Nie musiałeś za mną wychodzić. — westchnął, starając się zabrzmieć jak najbardziej normalnie.

— Ale chciałem. Poza tym Binns strasznie przynudza. — odparł beztrosko.

Remus jedynie skinął głową, skrupulatnie unikając kontaktu wzrokowego z Łapą. Syriusz prawdopodobnie nawet nie zauważył dystansu wobec niego, bo przysiadł na posadzce tuż koło Lupina. Black nachylił się i dotknął delikatnymi wargami jego rozgrzane czoło. Remus czuł się jakby całe życie właśnie przeleciało mu przed oczami, a Syriusz niezwykle rozczulony posłał mu jedno ze swoich najbardziej powalających na kolana spojrzeń. Złapali ze sobą kontakt wzrokowy i oboje poczuli coś więcej, niż powinni. Ta chwila należała do nich. Tkwili w zawieszeniu, tylko milimetry ich dzieliły, a atmosfera zrobiła się nagle cięższa. Czarne długie puki włosów opadły nagle na twarz starszego, zasłaniając mu szare oczy, sprowadzając ich oboje na ziemię.

another love; jegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz