-Kocham cię Cassandra.
Słowa te..Dla jednych marzenie, dla drugich koszmar. Gdzie jestem ja?
Cóż. Gdzieś pomiędzy.
Ostatnio słowa "Kocham cię Cassandra" usłyszałam od mojej mamy. Dwie godziny przed jej śmiercią. Pamiętam to jakby to było wczoraj. We dwie leżałyśmy do siebie przytulone na łóżku szpitalnym i rozmawiałyśmy o przyszłości.-Cóż mogę rzec. Bardzo adekwatny do sytuacji temat.-Mama lubiła takie rozmowy, mimo, że wiedziała, jak mało czasu jej zostało. Zawsze była optymistką, i zawsze wierzyła w to, że wyjdzie z tej choroby, ale widziałam po niej, tamtego pamiętnego dnia najwyraźniej w to zwątpiła. Dobrze pamiętam słowa jakie wtedy padły z jej ust..
''Cassandra. Zapamiętaj to co ci powiem. Bo może się to więcej nie powtórzyć. W naszym przypadku, każdy dzień może być ostatni, więc korzystajmy z tego co mamy. Musisz wiedzieć, że jesteś naprawdę wyjątkową dziewczyną. I nie mówię tego, że jesteś moją córką. Mówię ci to dlatego, że tak jest. Jesteś nad wyraz wyrozumiałą dziewczyną. Uważaj, bo ktoś w przyszłości może to wykorzystać. Szukaj tylko takich ludzi z którymi będziesz się czuła komfortowo. Którzy będą cię kochali taką jaką jesteś. Jasmine jest taką osobą, nigdy o tym nie zapominaj. Gdyby mi się coś stało, pamiętaj również o Jeremym, pamiętaj, że cię kocha ponad wszystko, zresztą jak tata. I najważniejsza informacja jaką musisz znać, to..Kocham cię Cassandra. Wiedz o tym, miej to w swoim sercu. Zawsze."
Te słowa towarzyszą mi od cholernych trzech lat. I nie powtórzyły się od tych cholernych trzech lat aż do teraz. Można powiedzieć, że ich unikałam, bo ja sama oprócz tacie nikomu ich nie powtarzam, może ewentualnie czasami Jass, ale na prawdę, te słowa miały zawsze tylko jeden sens, były to słowa mojej matki. Ostatnie słowa. Do mnie.
Cisza.
To towarzyszyło mi i Luke'owi odkąd wypowiedział te trzy ważne dla mnie słowa. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie byłam niczego pewna. Było to za.. za szybko. Mam tylko siedemnaście lat, skąd ja mam wiedzieć, czy kogoś kocham czy tylko mi się podoba. Boże.
Czy ja..Kochałam Luke'a?
W mojej głowie definicja słów ''Kocham cię'' nie była jakaś skomplikowana.
Dla mnie to takie uczucie, kiedy czuje się komfortowo przy tej osobie kiedy jesteśmy sam na sam. Dostrzeganie wad w tej osobie i akceptowanie ich mimo wszystko.
I teraz Tak naprawdę mogłabym wymieniać te cechy bardzo długo. Ale odpowiedź na pytanie, czy kocham Luke'a była już mi znana. Wszystko co znajduję się w tej mojej króciutkiej definicji Luke spełnia. Nawet więcej. Czuje się przy nim tak cholernie dobrze, ufam mu, wiem, że mogę na nim polegać, przede wszystkim czuje się bezpiecznie i tak na prawdę, czuje się chciana.
Tak. Kurwa, tak.
Kocham Luke'a.
-Zrozumiem jeśli nie odpowiesz nic, nie chce cię do niczego zmuszać. Po prostu chciałem, żebyś wiedziała co do ciebie czuje. Wiem, że może to za wcześnie ale, nie poczułem czegoś takiego do dziewczyny odkąd pamię..
-Też cie kocham Luke.-Przerwałam mu i znów zapadła cisza.
Luke nie odpowiedział już nic. Ale zrobił coś co znaczyło więcej niż tysiąc słów. Chłopak w jednej chwili złapał mnie za podbródek i złączył nasze usta w pełnym emocji pocałunku. Zawarł w nim wszystko co powinien. Każde niewypowiedziane słowo. Każdą emocje, która zawarta być powinna. I co było dla mnie najważniejsze, zawarł tam samego siebie. Luke oddał mi swoje serce.
I nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam w jego objęciach czując się najszczęśliwszą dziewczyną w całych Stanach Zjednoczonych.
