religia i inne przydatne przedmioty

286 28 5
                                    

Klara

Idąc na biol-chem byłam święcie przekonana, że nauczyciele pozwolą nam się skupić na naszych przedmiotach wiodących. Byłam jednak w błędzie. W prawdzie wiedziałam, że w pierwszej klasie będziemy uczyć się wszystkich przedmiotów, a dopiero w drugiej dyrekcja wyrzuci z naszego planu lekcji niektóre z nich, ale nie miałam świadomości, że ktoś każe nam wziąć się do roboty na tych mniej przydatnych lekcjach. Rozumiem jeszcze jezyk polski, a nawet historię. Pewna wiedza zdobyta na tych przedmiotach przyda się w ten czy inny sposób w dorosłym życiu. Ale do jasnej anielki, kto to wymyślił, żeby na poważnie brać religię! Nikt o zdrowych zmysłach nie uznałby, że ten przedmiot powinien być egzaminowany! Jak dla mnie w szkole w ogóle nie powinno być nauki o wierze, a na pewno nie o jednej konkretnej, bo to trochę dyskryminujace. Jednak do wyboru miałam to albo etykę, a po przygodach z jakże kompetentną nauczycielką etyki w gimnazjum, wolałam już nie ryzkować. Z dwojga złego wolę lekcję na którą chodzi większość uczniów, niż kolejne sam na sam z nieznaną mi nauczycielką. Chociaż po jakimś czasie plułam sobie w brodę, że nie wybrałam tajemniczej opcji "sam na sam", ona pewnie byłaby dużo cichsza.

Przez ostatnie kilka tygodni, niewiedzieć czemu, dwójka najgłośniejszych dzieciaków w klasie upodobała sobie moje towarzystwo. Kompanem do rozmowy byłam z reguły średnim, ale nie chciałam być niemiła (ani uznawana za dziwaka), więc czasami prowadziłam z nimi niezobowiązujące rozmowy. W krótkim czasie przyczepili się do mnie jak rzep do psiego ogona i często sami z siebie szukali mojego towarzystwa. Do tej pory nie jestem w stanie stwierdzić co takiego we mnie zauważyli, iż postanowili poświęcać mi swój cenny czas. Może uznali mnie za swoją maskotkę.

Zdarzało się też, że siadali ze mną w ławce, zupełnie nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia ich "fajnienszych" (tj. głośniejszych) kolegów i koleżanek.
I właśnie na religii postanowili usiąść ze mną w jednej z pierwszych ławek w klasie. Było to możliwe dzięki temu, że sala katechetyczna miała potrójne ławki. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić kto wpadł na ten jakże genialny pomysł, bo jak dla mnie nie było to ani wygodne ani funkcjonalne. Osoba siedząca w środku, którą w naszym wypadku był Mirek, nie miała nawet gdzie powiesić plecaka!

Próbowałam sobie wyobrazić jeden z możliwych powodów powstania tego ewenementu wśród szkolnych ławek i na myśl przychodziła mi tylko jedna rzecz, a mianowicie "integracja uczniów". Gdybym była człowiekiem dorosłym, żyjącym w swoim świecie i o dawno już ukształtowanych przekonaniach, pomyślałabym pewnie, że taki rodzaj stolika świetnie sprawdzi się w uduchowionej sali katechetycznej. Dzięki niemu uczniowie mieliby w łatwiejszy sposób dyskutować na wzniosłe tematy i dzielić się swoimi opiniami.

W rzeczywistości dyskusji na temat nie było, bo nauki należało przyjmować takimi jakimi podawał je ksiądz. Za to inne rozmowy były ciężkie do przeprowadzania, bo dwie osoby musiały się do siebie nachylić, a trzecia nieco odsunąć, a to od razu przyciągało sokoli wzrok katechety, który nie tolerował rozmów zakłócających jego teologiczne wywody. Ta sytuacja wprowadzała też dodatkowy stres do życia introwertyków, czyli do mojego własnego także.

W zasadzie nie byłam pewna co skłoniło moich towarzyszy do wybrania ławki z przodu, bo wątpiłam, że to tylko i wyłącznie moja skromna osoba, przez co ciekawość zżerała mnie od środka. W końcu nie wytrzymałam i zadałam pytanie:

- Dlaczego siedzicie z przodu, skoro z tyłu są wolne miejsca?

- Lubię dramy z księdzem - odpowiedziała najzwyczajniej w świecie Alicja, wzruszając przy tym ramionami.

Miłość, której nie szukałamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz