iv

112 9 22
                                    

   Pokój wspólny Ślizgonów był zdecydowanie bardziej żywy niż zwykle. Tłum uczniów zajmował całe pomieszczenie; ktoś nieprzytomny leżał pod stołem, na kanapie siedzieli zawodowi palacze, na parkiecie tańczyli pijani Krukoni, a James stał i podświadomie szukał właściciela kruczoczarnych włosów. I chwilę później, ku swojemu zadowoleniu, go znalazł. Był tak samo piękny jak zawsze. Jednak był mały problem; Regulus siedział rozwalony na kanapie, obściskując się z Bartym Crouchem. Obok nich leżał na wpół przytomny Evan. Potter autentycznie poczuł się zirytowany. Niby nigdy nie obiecali sobie wyłączności, jednak wiedział, że młodszy chłopak jawnie robił mu na złość. Szczególnie po ich ostatniej konfrontacji, był niemal tego pewien. Znał system obronny jakim posługiwał się Regulus. Odsuwał go od siebie w ten sam sposób jak tylko zbyt blisko siebie się zbliżyli. Nie obchodziły go żadne konsekwencje, gdy podszedł zdecydowanym krokiem do trójki młodszych Ślizgonów. Liczyło się tylko rozdzielenie dwójki chłopaków od siebie. Odepchnął Rosiera na bok, a Regulusa wręcz siłą zsciągnął z Croucha. Załapał chłopaka za chudy nadgarstek i wyciągnął z tłumu.

— Puszczaj mnie, kurwa, Potter. — warknął Black, gdy tylko był w stanie przekrzyknąć tłum.

Potter zignorował jego chamskie przywitanie, nie licząc nawet, że po wczoraj chłopak raczy zareagować inaczej. Cóż, zjebał, więc teraz musi to naprawić. Nie, nie naprawi tego, bo nie było czego. Oni byli niczym. A chciał aby byli czymś ważnym. I pięknym. Zasłużyli na to, ale okoliczności nie były sprzyjające.

— Jaką masz tym razem wymówkę? — zapytał, zakładając ręce na piersi i patrząc gniewnie na młodszego.

— Przytłaczasz mnie, Potter. — fuknął wprost Ślizgon.

James spojrzał na niego zdezorientowany. Regulus nie potrzebował nawet chwili, aby się zastanowić na odpowiedzią, co było jeszcze większym szokiem dla Pottera. Pragnął, aby każdy czuł się komfortowo w jego towarzystwie, szczególnie Regulus. Przekładał swoje szczęście nad szczęście innych. Wiele razy przyszło mu za to płacić, ale on nadal pozostawał wręcz do bólu empatyczny. Nawet jeśli słowa młodszego Ślizgona go zabolały, on nawet nie dał po sobie tego poznać. Zdążył się przyzwyczaić, że on potrafił zranić go w najbardziej dotkliwy sposób. Wręcz byli toksyczni wobec siebie.

— Po prostu osaczasz mnie Potter, zrozum kurwa, potrzebuję przestrzeni. — wypluł, a James poczuł obrzydliwy odór alkoholu.

Przez chwilę nie odpowiedział na zaczepkę Blacka, jakby nie pewnym co konkretnie zrobić. Nie chciał go zniechęcać do siebie jeszcze bardziej, choć podświadomie był świadomy, że to jedynie puste słowa. Puste słowa, które raniły. Dogłębnie, zostawiały ślady. Regulus Black ranił. Nosił w sobie ból i przelewał go na innych. Musiał odwrócić od siebie uwagę. Nie chciał wracać do ich sytuacji sprzed roku, gdy ze sobą nie rozmawiali. Nie mógł go stracić, nie teraz kiedy prawie go uratował z mroku.

— Oh, oczywiście, że tak. Ale uwielbiasz jak Ciebie pieprzę, wtedy nie masz nic przeciwko. Przyznaj to. — szepnął mu wprost do ucha, po czym odszedł zostawiając oniemiałego Ślizgona na pastwę losu.

   Był tak cholernie zirytowany. Nie na młodszego chłopaka, ale na siebie. Nie potrafił rozgryźć emocji między nimi. To wszystko było takie skomplikowane i zagmatwane. Black wpadał w jego życie i zamieniał je w kompletny chaos. Był tak bardzo rozdrażniony, że jednym łykiem przełknął Ognistą Whisky, nawet nie krzywiąc się z powodu jej posmaku. Wszystko to było tak popierdolone. Nie potrafił się odnaleźć, zaczynał powoli gubić siebie w uczuciach do młodszego, a nawet nie miał pewności czy ten posiada jakieś ludzkie uczucia. Był tak zamknięty na wszystkich i na wszystko, zimny i obojętny. A James ślepo chciał wierzyć, że w głębi duszy jego mały chłopiec taki nie jest.

* * *

Dochodziła trzecia w nocy, a James wcale nie czuł się lepiej. Ktoś, kto wymyślił stwierdzenie, że czas leczy rany, był w wielkim błędzie. Cóż, zasadniczo od jego ostatniego spotkania z kochankiem minęły zaledwie cztery godziny, więc nie powinien oczekiwać tak szybkich efektów. Jednak Potter z charakteru – zawsze chciał, aby wszystko było dobrze, opiekować się każdą zbłąkaną duszą oraz załatwiać wszystko szybko. W przypadku Regulusa, nauczył się przez ostatnie miesiące cierpliwości i bólu. Młody Black ranił go bardziej lub mniej świadomie, przez co Gryfon potem długo dochodził do siebie. Raz czuł się szczęśliwy przebywając w towarzystwie Ślizgona, a raz był smutny i zawiedziony. Był wykończony tą huśtawką emocjonalną. Potrzebował stabilności w życiu. Oboje jej potrzebowali.

— Potter, co ty dzisiaj tak zamulasz? Nie bawisz się dobrze? — spytał znienacka Frank, dosiadając się na kanapę koło Gryfona.

Huncwot tylko wzruszył lekceważąco ramionami, nie reagując za specjalnie na słowa kolegi z Domu. Przesiedzili chwilę w względnej ciszy, z racji, iż imprezowicze powoli odpadali, wykończeniu upojeniem alkoholowym lub zmęczeniem. A James siedział i myślał, był świadom bliskości Franka, którego dłoń delikatnie gładziła jego ramię, jednak nijak nie chciał na to reagować. Czuł się przytłoczony. Za dużo było dla niego.

— Dobra, będę się zbierał James. Do jutra. — odparł wyższy chłopak i klepnął bruneta po przyjacielsku w ramię.

— W porządku, do zobaczenia. — rzucił cicho w odpowiedzi.

Frank Longbottom wstał z kanapy i zniknął w tłumie uczniów. Odetchnął głęboko, w końcu mając chwilę dla siebie. Był trochę zdezorientowany, ale wszystko co wiązało się z młodszym Blackiem wprawiało go w taki stan. Naprawdę starał się być jak najbardziej empatycznym i wyrozumiałym. Jednak nie mógł nie ulec pokusie prowokowania Regulusa – to było silniejsze od niego. Byli jak dwa przeciwne bieguny. Mętlik i niestabilność była stałym elementem wszystkiego między nimi.

   Czuł na sobie czyjeś intensywne spojrzenie, albo mu się tak zdawało. Jednak zaczął uważnie rozglądać się po pomieszczeniu. Regulus stał przy przeciwległej ścianie i gapił się wprost na niego. W jego oczach był coś niepokojącego, a sam chłopak wyglądał na wręcz zaintrygowanego. James uwielbiał to bystre spojrzenie. Nagle Black podniosł delikatnie palec i zachęcił drugiego nastolatka do pójścia za nim. Potter westchnął głośno i ruszył za znikającym Ślizgonem. Dopiero gdy stanął z nim sam na sam, w cztery oczy, poczuł jak bardzo wstawiony był. Black jednak nie wydawał się bardziej trzeźwy; jego oczy błyszczały złowrogo, a na ustach błąkał się zadziorny uśmiech.

— Jak mogę Ci pomóc? — spytał starając się brzmieć na opanowanego, jednak zabrzmiało to jak najzwyczajniejszy pijacki bełkot.

Regulus Black spojrzał wprost w jego oczy, a James poczuł się jakby młodszy chłopak sięgnął na kroć jego duszy. Nic innego się nie liczyło, oprócz nich. Wszystko inne znikło, rozmazało się w jednolitą plamę, a oni stali w centrum wszechświata.

— Pocałuj mnie, Potter.

Nie zapytał czemu, nie zapytał skąd ta zmiana, ponieważ wiedział, że nie uzyska szczerej odpowiedzi. Nie zostało mu nic innego jak spełnić żądanie swojego chłopca. I pocałował go. Mocno i gwałtownie przywarł do ust młodszego Blacka, rozkoszując się ich nagłą bliskością. Jeśli tak miał wyglądać koniec, to on był wstanie poświęcić wszystko, aby na zawsze pozostać z nim. Wszystko to było tak irracjonalne, ale nie potrafił wytłumaczyć czemu mu uległ. Może przez te piękne błyszczące z pożądania oczy, może przez ilość wypitego alkoholu nie miał wystarczająco samokontroli? A może przez to, że był zakochany? Po każdym mroku wschodzi słońce, a teraz mrok odnalazł swoją najjaśniejszą gwiazdę.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 15, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

another love; jegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz