Rozdział 2.

551 31 5
                                    


Już miałam otwierać usta, chociaż nie wiedziałam, co z nich wyleci, ale uratował mnie odgłos zatrzaskiwania drzwi wejściowych. Kuba zmarszczył poirytowany brwi, ale szybko się zreflektował, uśmiechnął i wstał z krzesła.

– Kuuuubaaa!!! – wstrząsnęło ścianami przedpokoju.

Oboje się wzdrygnęliśmy na dźwięk tego wrzasku. Po sekundzie do pomieszczenia wparowała Marta. Spojrzała to na mnie, to na swojego brata i znowu na mnie.

– Co tu się wyprawia – zapytała podejrzliwie i zaraz dodała: – Mam nadzieję, że pod tym kocem jesteś ubrana – wypaliła.

– Spadaj – ocknęłam się z mojego zadżumienia, zrzuciłam z siebie przykrycie i poderwałam się na równe nogi – Gdzie ty w ogóle byłaś? Umówiłyśmy się na trzecią – zarzuciłam, kierując się w stronę korytarza.

Z walącym serem unikałam wzroku Kuby, ale cały czas go na sobie czułam. Jakby mnie nim fizycznie dotykał.

– Wszystko przez niego – wskazała oskarżycielskim palcem na brata – Musiałam odebrać jakąś jego paczkę po drodze – zadrżała z zimna.

– Ktoś musi moknąć, żeby ktoś inny moknąć nie musiał – oświadczył Kuba z chytrym wyszczerzem – Gdzie masz tę przesyłkę?

– Masz, ale dawaj za to kasę, jak obiecałeś i...

Weszłam do pokoju wskazanego przez Martę i już ich nie słyszałam.

Oddychałam szybko, a moje serce wciąż cwałowało w piersi. Jak to możliwe, że wciąż tak na niego reagowałam? Przecież miałam dwadzieścia, a nie piętnaście lat. I jak to możliwe, że on z roku na rok wyglądał lepiej i lepiej? Gdzie była sprawiedliwość?

– Ja pierdolę – szepnęłam do siebie, przypominając sobie dotyk jego skóry, kiedy musnął mój kark, gdy narzucał mi na plecy koc.

Koc. Gorąca herbata. Ręcznik.

Pokręciłam głową ze śmiechem. Śmiechem rozpaczy. Wyglądało na to, że moja nastoletnia tortura właśnie się na nowo odradzała. Idealny facet. Nieosiągalny idealny facet.

Znowu byłam na najlepszej drodze do zadurzenia się w Kubie. Boże, tylko nie to, pomyślałam ze zgrozą. A tak mi dobrze szło. Zero facetów, zero zadurzeń i zero kłopotów.

– Wszystko okej? – usłyszałam za sobą.

– Tak, dlaczego? – odwróciłam się do Marty.

– Wyglądasz, jakby ci było słabo – podeszłą do mnie i dotknęła mojego czoła – Chyba masz gorączkę.

– Daj spokój – odsunęłam się od jej ręki.

– Musiałaś coś złapać. Nic dziwnego, ta pogoda to jakiś pieprzony koszmar. Patrz na moje włosy – dotknęła swoich powyginanych od wilgoci kosmyków – Wyglądam jak szczotka od mopa – jęknęła – A ty zaczekaj przyniosę ci jakąś witaminę, albo coś – wyszła z pokoju zanim zdołałam ją zatrzymać i zapewnić, że nic mi nie jest.

To tylko twój brat, miałam ochotę za nią krzyknąć. To tylko twój cholernie idealny brat i ten jego koc, herbata i ręcznik.

Podeszłam do okna i wyjrzałam na zewnątrz. Deszcz siekł niemiłosiernie w okna i tarabanił o parapety. Na samą myśl, że będę musiała znowu wyjść na zewnątrz, dostawałam kolejnych dreszczy.

– Pokaż mi czoło – usłyszałam za sobą.

Odwróciłam się gwałtownie.

– Co? – mruknęłam.

Słodki sen LidiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz