Chapter 25.

183 14 1
                                    

Harry

Ostatecznie skończyłem w łóżku z Malfoy'em. Krzyknąłem parę razy, bo nie pozwolił mi krzyknąć więcej. Ostatecznie zasnąłem i miałem koszmar, więc po raz kolejny płakałem. Znowu pozwolił mi płakać w swoje ramię. Był spokojny, gdy po raz setny musiał mówić mi, że to nie moja wina. I przytula tak dobrze... Gdy przestałem, było około trzeciej nad ranem i obaj byliśmy zbyt zmęczeni, by przestać się nawzajem przytulać.

Kiedy obudziłem się rano, leżałem na nim. Oddychał głęboko, ale myślę, że znowu miał koszmar, bo jego brwi były ściągnięte.

– Malfoy... – wymamrotałem i dotknąłem jego odrobinę mokrych włosów – Malfoy, obudź się.

Zacisnął mocniej powieki w panice, jęknął wystraszony i otworzył oczy.

– Złaź ze mnie-e! – krzyknął, ale za moment zrozumiał, co się dzieje – Przepraszam. Co Ty na mnie robisz? Och, nieważne, już pamiętam.

– Przepraszam za wczoraj i za to, co się stało w nocy. – wymamrotałem.

– Powiesz mi teraz, dlaczego uciekłeś z domu? I zabierz rękę z moich włosów.

– W skrócie, to byłem głodzony i bity, codziennie mówiono mi, że nie powinienem był się urodzić i jestem świrem. Sowa Hermiony zbiła szybę w salonie i wuj wściekł się tak bardzo, że musiałem po prostu uciec.

– Och... Cóż, szlamy...

– Nie nazywaj jej szlamą!

– Okej, mugole, nie wiedzą, że nie powinni wysyłać sów do innych osób, które żyją wśród mugoli.

– Czemu nikt o tym nie mówi?

– Bo to oczywiste. Nieważne, ile książek by przeczytała, nigdy tego nie znajdzie.

– Masz rację. – zgodziłem się.

– Ona nie jest inteligentna, ona po prostu kocha czytać coś, czego nie będzie miała okazji nigdy w życiu użyć, bo jest to bezużyteczne.

– I znowu masz rację. Czemu Ty zawsze masz rację? – westchnąłem.

– Bo jestem inteligenty, Potter.

– Jesteśmy przyjaciółmi i nadal nie jesteśmy na "Ty". Znaczy jesteśmy, ale wołamy się nawzajem po nazwisku.

– Wołanie ludzi po imieniu jest dla mnie nienaturalne, oto dlaczego.

– Arystokrackie nawyki.

– Tak, czystokrwiści nie mają w zwyczaju mówić do siebie po imieniu. Jest to dla nas oznaka braku kultury.

– To dlatego zawsze nazywasz mnie "Potter".

– Tak. Możemy już wstać? Wiem, że jestem zajebistym materacem, ale muszę do toalety.

Wstałem z niego i wszedł do łazienki.

– Kurwa. – powiedział głośno.

– Co?

– Zapomniałem ubrań.

Zacząłem się śmiać tak bardzo, że zaczął mnie boleć brzuch.

– To nie jest śmieszne, Potter! – krzyknął wściekły, co sprawiło, że zacząłem śmiać się jeszcze głośniej.

– Po prostu owiń ręcznik wokół bioder.

– Ale zapomniałem ręcznika!

– Żartujesz, prawda!? – klęknąłem z powodu śmiechu.

– Nie! Kurwa, nie! Nie żartuję! Przestań się śmiać, Ty pierdolony idioto! Słyszysz mnie!? POTTER!

– Och, chuju Merlina... – łzy leciały z moich oczu.

– POTTER! – krzyknął wściekły, jak Snape, gdy czyjś kociołek wybucha.

– Czego ode mnie chcesz?

– Przestań się śmiać!

– Bo co?

– Bo Cię przepierdolę tak mocno, że nie będziesz mógł chodzić!

– Och, boję się. – zaśmiałem się.

– Mógłbyś, proszę, zamknąć oczy na pięć minut i nie patrzeć na mnie, gdy wyjdę z łazienki? – powiedział o wiele spokojniej.

Wziąłem kilka głębokich wdechów i wydechów.

– Malfoy, widziałem Twoją klatkę, więc boisz się, że co zobaczę? Twoje nogi? Może powiesz mi, że są za piękne, by były zobaczone przez moje oczy?

– Och, pierdolić Cię, wygrałeś. – westchnął i wyszedł z moim ręcznikiem wokół bioder.

Wziąłem gazetę, by ukryć za nią twarz, ale nie dało się na niego nie patrzeć, gdy mamrotał coś pod nosem wkurzony.

Ma ładne łydki. Takie chude. I ma duże stopy.

– Czemu na mnie patrzysz, Potter? – wyrwał mnie z transu.

– Masz duże stopy. – uśmiechnąłem się głupawo.

– Tak i co? – prychnął.

– Nie wiem, może masz też dużego chuja. – zażartowałem.

Zakrztusił się i zaczął kaszleć, więc do niego podszedłem i uderzyłem go w plecy. Ręcznik spadł na podłogę i ukrył swojego chuja w dłoni. Obróciłem się i spuściłem głowę zawstydzony.

– Potter! – krzyknął piskliwie, jak dziewczyna.

– Prze-praszam. – mruknąłem, moje policzki były czerwone jak cegła.

Westchnął głęboko. Usłyszałem, że podnosi ręcznik i otwiera kufer.

– I? Czy mam dużego?

– Ja... Nic nie widziałem. – spojrzałem na niego, drapiąc się po głowie.

Popatrzył na mnie nieprzekonany.

– Jeśli mówisz prawdę...

– Przysięgam! Nic nie...

– To świetnie. – wciął się.

– Przepraszam.

– Okej, łapię!

Wziął swoje ubrania i wszedł do łazienki.

𝐔𝐧𝐫𝐞𝐯𝐞𝐚𝐥𝐞𝐝 𝐒𝐞𝐜𝐫𝐞𝐭𝐬 || 𝐝𝐫𝐚𝐫𝐫𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz