II

40 7 38
                                    

Chwila czyjegoś zainteresowania i uwagi potrafi sprawić, że dotychczasowe postanowienia o samostanowieniu i samotności z wyboru rozpływają się w powietrzu. Tak niewiele trzeba, by poczuć charakterystyczne mrowienie w brzuchu oraz zacząć snuć wyobrażenia o odległej przyszłości.

Wystarczy moment czułości, by serce z lodu zaczęło się roztapiać.

***

Mama wiele się nie pomyliła – niemal ściągnęła mnie wraz z kołdrą na podłogę, gdy budzik zadzwonił o siódmej rano. Na początku nie miałam zamiaru nic sobie z tego zrobić, podobnie jak w przypadku pozostałych porannych pobudek, ale szybko przypomniałam sobie swoje plany na dziś. To wystarczyło, bym ochoczo się przeciągnęła i podreptała wesołym krokiem do łazienki.

To jakieś szaleństwo: niedawno zerwałam z chłopakiem, szczerze przekonana do tego, że na najbliższy czas dam sobie spokój z płcią przeciwną, a tu proszę, wystarczył jeden dzień, bym zaczęła się cieszyć ze spotkania z kimś nowym. Nawet nie do końca nowym; kimś, kto przez cały ten czas znajdował się w moim otoczeniu.

Może przesadzałam? Może to po prostu koleżeńskie spotkanie, a ja zyskam nowego kumpla? Ale przecież komplementował mój uśmiech i zasugerował, że jestem ładna... Cholera, dopiero co zamieniłam z nim kilka słów, i to na dodatek przez komunikator, a już układam sobie z nim życie!

Te oraz inne myśli towarzyszyły mi przez kolejne lekcje. Ekscytacja nie pozwalała skupić się na omawianym materiale, więc nawet nie próbowałam udawać, że słucham nauczycielki. Patrzyłam tęsknie na wiszący nad tablicą zegar, prosząc w duchu o to, by wszystkie zajęcia już się skończyły.

Na przerwie wypatrywałam Vincenta wzrokiem. Laura oczywiście nie zamierzała tego pozostawić bez komentarza:

— Jest na drugim piętrze — rzuciła, jakbym zadała jej pytanie. Zmarszczyłam pytająco brwi. — Mroczny Vincent. Kręcił się przy sklepiku.

Charakterystyczne ukłucie w klatce piersiowej dało o sobie znać.

— I co z tego? Widzimy się dopiero po lekcjach. — Próbowałam udawać obojętną, ale w środku roznosiła mnie radość. Jeszcze nie widzieliśmy się po pierwszej rozmowie na czacie, więc ogromnie stresowałam się tym, jak powinnam się dzisiaj zachować, gdy spotkam go na korytarzu.

— Ale ja wiem, że bardzo chciałabyś go zobaczyć! — Przymrużyła oczy z rozbawionym uśmiechem. Jej powieki zdobił czarna kreska eyelinera; chyba ponownie walczyła rano z kosmetykiem, finalnie nanosząc go odrobinę za dużo.

— No dobra, jaram się mrocznym Vincentem! — zapiszczałam infantylnie, dając tym samym upust swoim emocjom. Podskakiwałyśmy z Laurą w miejscu jak idiotki, ściągając zainteresowanie pozostałych uczniów.

— Cześć, dziewczyny, czy coś mnie ominęło?

Do naszych uszu dotarł męski baryton, co od razu ściągnęło mnie na ziemię. Patrzyłam w roześmiane, niemal czarne oczy Vincenta, którego wzrost na moment odebrał mi mowę. Z powodzeniem mógł zmieścić mnie pod swoją pachą. Jak zwykle był ubrany na czarno, tym razem zamiast T-shirtu nałożył na siebie koszulę. Uśmiechnęłam się do niego, nadal zaskoczona jego nagłą obecnością. Teraz widziałam z bliska fioletowe, mroczne sińce pod jego dolnymi powiekami, a okrągła, wesoła twarz wywołała we mnie falę sympatii. Sylwetka chłopaka przypominała puchatego niedźwiedzia.

— Laura właśnie powtarzała mi wczorajszy kawał — powiedziałam, z trudem tłumiąc śmiech. Przyjaciółka posłała w moją stronę mordercze spojrzenie.

Gdzie mój Vincent?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz