social butterfly

726 38 9
                                    

Klara

Wszyscy moi rówiesnicy pragnęli zacząć nowe życie po gimnazjum. Niektórzy mieli zamiar zmienić się o przysłowiowe 180°, inni chcieli świeżego startu w miejscu, w którym nikt ich nie zna. Większość tych planów oscylowała wokół życia towarzyskiego, a mało kto skupiał się na nauce. Fascynowało mnie to, z jaką lekkością młodzi ludzie podchodzili do wyboru szkół i profili, co przecież mogło zaważyć na ich dalszym życiu, albo przynajmniej na karierze!

Ja nigdy nie byłam lekkoduchem, miałam jasno wytyczony cel, którego zamierzałam się trzymać. Do liceum, na profil biologiczno-chemiczny, udałam się bynajmniej nie w celu zawierania nowych znajomości, a po to aby zdobyć wiedzę, zdać dobrze maturę i dostać się na studia medyczne, ot co! Potem już tylko pracować w zawodzie i przez kolejne lata zdobywać doświadczenie, a przede wszystkim - zarabiać dużo pieniędzy i zapewnić sobie stabilną sytuację finansową w tym niestabilnym kraju lub poza jego granicami, jeśli będzie trzeba.

Cel był tak piękny, tak jasny, a droga do niego prosta jak z bicza strzelił! Mimo to, "coś" zawróciło mi w głowie, przesłoniło drogę do celu i wywróciło moje życie do góry nogami. To "coś", czy raczej "ktoś", okazało się być czymś czego nie szukałam, a co mimo wszystko znalazłam.

W liceum, tak jak w gimnazjum, chciałam pozostać w cieniu i w spokoju skupić się na nauce. Na pewno nie miałam w planie angażować się w jakiekolwiek znajomości, a tym bardziej w bliższe relacje! Ja taka nie jestem! Zawsze byłam tą szarą myszką, tym cichym kujonem, który w USA może budziłby swego rodzaju postrach, ale w Polsce może jedynie wzbudzać politowanie. Ludzie omijali mnie bez większych emocji, a ja także ich nie zaczepiałam. Właściwie, to nigdy nie potrafiłam zupełnie poprawnie przeprowadzić prostej rozmowy.

Moje umiejętności wchodzenia w interakcje z innymi osobami można porównać do umiejętności wokalnych przeciętnego frontmana lokalnego zespołu disco-polo. Niby znam teorię, niby przeprowadziłam podstawowe doświadczenia w praktyce, ale w zasadzie średnio się do tego nadaję, o czym przypomina mi większość osób, z którymi miałam styczność. Zazwyczaj rozmawiam z innymi osobami tylko wtedy, kiedy jest to niezbędne lub opłacalne.

W tym miejscu powinnam zaznaczyć, że fakt, iż nie posiadam prawie żadnych zdolności komunikacyjnych, nie oznacza, że nie chcę z nikim rozmawiać. Ja po prostu nie potrafię. Nie jestem jednak dziwolągiem, który tylko się uczy i wykonuje podstawowe czynności niezbędne do życia, a poza tym nic. Nie, to jest trochę bardziej skomplikowane.

Bardzo aktywnie udzielam się w internecie i na forach gdzie nikogo nie znam osobiście. Oprócz tego dużo czytam i to nie tylko literatury naukowej. Oglądam filmy i słucham popowej muzyki, a na dodatek biegam. Tak, biegam prawie codziennie i jestem z tego dumna (żeby długo żyć należy być w formie). Właściwie jestem przeciętną nastolatką, która dba o siebie, uczy się i spędza czas w swoim towarzystwie.

W teorii powinno mi to wystarczyć i w zasadzie tak było, ale tylko wtedy, gdy byłam w domu. Tam zawsze znajdzie się jakieś zajęcie, można sięgnąć po książkę lub włączyć film na youtube. W szkole człowiek czasami po prostu się nudzi, a gdy ja zaczynam się nudzić, no cóż, przyglądam się ludziom. Jest to niezwykle pasjonujace zajęcie, zwłaszcza że dane jednostki z gatunku homo sapiens potrafią się między sobą różnić ogromnym stopniu.

W mojej nowej klasie znalazło się wiele interesujących przedstawicieli naszej populacji. Minął niecały pierwszy tydzień września, a ja już mogłam niektórych zaliczyć do pewnych grup społecznych. W klasie 1c (czyli mojej, biologiczno - chemicznej) utworzyła się grupa kujonów, do której bym się zaliczała, gdybym nie była odludkiem. Oprócz niej powstała jeszcze grupa tzw. "popularnych dzieciaków", ja bym ich tak nazwała, bazując na ich zachowaniu, ale cóż, minął dopiero tydzień, więc nie mogę mieć pewności. Znalazły się tu także "typowe blondynki", choć tylko jedna miała tlenione włosy, a dwie pozostałe były pofarbowane na smolistą czerń, która w żadnyn względzie nie pasowała im do cery. Chwile się zastanawiałam jakim cudem osoby, które wolą malować się na lekcji niż słuchać nauczyciela, dostały się do liceum o całkiem wysokim poziomie. Dla mnie był to absurd, dopóki nie uświadomiłam sobie, że w niektóre miejsca łatwiej dostać się dzięki plecom niż mózgowi.

Z poszczególnych grup nastolatków, a także z tych, których nie potrafiłam na tym etapie zaszufladkować, można było wyróżnić prawdziwe indywidualności. Byłam oczywiście ja, klasowy odludek, typowa "szara myszka", nosząca okulary i ubierająca się w wygodne ubrania, które nie koniecznie były ładne. Wytypowałam także klasowego clowna w osobie Mirka Szczęsnego. Od razu zastanowiłam się, co miało wpływ na jego charakter. Często dzieciaki, które za wszelką cenę zwracają na siebie uwagę, nie dostawały jej od rodziców, gdy były małe. To całkiem smutne. W przypadku Mirka nie mogłam mieć pewności, bo nic o nim nie wiedziałam, a snucie własnych teorii na podstawie praktycznie zerowych informacji, to bardziej wróżenie z fusów niż jakakolwiek metoda naukowa. Oprócz mnie był jeszcze jeden cichy dzieciak, w bluzie z kapturem, który wyglądem i zachowaniem pretendował do tytułu domniemanego dilera narkotyków. Jednak on przeniósł się po zaledwie miesiącu do innej szkoły i słuch po nim zaginął.

I była również ona. Alicja Olejnik. Piękna dziewczyna o jasnobrązowych włosach i szarych oczach. Miała uroczy uśmiech i do każdego odnosiła się z szacunkiem. Była miła i pomocna, przez co szybko wyrabiała sobie nowe znajomości. Nie nazwałabym jej ideałem dziewczyny, co to to nie. Według mnie była za głośna i zbyt energiczna i wszędzie było jej pełno. Na dodatek ubierała się bardzo ekstrawagancko, co mi by nawet przez myśl nie przeszło. Czasami była wręcz nienaturalnie wesoła, co z nieznanych mi przyczyn wyprowadzało mnie z równowagi. Mimo to wszyscy ją lubili i nie znałam osoby, której ona by nie lubiła. Choć to mogło być złudzenie powodowane jej przyjaznym zachowaniem.

Tak prezentowało się zbiorowisko osób, z którymi miałam spędzić najbliższe lata. Nie miało dla mnie znaczenia to, z kim się zaprzyjaźnię i czy w ogóle do tego dojdzie. Chciałam wśród tych osób znaleźć choć kilka, które w razie potrzeby wyślą mi notatki lub pomogą z zadaniem. Musiałam dokładnie zbadać grunt, ale na to potrzebowałam więcej czasu. Nie wiedziałam jeszcze kto z jakiego przedmiotu jest dobry, które osoby mają czytelne pismo, a które wcale nie prowadzą notatek. Zdobycie tej wiedzy bez rozmawiania z ludźmi było praktycznie niemożliwe, ale radziłam sobie już w gorszych sytuacjach. Na razie byłam pewna jednego: jeśli nie będę miała się do kogo zgłosić, to Alicja będzie moją ostatnią deską ratunku. Nie wyobrażałam sobie, żeby tak miła dziewczyna mogła komukolwiek odmówić pomocy.

W tym momencie jedyne co mi pozostało to obserwować i modlić się żebym nie była zmuszana do przeprowadzania zbędnych konwersacji z rówieśnikami. Spójrzmy prawdzie w oczy, ja do liceum przyszłam się uczyć.

Miłość, której nie szukałamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz