Pierwszy pocałunek jest przełamaniem lodów. Tak, jak pierwsza rozmowa oswaja nas z obecnością nowopoznanej osoby, tak nie mający wcześniej miejsca całus oswaja nas z jej bliskością. Znikają bariery i intensyfikuje się uczucie, które powoli rozkwita, by rozwinąć swe pąki podczas splotów języka.
Z takiego miejsca nie da się już całkowicie cofnąć i zdystansować do byłej sympatii. To znaczy, oczywiście, że się da, ale udawać. Udawanie nie ma nic wspólnego z faktycznym wycofaniem się do punktu wyjścia. Rozum bierze udział w grze, przez którą serce cierpi. Czasami jednak nie istnieje inne wyjście.
***
Nadeszły dni, które swoim scenariuszem przypominały bajkę. Tamten spacer nad rzeką i usta Vincenta sprawiły, że znalazłam się w zupełnie innym wymiarze. Zazwyczaj początki znajomości miały słodki smak, ale nasz początek wręcz przypominał ulepek.
Codzienne wiadomości na dzień dobry i dobranoc, rozmowy na szkolnym korytarzu ze splecionymi dłońmi, długie spacery do późnej pory i kradzione pocałunki w wysokich trawach – tak wyglądała moja codzienność. Mroczny Vincent pojawiał się wszędzie, gdzie tylko spojrzałam i po raz pierwszy nie czułam z tego powodu dyskomfortu. Chciałam go widzieć, nieważne czy w gronie jego znajomych, które dzięki naszej znajomości skrupulatnie się powiększało, czy kompletnie samego, czekającego aż zobaczy mój uśmiech. On był skarbem, słońcem, które najchętniej umieściłabym w swojej kieszeni.
Z biegiem czasu zaczęliśmy wspólnie pojawiać się przy murku. Nie uszło to uwadze ludziom ze szkoły – zaczęli witać się z Vincentem i zagadywać go na przeróżne tematy. Szybko odkryli, jak wspaniałe poczucie humoru posiadał; czułam się dumna, że spotykam się z tak inteligentnym chłopakiem, a jego tusza przestała mieć dla kogokolwiek znaczenie. Cieszyłam się na myśl, że chłopak już nigdy nie doświadczy samotności i coraz więcej osób poznało się na jego osobowości wesołka.
Laura była trochę zła, że nie miałam dla niej tyle czasu, co kiedyś, jednak sama spotykała się z Marcinem, który swoją drogą szybko załapał jedną falę z Vincentem. Nasze wspólne spotkania na przerwach często wyglądały tak, że chłopaki dyskutowali na jakieś poważne tematy, przeplatając to żartami, a my z Laurą plotkowałyśmy na ich temat, opowiadając sobie przebieg naszych randek. Oczywiście nie mieli o tym zielonego pojęcia, co zawsze nas bawiło.
— Czarna Mambooo! — zawołał znajomy, niski głos, a tors jego właściciela przytulił się do moich pleców. Długie ręce oplotły mi szyję i ramiona, rozsiewając cudowny zapach Vincenta.
Położyłam dłonie na jego dłoniach, odchylając trochę głowę do tyłu, by lepiej się w niego wtulić. Posłał mi pandzie, wygłodniałe spojrzenie, od którego zarumieniły się moje policzki.
— Co tam, Niedźwiedziu? — Uniosłam brwi z tajemniczym uśmiechem. Właśnie trwała przerwa przed ostatnią lekcją, a ja nie mogłam się doczekać aż opuścimy budynek szkoły i spędzimy trochę czasu sam na sam.
— A nic. Tak sobie ciebie wołam — odparł potulnie, wsadzając na chwilę nos w zagłębienie mojej szyi. Pogłaskałam go po omacku po włosach, na co mruknął z zadowoleniem.
— Nie mogę uwierzyć, że za dwa tygodnie sobie stąd pójdziesz i już nie wrócisz. — Wydęłam ze smutkiem usta, rozplątując się subtelnie z objęć chłopaka i stając naprzeciwko niego. Chwycił mnie za ręce i wygiął zabawnie wargi, choć doskonale wiedziałam, że ta myśl nie napawała go entuzjazmem.
— Wrócę. Będę cię tu odwiedzać. — Założył kosmyk moich brązowych włosów za ucho. — Poza tym ty też za niedługo skończysz gimnazjum i zaczniesz rozglądać się za liceum.
CZYTASZ
Gdzie mój Vincent?
Teen FictionSzesnastoletnia Helena próbuje przedrzeć się przez wspomnienie nieszczęśliwej miłości. Myślami wraca do wydarzeń sprzed roku, nieustannie zadając sobie pytanie „Gdzie mój Vincent?". Początki są słodkie, niewinne i jakże niespodziewane. Jednak jedno...