***
LUKE POV:
-Kocham cię Cassandra.
O kurwa.
Dalej nie wierze w to, że jej to powiedziałem.
To wszystko stało się naprawdę szybko. Ale nie będę tego ukrywać, że po prostu się zakochałem. Cassandra jest wyjątkowa. Jest tak wyrozumiała i czuła. Zrozumiała mnie, kiedy nikt tego nie umiał zrobić. Nie wiem kiedy też wyszły ze mnie te wszystkie słowa o mojej przeszłości. To było tak cholernie naturalne, że aż nie podobne do mnie. Parę osób na początku miało okazje usłyszeć o mojej rodzinnej tragedii, ale wszyscy się ode mnie odwrócili. Później powiedziałem o tym również moim najbliższym przyjaciołom, z myślą, że przed nimi nie dam rady tego ukryć, mimo, że byłem pewny, że oni tak jak reszta również ode mnie odejdą. Cóż myliłem się. Zostali. I są do teraz..
Jackob, Hunter, Ethan i Issac.
Teraz do tej zamkniętej listy mogę dopisać jeszcze Cassandre.
Czy się tego spodziewałem? Nie. Prawda była taka, że odkąd ją poznałem myślałem, że nie do końca się dogadamy. Myślałem, że jest taka jak mówił Herenson. Że jest niewdzięczna i że nie umie się zachowywać. Poniekąd w to uwierzyłem kiedy ja chciałem jej pomóc, ona miała zbyt cięty język, żeby tamtej nocy wsiąść do tego jebanego samochodu, a ja chciałem być tylko miły. Cieszę się, że jednak wtedy nie odjechałem i nie zostawiłem jej samej. Może gdybym tak zrobił dalej byłbym tym dupkiem co kiedyś.
Bo właśnie przez nią, z czasem, naprawdę zaczęło zależeć. Zacząłem coś czuć. A co najgorsze, lub w sumie najlepsze. Wcale mi to nie przeszkadzało.
Chłopaki byli bardzo zdziwieni jak powiedziałem im o niejakiej Cassandrze Jones, bo ci, którzy dobrze mnie znali, wiedzieli, że uczucia zostały przeze mnie dawno wyłączone.
Ale pojawiła się ona, i wywróciła mój świat do góry nogami.
Niepokoiło mnie tylko jedno. Od wypowiedzenia przeze mnie tych trzech magicznych słów, nie odezwała się do mnie ani razu. Chwile zastanawiałem się nad tym co mam powiedzieć, żeby dobrze mnie odebrała. Nie chciałem na pewno, żeby pomyślała, że do czegoś ją zmuszam. Bo tak nie było, to ostatnia rzecz jaką bym chciał usłyszeć. Wymuszone słowa Kocham cię.
-Zrozumiem jeśli nie odpowiesz nic, nie chce cię do niczego zmuszać. Po prostu chciałem, żebyś wiedziała co do ciebie czuje. Wiem, że może to za wcześnie ale, nie poczułem czegoś takiego do dziewczyny odkąd pamię..
-Też cie kocham Luke.-powiedziała dziewczyna a mnie całkowicie sparaliżowało.
W mojej głowie wszystko wybuchło, tak samo jak w sercu, miliony zdań kręciły się w moich ustach chcąc z nich wyjść, ale żadne nie było odpowiednie, żadne nie pasowało do nas.
Dlatego właśnie bez żadnego zbędnego słowa po prostu wpiłem się mocno w jej usta. Ten pocałunek nie należał do tych wulgarnych. Nie było w nim agresji.
Tylko pasja, pożądanie i miłość.
Właśnie miłość. Dawno to słowo nie padło nawet w moich myślach. A tu proszę. Ta dziewczyna wszystko zmieniła. I można powiedzieć, że zwariowałem, ale tak cholernie się cieszę, bo tylko dzięki niej jestem w stanie zasnąć spokojnie nie myśląc o wszystkim co zgotował mi mój popieprzony los.
Ale za jedno mu jestem wdzięczny. Za to, że postawił na mojej drodze Cassandre.
Nie pamiętam kiedy usnąłem wtulony w jej włosy czując jej kojący moją dusze zapach.
***
CZYTASZ
Beginning of the end
Teen FictionDylogia „unexpected" Ona czuje się przy nim bezpiecznie. Ale czy powinna? Może to tylko złudzenie i to on ściąga ją na dno? Czy znajdą do siebie drogę? Czy wybiorą dobrze? Niestety, nie zawsze wybierzemy dobrze, nie zawsze podejmiemy decyzje, która...